sobota, 23 grudnia 2017

Nie rzuciłam pracy, aby siedzieć w domu z dzieckiem, czyli czym się dokładnie zajmuję

Na popularnym kiedyś portalu Nasza Klasa (NK) było w profilu pole pt. Czym się dokładnie zajmujesz? Pamiętam, że mało kto miał je uzupełnione. Jak myślisz? Jakie były tego przyczyny? Nie potrafię siebie określić? Nie zajmuję się niczym nadzwyczajnym? Chciałem robić fajne i ambitne rzeczy, lecz się nie udało? Co ja pokażę znajomym? Robię coś, czego się wstydzę, ale muszę, bo nie mam wyboru? Bo oczekiwałem, że mam szansę na coś lepszego? To moja prywatna sprawa? Co to za durne pytanie? Jeśli jesteś osobą bez określonej tożsamości zawodowej to na pewno przy świątecznym stole spotykasz się ze wścibskimi pytaniami. Nawet jak wyjaśnisz, to mało kto Cię zrozumie. Znajdą się też tacy, którzy to skrytykują, bo w ich mniemaniu powinieneś (łatwo powiedzieć) zajmować się czymś innym. Autorce tego bloga też nie dane było mieć jasno określoną tożsamość i poukładane życie, choć na NK zawsze coś w te pole wpisywałam - przynajmniej link do swojej strony. Jeśli czujesz, że należysz do tych osób - witaj w klubie. 

Nie rzuciłam pracy, aby siedzieć w domu z dzieckiem, czyli czym się dokładnie zajmuję

Zatem czym ja się dokładnie zajmuję? Postanowiłam to wyjaśnić w tym przydługim wpisie zarówno ciekawskim jak i tym nie rozumiejącym moich odpowiedzi na to pytanie, oraz tym, którym coś tylko wydaje się, że robię lub nie robię.

Nie rozumiem też jednego. Czy tylko robieniem rzeczy ambitnych, spektakularnych i na wysokich pozycjach, za którymi stoi gruba kasa i w których odnosimy sukcesy mamy prawo się pochwalić? A co z rzeczami, które w opinii społeczeństwa takie nie są? Czy robiąc je (z wyboru, z konieczności, albo dlatego, że tak wyszło) nie można być szczęśliwym i wartościowym człowiekiem? W tym wpisie postanowiłam też naprostować to zniekształcenie, które nam wbijano w umysły.

Pierwszą łatkę jaką można mi przypiąć to ta, że nie pracuję i siedzę w domu z dzieckiem. Akurat! Obecnie każda mama przyzna się, że z dzieckiem tak po prostu nie można sobie siedzieć i brakiem pracy to też nie jest. 


Faktycznie, moje dziecko zajmuje większość czasu w planie dnia, gdyż obecnie nie mam żadnej pomocy. Jedynie męża (pracuje w międzynarodowej firmie jako tester oprogramowania) w weekendy i wieczorami oraz świetlicę na siłowni, która nie jest czynna zbyt długo. Jestem do dyspozycji małego codziennie od 9:00 do 21:00. W tym czasie zajmuję się sobą i nim, byśmy byli zdrowo najedzeni i zadowoleni, czyli - czynności codziennego życia i rozwój dziecka. To naprawdę gruby orzech do zgryzienia, ale daję radę.

Najtrudniejsze w moim macierzyństwie uważam brak windy w bloku. Mieszkam na 3 piętrze i czuję się jak księżniczka z księciem zamknięta w wysokiej wieży.

Ale jestem księżniczką upartą, która kocha ruch na świeżym powietrzu, spacery, spotkania z ludźmi, siłownię, fitness, wycieczki, zwiedzanie, aktywności, o których napiszę przy czym zawsze towarzyszy jej książątko. Dlatego podejmuję się wysiłku, który gdy widzą znajomi to dziwią się jak sobie radzę. Oni by chyba dostali kurwicy. Moja kurwica jest ujarzmiona i stała się rutyną. Min. raz dziennie schodzę ze swojej wieży, bo do tego można porównać nasze wyjście z domu. Blokuję dziecko w bezpiecznym miejscu. Schodzę na dół z kluczem i torbami. Wystawiam wózek ze schowka pod schodami, stawiam przy drzwiach wyjściowych w klatce schodowej, wkładam do niego torby, wracam na górę. Przewijam i ubieram dziecko. Schodzimy na dół. Sadzam do wózka i wychodzimy. Powrót - znowu to samo a nawet jeszcze trudniej. Dwie rundki minimum.

Niech mi ktoś teraz powie, że przy dziecku nic nie robię? To praca zarówno fizyczna jak i umysłowa. Zwykłe wyjście na spacer na samą myśl o tym tłuczeniu się po schodach potrafi zdemotywować.

Czynności niedzieciowe jakie mogę robić przy dziecku to tylko te, które nie wymagają koncentracji. Choć staram się coraz więcej ich pogodzić. Mam na szczęście ten plus, że moje dziecko jest kreatywne, ma wyobraźnię, przez co umie bawić się samo i nie muszę non stop przy nim siedzieć. Jednak nadchodzi wielkie wyzwanie, bo zaczyna uczyć się chodzić, eksploruje cały dom i wywala rzeczy z szuflad. Trzeba coraz bardziej uważać. 

Przy tych czynnościach związanych z innymi moimi aktywnościami, do których potrzebuję spokoju pracuję codziennie w godz. 22:00 - 2:00. Nawet sobie żartuję, że to są moje standardowe godz pracy, w których jestem dostępna. W lepszej wersji gdy wstanę przed dzieckiem to 7:30 - 9:00 (jest tak samo ciemno i zimno).


Nie rzuciłam pracy, aby siedzieć w domu z dzieckiem, czyli czym się dokładnie zajmuję

Pracuj kiedy ma drzemkę - ktoś mi pewnie doradzi. Jeśli padnę z głodu to nad niczym nie popracuję. Czas drzemki wystarczy mi tylko na ogarnięcie przestrzeni, ugotowanie obiadu (zdrowe odżywianie potrzebuje czasu), zjedzenie go w spokoju i jak mały pośpi dłużej, to na pozmywanie. W tym wynajmowanym mieszkaniu nie ma jak zainstalować zmywarki, nad czym najmocniej wyję. Moim miejscem pracy jest tak naprawdę domowy zmywak, na którym spędzam albo 3 razy dziennie albo raz z dużą ilością roboty.

Najlepiej jest gdy zrobi sobie drzemkę o 17 i pośpi 2 godz. Wtedy jestem już po obiedzie, który gotowałam jednocześnie doglądając dziecko. Mogę spokojnie zrobić coś sensownego w miarę ludzkich godzinach. 

Ale co powiesz na to, że zdarzają się dni, w których... drzemki nie ma. Synek ma coraz więcej energii. Woli przeznaczyć dzień na odkrywanie świata niż sen.

Dlaczego nie oddasz go do przedszkola aby iść do pracy? Po pierwsze zapisy do przedszkola publicznego to cały proces, co ma określone daty wszystkich etapów więc nie można go oddać w dowolnej chwili. O ile się dostanie. W przyszłym roku będziemy się o to ubiegać. Na przedszkole prywatne teraz nie możemy sobie pozwolić, choć dążę do tego by to zmienić.

Najważniejsza kwestia, to czy można tak sobie pójść do pracy jak się idzie do fryzjera czy imieniny do cioci Gieni. Chciałabym!

Gdy czytam blogi prowadzone przez matki, widzę, że większość z nich przyznaje się, że wcześniej miały bardzo dobrą robotę w korporacji, niekiedy na odpowiedzialnym i kierowniczym stanowisku. Jednak zdecydowały się ją rzucić, aby zostać tzw. kurą domową (same się tak z przymrożeniem oka nazywają), ewentualnie rozkręcać kobiecy biznes. Godzą się na tradycyjny układ, gdzie on pracuje i zarabia a ona zajmuje się domem i dziećmi, w którym żyją z jednej pensji, bo wystarcza.

Jak najbardziej mają do tego prawo. To jest OK, jeśli mogą sobie na to pozwolić i przede wszystkim mają wybór. Każda kobieta sama decyduje co będzie dla niej i ich dzieci najlepsze. Może brać pod uwagę i to - rezygnację z kariery (często nawet dobrze zapowiadającej się), dla domu i dziecka.

Ja też zadecydowałam co wolę i...nigdy nie podejmowałam i nie podjęłabym takiej decyzji. Za nic nie planowałam rzucać pracy, bo mam duszę kobiety aktywnej, która chce się rozwijać, zarabiać i być niezależną. Zawsze chciałam tak: pracować w biurze na etacie poza domem, po urodzeniu dziecka przejść na urlop macierzyński i być z dzieckiem rok - półtorej, potem oddać go do żłobka i wrócić do pracy na etat.

Niestety w przeciwieństwie do wielu matek nie było mi to dane. Nie miałam żadnej roboty by ją rzucać. Nie byłam nawet na płatnym urlopie macierzyńskim, bo się do niego nie kwalifikowałam. O pójściu do pracy nawet nie wspominając. Po prostu...nie miałam takiego wyboru. Niech doceniają i cieszą się te które go mają.


Nie rzuciłam pracy, aby siedzieć w domu z dzieckiem, czyli czym się dokładnie zajmuję

Oficjalnie jestem osobą długotrwale bezrobotną zarejestrowaną w urzędzie pracy. Bez prawa do zasiłku.

Dlaczego? Nic nadzwyczajnego. Po prostu szukałam pracy, szukam do tej pory. Dotychczas żadna firma nie zdecydowała się mnie przyjąć. Chciałam, walczyłam, produkowałam się. Cóż. Nie udało się. Dla osoby z taką naturą jak moja była to bardzo trudna sytuacja.

Nie okłamujmy się, że taki jest też rynek pracy. Nie ma jej dla wszystkich, nawet tej poniżej kwalifikacji nie wystarcza. 

Rynek pracy jest jak gra w krzesełka. Ja niestety zostałam bez swojego. 

Pracodawcy wiedząc o tym stawiają bardzo wysokie wymagania, w których wygrywają tylko najlepsi. Niestety, zawsze będzie ktoś lepszy od ciebie i nie ma ludzi niezastąpionych.

Przez to wpadłam niestety w błędne koło. Nie mogę znaleźć pracy, bo nie mam doświadczenia, nie mam doświadczenia, bo nie mogę znaleźć pracy. Brak doświadczenia - taki argument podają najczęściej rekruterzy, którzy powiedzieli mi NIE. Wiem już, że będzie coraz trudniej, bo ta dziura się powiększa. Doświadczenie życiowe z innych dziedzin niż praca, nawet macierzyństwo w którym jesteś praktycznie każdym zawodem - mało który pracodawca weźmie to pod uwagę.

Musiałam dostosować marzenia do rzeczywistości. Nie mam dużych wymagań i mogę podjać się wszystkiego.

Praca zgodnie z wykształceniem? Mało ofert. A jak jakaś wyjdzie to przyjmą tylko kilku najlepszych z najlepszych z kilkuletnim doświadczeniem w ZAWODZIE.

Praca poniżej kwalifikacji? 2.000 kandydatów na jedno miejsce! Kto zwróci uwagę na twoje CV? Ono zginie w tłumie. Ci bez doświadczenia odpadną na starcie.

Tak wiem, muszę się wyróżnić. Każdy kandydat to wie i się wyróżnia. Na jedno wychodzi.

Mimo tych barier się nie poddaję i w jednym i drugim. Tylko jeszcze nie nadszedł mój czas.

Przez większość życia byłam bezrobotna niż pracująca. Jedynie co mi się udało i co dało mi pieniądze to praca opiekunki osób starszych w Niemczech z agencji pośrednictwa. To dlatego, że w tym zawodzie wyjątkowo praca jest i tam trafiają kobiety co nie odnalazłszy się na rynku pracy. Chciałam do tego wrócić, bo tylko to szło. Ale nie mogłam ze względu na ciążę.

Podczas tych lat bezskutecznego szukania pracy i przewinięciu się przez wielu doradców zawodowych i doradzających znajomych zaskoczonych, że ktoś może mieć tak pod górkę zdałam sobie sprawę z jednego. Nie ma żadnej reguły ani skutecznych sposobów na znalezienie pracy. Cokolwiek zrobisz poprawnie lub nawet jak nic nie zrobisz albo ci ją da albo nie. Znam osoby, co próbowały różnych sposobów. Efekt lub brak efektu był niezależnie jaką taktykę obrali.

Możesz być bardzo zaangażowany, pełny wiary, że się uda powysyłać setki CV, nawet nie automatycznie tylko dopasowując je do danej firmy a nikt się nie odezwie. Możesz też od niechcenia za łaskawym kopem ze strony rodziny ruszyć dupę i wysłać raptem trzy takie same CV a wszystkie trzy firmy się do ciebie odezwą i wszystkie zaproponują pracę.

Przez znajomości, to ponoć najlepsza droga. Przekonałam się o tym, że może i pomagają nawiązać pierwszy kontakt. Ale co do czego to nawet jak się okaże, że jednak nie pasujesz do profilu to na nic się zdadzą.

Pewnie teraz ci przekonani o tym, że każdy jest w 100% kowalem swego losu oraz tego, że praca leży na ulicy i mamy rynek pracownika mnie shejtują. Stwierdzą, że pewnie mam złe nastawienie i za mało się staram.

Umiejętności, zaprezentowanie się, zmotywowanie do pracy i przyzwoite CV są ważne. Ale co do czego o dostaniu pracy decyduje głównie... szczęście. Konkretnie znalezienie się w odpowiednim czasie i miejscu jako odpowiednia osoba, której akurat poszukują.

Osoby, które znałam znalazły pracę właśnie tak. Przyznaj, że tak naprawdę u ciebie też tak było?

Zwyczajnie trzeba trafić na odpowiednich ludzi, w odpowiednie miejsce co da ci kopa do dalszej kariery. Spójrzmy prawdzie w oczy - od tego najwięcej zależy. Nawet jak myślisz, że jesteś niezależny. Nawet jak pracujesz na siebie KTOŚ MUSI CIĘ KUPIĆ. To ta druga strona, twój potencjalny szef czy klient ma twoją pensję. Oczywiście warto szczęściu dopomagać, wiedząc o tym - nawiązywać dobre kontakty.

Zatem dlaczego wciąż jestem bezrobotna? Ponieważ jeszcze nie trafiłam ani na firmę, ani na osobę, która by mnie doceniła i stała się trampoliną do kariery. Warto doceniać się samemu, wierzyć w siebie, uczyć się by być coraz lepszym. Ale dopiero docenienie ze strony innych otworzy ci drogę do sukcesu i pieniędzy.


Nie rzuciłam pracy, aby siedzieć w domu z dzieckiem, czyli czym się dokładnie zajmuję

Jak teraz widzisz, zajmowanie się dzieckiem i domem to u mnie ani wybór ani decyzja a tym bardziej jakieś tradycyjne przekonania. To naturalna kolej rzeczy, ponieważ nie mając pracy miałam na to czas. Tyle!

Choć spędzenia go z nim nie żałuje. Mój synek jest szczęśliwy, że w pierwszym roku życia był przy mamie. To dla niego bezcenne i nie zastąpią tego drogie prezenty kupione za kasę zarobioną w pracy. 

Tradycyjny układ nie jest celem naszej rodziny. Jest u nas partnerstwo. Mój mąż tym bardziej chce abym miała pracę, ponieważ jedna pensja nie wystarcza.

Dlaczego Wam o tym piszę, kiedy przyznanie się do bezrobocia = przyznanie do porażki? Najbardziej obciachowej jakiej można doznać, która najlepiej o tobie nie świadczy. Przecież trzeba mówić tylko o sukcesach by inni nas lepiej postrzegali. Ma to swój cel, którym jest mówienie o czymś, czego serio nikt jeszcze nie odważył się powiedzieć.

Bezrobotny = leń to, obibok, roszczeniowiec. Ma to, na co zasłużył. To jeden wielki mit. 

Moją misją jest obalenie go. Nie wiem czy ktoś w polskiej blogosferze się tego podjął więc może będę pierwsza. Ktoś w końcu musi. Na przekór krytyce, z którą być może się spotkam.

Chcę pokazać, że człowiek bez pracy może mieć naprawdę sporo ciekawych zajęć. Szukanie pracy jako jedno z nich, które "także jest pracą" to raz. A dwa, to zajęcia, które robisz dobrowolnie aby ten trudny czas jak najlepiej wykorzystać, rozwijać się, szkolić się i jakieś tam doświadczenie (choć wciąż przez pracodawców niedoceniane) w sobie rozwinąć. To zarówno pasje jak i aktywności, które mogą być zalążkiem szansy na przyszłą pracę lub własny biznes. To poszukiwanie okazji na zarabianie innych niż etat. A jak jeszcze godzisz to z wychowywaniem dzieci, to możesz o sobie powiedzieć, że naprawdę dużo pracujesz. Tylko bez wynagrodzenia. Najwyższa pora aby takie wynagrodzenie przyjęło się na świecie.

To czym się zajmuję to obok wychowywania dziecka i szukania pracy, to właśnie są te czynności, które mnie rozwijają i pasjonują oraz dają pewne korzyści. Robię je, ponieważ nie chcę siedzieć z założonymi rękoma.

Zostańcie ze mną, bo teraz je wymienię i opiszę.

Łowczyni okazji

To podchodzi pod szukanie pracy, gdyż każda oferta która jest ciekawa, do której się dopasowuję i oceniam, że warto się zgłosić jest taką okazją. Zajmuję się wyszukiwaniem takich okazji i zgłaszaniem na nie. Jeśli chodzi o Hiszpanię to szukam czegoś na miejscu a jeśli o Polskę czy inne kraje to na odległość.

Są to zwykle oferty, w których trzeba się odpowiednio zaprezentować, wykazać czymś, zrobić jakieś ćwiczenie czy projekt. Ostatnio popularne jest nagranie wideo. Spośród nich wybierają kandydata. 

Czasami są to zadania wydające się trudne. Gdy zdecyduję, że chcę brać tym udział przysiadając mocno do tego, wykorzystując wszystkie umiejętności to potem jestem zaskoczona jakim cudem mi się udało to wykonać.

Ciekawe okazje to także konkursy, na które trzeba zgłosić swoje prace. Są to np. konkursy plastyczne, ilustratorskie, fotograficzne, graficzne. Sama mam wykształcenie artystyczne więc takie okazje bardzo mi pasują. Choć nie tylko. Pasjonuje mnie też pisanie lub zarządzanie projektami.

Są to też różne programy mentorskie czy szkolenia wysokiej jakości, w których masz szansę za darmo zdobyć pomoc specjalistów, którzy poprowadzą Twoją karierę. Biorę je pod uwagę, bo wszystko zależy wyłącznie od tego na kogo trafisz.

Zawsze podchodzę do takiej okazji jak do szansy, która może wreszcie odmieni moje życie. Ale bez robienia sobie nadziei i bez optymizmu. Kiedyś wykazywałam większy entuzjazm. Potem doświadczenie życiowe pokazało, że nie warto się tym tak podniecać aby uniknąć rozczarowania. Staram się poskromić umysł wyobrażający sobie za dużo jak to fajnie jeśli się uda. Skupiam się na przygotowaniu aplikacji czy swojej pracy jak najlepiej. 

Składam ją i... nie czekam na odzew. Ewentualnie śledzę terminy jeśli okazja ma harmonogram. Prowadzę swoje życie normalnie i nie dostosowuję swoich planów na ewentualne dostanie się tam. O tym dopiero będę myśleć jak się uda, bo nie ma dla mnie nic trudniejszego niż to.

W tym roku brałam udział w paru takich okazjach. Jednak, skoro to piszę to znaczy, że do żadnej okazji jeszcze się nie dostałam. 

Przyszła urzędniczka UE

To też jest jedna z okazji jakie się nadarzyły. Ale warta jest opisania oddzielnie. 

Zawsze marzyła mi się stabilna praca w urzędzie na państwowym. Nawet bardziej niż własny biznes. Co w tym złego?

Nigdy nie myślałam, że mogłabym pracować w strukturach Unii Europejskiej lub jakiejkolwiek organizacji państwowej czy światowej. Tzn, chciałabym, tylko nie widziałam szans. Tam na pewno trzeba mieć wielkie doświadczenie, układy i ponadprzeciętne umiejętności. Nawet nie mam czego szukać.

Ale 3 lata temu ktoś ze znajomych umieścił na swojej ścianie fb link, że EPSO - europejskie biuro zajmujące się selekcją kandydatów ogłasza konkurs na Administrator Generalist AD5. 

Zerknęłam z ciekawości i odkryłam, że... spełniam warunki aby się zgłosić. Pochodzić z państwa członkowskiego, mówić jednym z 24 oficjalnych języków UE, znać na poziomie B2 jeden z trzech (obecnie pięciu) roboczych języków, mieć dyplom ukończonych przynajmniej 3 letnich (ha mam 5) studiów  dowolnej dziedziny i posiadać 8 kluczowych kompetencji. Doświadczenie nie jest wymagane, bo potrzeba osób co będą tam od podstaw szkolone i przygotowywane.

Osoby, co przejdą egzaminy i sito selekcji trafią na tzw listę rezerwową, z której będą rekrutować urzędników.

Czemu nie zaryzykować? Jest okazja - pomyślałam. Tylko jak zobaczyłam testy egzaminacyjne to zeszłam na ziemię. Pierwszy etap o trudny test werbalny, numeryczny i abstrakcyjny, na który, co najgorsze masz cholernie mało czasu. Nie umiałam kompletnie rozwiązać żadnego zadania. Do szybko myślących też nie należę.

Ale przypomniały mi się czasy szkolne. Też nie byłam dobra z wielu przedmiotów. Ale jak przysiadłam do nauki i zrobiłam sporo zadań to potrafiłam ukończyć klasę na 4 lub 5 nawet mając świadectwo z paskiem. Pracowitością a nie talentem i łatwością nauki dostałam się do LO a potem zdałam maturę. 

Czemu nie zastosować podejścia ze szkoły tutaj? Tak więc zrobiłam.

Kupiłam sobie książki z testami. The Ultimate EU Test Book - Andras Baneth (po angielsku) - kompletna podstawa każdego kto chce zmierzyć się z egzaminami EPSO. W większość dni tygodnia siadałam do nich i tłukłam zadania, które stały się dla mnie pasjonujące.

Pieniądze zaoszczędzone z pracy opiekunki starszych w Niemczech zainwestowałam w warsztaty w Polsce i kurs w Hiszpanii (mieszany na odległość i na miejscu) który robię do tej pory. Kurs dał mi też wiedzę jak działają instytucje Unijne, jakie programy są realizowane i jak wygląda ta praca. 

Po kilku miesiącach nauki potrafiłam już wykonać te zadania. Zaczynałam od totalnego zera nie przypuszczałam, że dojdę do tego poziomu. Jednak wciąż przede mną długa droga, aby nie tylko nauczyć się je rozwiązywać dobrze, ale i SZYBKO. Na braku szybkości poległam.

Do egzaminu podchodziłam już dwa razy i za każdym razem zabrakło mi punktów aby przejść dalej. Przyczyn dopatruję w tym, że powinnam była robić więcej zadań na czas. Za pierwszym razem termin egzaminu był już 3 miesiące po tym jak zobaczyłam tą ofertę. Mało miałam czasu na naukę od zera. Za drugim razem już miałam dziecko, przez co ledwo wygospodarowałam czas na przygotowanie się. Choć przed dzieckiem zdarzyłam przerobić wszystkie moje książki.

Postanowiłam, że będę podchodzić do egzaminu co roku. Zapisy są zwykle w marcu a pierwszy egzamin w wybranym przez Ciebie terminie maj/czerwiec/lipiec Puki jest okazja, będę się z nią mierzyć aż się uda. 

Wiedz, że sprzyjających warunków nie mam. Nie wszyscy moi bliscy patrzą na to przychylnie. A to dziwne, bo jest to raczej praca z tych ambitnych, prestiżowych i stabilnych jakie chcą dla nas rodzice. Twierdzą że porywam się na coś, gdzie nie mam żadnych szans i jest to strata czasu i pieniędzy. Ogólnie akceptują to, nie każą bym sobie odpuściła, szanują mój wybór. Ale motywować do nauki mogę się tylko sama. Ewentualnie popchną mnie ludzie z kursu. 

Chciałabym pracować w Komisji Europejskiej przy projektach dotyczących kultury lub edukacji oraz socjalnych formując decyzje polityczne i wspierać wprowadzenie w życie nowych rozwiązań, którymi się interesuję.

Aby mój wpis był nie tylko wygadaniem się ale i przewodnikiem to podrzucam link do strony EPSO gdzie publikują informacje o procesach selekcji oraz księgarni, z której kupiłam książki (maja darmową wysyłkę).

Jednak brak pracy sprawia, że nie mogę się skupić na jednej rzeczy. Muszę cały czas czegoś szukać co najszybciej da mi rozwój, karierę i przede wszystkim pieniądze.


Nie rzuciłam pracy, aby siedzieć w domu z dzieckiem, czyli czym się dokładnie zajmuję

Konsultantka (już Manager) Oriflame

Mało kto podejrzewał mnie, że w to wejdę. Sama się w tym nie widziałam bo nie lubiłam sprzedaży bezpośredniej, ani nie umiałam sprzedawać, nie mówiąc już o rekrutacji do swojej sieci.

Jednak spodobały mi się produkty i chciałam je stosować. Zgodziłam się zapisać i budować swój biznes w oparciu o współpracę ze szwedzkim Oriflame, bo skoro nie mogę znaleźć pracy, to może tutaj się uda. Tutaj nikt nie pyta się ciebie o doświadczenie a nauczyć możesz się w działaniu.

Niestety i tu też czekało mnie zderzenie z twardym murem. Nie byłam w stanie umówić żadnego spotkania w celu prezentacji możliwości. Już na starcie wszyscy mi odmawiali. Przekonać udało mi się jedynie swoją mamę. Spotkałam się oczywiście z krytyką ze strony środowiska, przez co było o wiele trudniej. Aż odpuściłam to sobie zostając jedynie konsumentką kupującą taniej kosmetyki i produkty wellness.

Tymczasem rok temu grupa do jakiej należałam zmieniła kurs i zaczęła skupiać się bardziej na wellness niż na kosmetykach. Moi sponsorzy przeszli szkolenie z odżywiania i dietetyki a firma ułożyła 12 tygodniowy program utraty wagi. Zapisywali się do nas ludzie, którzy chcieli zrzucić zbędne kilogramy. Układano im listę posiłków na każdy tydzień oczywiście ze wsparciem suplementów, koktajli i zup wellness. Jeśli stosowali się do wskazówek, to efekty mieli doskonałe. Moja mama i ja też ten program przeszłyśmy i pozbyłyśmy się nadmiaru tłuszczu przywracając nasze organizmy do równowagi. Ale to nie tylko, gdyż oczyszczenie organizmu i dostarczenie mu wartości odżywczych sprawiło, że w tym roku uodporniłam się na przeziębienie. Najpierw muszę sprawdzić na sobie nim zacznę polecać - tym się kieruję.

Zainteresowanie ludzi Wellness sprawiło, że postanowiłam wrócić do działania. Mieszkając za granicą staram się budować biznes przez internet, głównie przez pokazywanie efektów programu. A moja mama działa na miejscu w Polsce. Obecnie jestem na poziomie Manadżera 20%. Osoby rozumiejące marketing sieciowy wiedzą co to znaczy.

Jednak nadal wielu mi brakuje, wciąż nie jestem mistrzynią w sprzedaży. Nadal zaliczam liczne odmowy, przez które trudno zachować ciągłość kontaktu z klientami. To zajęcie wbrew tego czym zachęcają konsultanci wcale nie jest takie kolorowe. Mówią Ci o marzeniach i pracy marzeń. Tymczasem musisz się zmierzyć z murem odmów i tym, że nie każdy będzie regularnie zamawiał produkty. Tutaj musi być sprzedaż aby był obrót. To z teorii jest proste, bo polecasz ludziom to co samemu używasz i zachęcasz, by oni też kupowali taniej. Czy Twój supermarket czy fryzjer wynagrodzi Cię, za to że poleciłeś go komuś innemu?

Jednak będąc w tej firmie zyskuję wiele, bo się tego uczę. Sprzedaż, wykreowanie popytu gdzie wcześniej go nie było, przekonywanie innych  jest najważniejszą umiejętnością. Choć niektórym źle się kojarzy, ale jeśli ją posiądziesz to zawsze będzie dla Ciebie praca i nigdy nie będziesz biedny. Stopniowo może dojdę do etapu gdy będę mogła swobodnie rekrutować swój zespół.

Wysoka pozycja w Oriflame i wyszkolona grupa konsumentów i liderów, która z Tobą zostanie sprawi, że nie będziesz już musiała szukać pracy lecz żyć z tego. Ale tu nie chodzi tylko o mnie, gdyż stawiam na pomoc swoim ludziom.


Blogerka

O tym zapewne wiesz. Blogowanie jest moją pasją i liczę na to, że do czegoś mnie doprowadzi. Chyba to na nie poświęcam najwięcej czasu po dziecku, gdyż do tego najbardziej mnie ciągnie. Blog to faktycznie moja praca. Jestem copywriterem, grafikiem, projektantką i administratorem strony www, community managerem. Nawiązuję kontakty, buduję relacje, promuję się w social media. Realizuję własne pomysły lub wspólnie ze społecznością, do której należę.

Swojego bloga pokazuję jako portfolio i wizytówkę w sieci podczas szukania pracy. Choć ma on temat dość niszowy.

Pod blog podłączyłam mój sklep z koszulkami. Szczerze, nie bardzo w niego wierzyłam. Ale gdy go pokazałam, to spotkałam się z ciepłym przyjęciem. Gdy zarobię na opłatę pakietu Adobe to chcę stworzyć nowe wzory. 

W tym roku nawet udało mi się zdobyć dwie współprace i zarobić na blogu jakieś pieniądze.

Jednak na przyszły rok zmieniam kurs. Kropla Arganu po trzech latach prowadzenia się nie wybiła. Na wyjazd do Maroka w najbliższym czasie się nie zanosi. Zamrożone kotlety do odgrzania się kończą. Przez to łapałam się na tym, że odbiegałam od Maroka w stronę Hiszpanii i osobistego lifestylu. Co pewnie nie odpowiadało Wam wszystkim, co byliście ze mną ze względu na Maroko. Uspokajam Was, że Kropla Arganu nadal będzie istnieć. To co marokańskie będzie trafiać tutaj. 

Otwieram nowy blog, o którym już myślałam od dawna. Być może bardziej się na nim skupię, bo będę miała szersze pole tematyczne. Dotrwaj do podsumowania tego wpisu a dowiesz się o czym będzie. Choć co nieco zdradziłam na moim instagramie.

Chodź, pokażę Ci Granadę

Szczególnie w okresie wakacji dostaję wiadomości od osób chcących odwiedzić Granadę. Pytano mnie o to co warto zobaczyć, gdzie nocować, gdzie parkować, jak kupić bilet na Alhambrę (już zabytek ma nową stronę). Ja zawsze służyłam pomocą.

Potem spotykaliśmy się. Podczas spotkania oprowadzałam gości po mieście i pomagałam im załatwić wiele spraw. Ludzie zawsze doceniają wskazówki od miejscowych. Teraz widzę, że bardziej powinnam była się skupić na Andaluzji niż na Maroku, bo to ją mam pod ręką. 

Wypełnianie ankiet

Szukając sposobu na dorabianie w internecie, który nie byłby werbowaniem do piramid finansowych przy użyciu jarania się rozwojem osobistym trafiłam właśnie na ankiety.

Interesuje mnie prosty sposób na zarabianie. Dostajesz zadanie, wykonujesz je i za wykonanie otrzymujesz pieniądze. Dostajesz je za swój poświęcony czas.

Ankiety te są głównie zlecone przez marki lub agencje marketingowe w celu badania rynku i zachowań konsumentów. Ty wyrażasz w nich swoją opinię jako konsument. Wcześniej wypełniasz swój profil i na jego podstawie dobierają ci ankiety.

Taka ankieta trwa 5 - 30 min. Za każdą z nich otrzymujesz konkretną ilość punktów. Im dłuższa tym więcej. Od pewnej sumy punktów jest próg wypłaty. Przeliczasz te punkty na konkretną kwotę i przelewasz je sobie na PayPal.

Największym problemem jest to, że do wielu ankiet się nie zakwalifikujesz lub nie dadzą ci dokończyć, bo w trakcie wyszło, że twój profil nie pasuje. W miarę doświadczenia wiesz lepiej jak je wypełniać aby skończyć.

Sprawdziłam parę takich portali i NIE WSZYSTKIE POLECAM. Na niektórych nie sposób zakwalifikować się do jakiejkolwiek i dojść do progu wypłaty. Niektóre utrudniają ci wypłatę. Ale jest kilka takich co płacą, bo mi już zapłaciły. Tylko takie będę polecać.

Zarobki nie są duże. Ale spokojnie starczają mi na doładowanie karty na komunikację miejską, na którą ze względu na wózek z dzieckiem musiałam się przesiąść z darmowego roweru.


Nie rzuciłam pracy, aby siedzieć w domu z dzieckiem, czyli czym się dokładnie zajmuję

Zausz firmę

Założenie własnej firmy często przedstawiane jest jako HAPPY END po licznych problemach z pracą czy w pracy, której się nienawidziło. Okazuje się, że nie oznacza to końca problemów a jedynie nowe, o wiele większe i większe też ryzyko. 

Założenie firmy uważa się za remedium na bezrobocie. Jeśli dobrze zbadałaś rynek i wiesz gdzie są Twoi klienci to jak najbardziej. 

Ja na razie na zakładanie firmy się nie porywam, bo nie widzę na razie pewnego źródła klientów. Na obecną chwilę nie widzę się w biznesie i nie chcę go zakładać tylko dlatego, że doradcy na mnie naciskają. Nie mam natury człowieka interesów. Wolałabym pracować ba etacie, dostawać za niego stałą pensję a po pracy spędzać czas z rodziną i mieć święty spokój, zamiast przez cały dzień walczyć z rozruszaniem czegoś swojego, zabiegając o zainteresowanie i kupowanie ode mnie nie wiedząc czy zarobię na ZUS. Zresztą z macierzyństwem pogodzić się nie da. Dziecko tak samo musi iść do przedszkola.

Aczkolwiek jestem zawsze w gotowości do założenia. Wiesz, poluję na różne okazje. Podejmuję się zleceń gdy jakieś się trafi. Jeśli miałabym pracować z domu to najlepiej na wyłączność jednej konkretnej firmy. Taka to może ode mnie wymagać założenia działalności gospodarczej. Jeśli będzie tego warta - zrobię to. Tylko na razie tak jak praca - jeszcze się nie trafiła.

Te wszystkie rzeczy którymi się zajmuję są rodzajem eksperymentu. Testowania co się sprawdzi. Jak na coś będzie popyt to może będzie też jakiś biznes.

Jednak do tej pory żadna z tych rzeczy nie wypaliła. Jedne warte są kontynuacji i niepoddawania się, inne potrzebują zmiany. 

Oczywiście nie mogą one się równać z wymarzoną pracą na etacie. Są tak jak poznawanie nowych facetów kiedy tak naprawdę szukasz stałego związku. Idziesz na randkę z którymś z nim, co jakiś czas się spotykacie ale on jest niezdecydowany i ma jeszcze inne opcje niż ty. Tobą targają wątpliwości czy zależy mu na tobie czy nie na przemian z euforią, że wreszcie zaczyna ci się układać, która zostaje przerwana bo facet znów znika. 

Jestem osobą co nie szuka przygód. Dziękuję za huśtawkę emocjonalną! Nie wynagrodzi jej nawet dreszczyk przygody, ryzyka i życia chwilą. Chcę stałego związku. I jeśli pojawi się szansa w której mnie zapytają gdzie się widzę za 5 lat to odpowiedziałabym, że właśnie tu.

Prace jakie chętnie bym podjęłam wymieniłam na końcu w dziale Współpraca.

Jeśli nic z tej pracy nie będzie to cóż, wrócę do opieki nad starszymi i bycia pomocą domową. To zawód przyszłości. Zrobię sobie certyfikat bym mogła pracować na miejscu od godz do godz. Praca ma opinię mało ambitnej i niewdzięcznej. Ale co tam. Potraktuję to jako źródło pieniędzy równolegle nie porzucając twórczych pasji.

Nowy blog w nowy rok

Mając za sobą takie a nie inne doświadczenia postawiłam sobie misję. Chcę przełamać stereotypy na temat bezrobotnych.

Mówi się o nich, że są to lenie i obiboki co cierpią na nadmiar wolnego czasu, który spędzają bezproduktywnie przed telewizorem i w necie. Cały swój social przepijają. Tak naprawdę praca leży na ulicy tylko im nie chce się szukać i pracować.

Ktoś kto nie był bez pracy dłużej niż dwa lata nawet nie ma o tej sytuacji pojęcia. Oczywiście zdarzają się patologie ale one są skrajne, rzadkie i celowo nagłaśniane by dokopać bezrobotnym, zwalić ba nich winę niewydajności rynku pracy. Ja akurat mogę się wypowiedzieć jak jest w moim przypadku.

Po pierwsze jestem też mamą, więc w rzeczy samej nie wiem co to nadmiar wolnego czasu. Może nie jestem ekspertką z zarządzania sobą w nim, ale nie umiem się nudzić. Jak widzisz po wymienionych aktywnościach, zawsze znajdę sobie jakieś ciekawe zajęcie. Choćby czytanie książek, pisanie lub nauka. 

Telewizję naprawdę rzadko oglądam i tak samo było przed dzieckiem. Nie znajduję w jej programie nic ciekawego. Jedynie bajka dla dziecka leci w tle albo od czasu do czasu oglądniemy z mężem film na Netflixie. Tylko tyle.

Do netu owszem zaglądam codziennie. Nie powiem że nie zdarza mi się w nim odpłynąć. Ale to internet jest głównym narzędziem wyszukiwania ofert pracy i ciekawych okazji oraz aplikowania na nie. Przez internet nawiązuje się znajomości, które mogą nam pomóc. Znajdujemy tam potrzebne informacje, materiały do nauki. Jako blogerka wykorzystuję internet do pracy więc muszę w nim siedzieć.

Bezproduktywne skrollowanie fejsa to nie tylko domena bezrobotnych, ale i pracujących w biurach. Ileż to pracowników odliczając do 16:00 z nudów dyskretnie tam wchodzi kiedy szef nie widzi?

Co do socjalu - bez komentarza. Nie dostaję, bo się nie kwalifikuję. Aby coś dostać, trzeba coś włożyć, czyli wcześniej pracując.

Nie mam więc czego przepijać i nie potrzebuję na to kasy. Alkoholu nie piję prawie wcale, co najwyżej okazjonalnie raz w miesiącu. Zrezygnowałam z niego z różnych powodów, które go wykluczają. Najpierw zdrowa dieta, potem ciąża, potem karmienie piersią, potem znów zdrowa dieta. Przyzwyczaiłam się do tego, że pić wcale nie potrzebuję, ani by móc się dobrze bawić ani by topić w nim swoje roszczeniowe żale. Wolę iść na siłownię, wyjść na spacer z aparatem, przejrzeć katalog Oriflame czy zrobić parę testów.

Jestem gotowa do podjęcia pracy. Ale gdy szukasz, starasz się a mimo to nie widzisz efektów swoich działań, wszędzie zatrzaskują przed tobą drzwi to któż nie ma gorszych chwil? To dotyczy każdej dziedziny, nie tylko szukania pracy. Tymczasowo rezygnujesz, poddajesz się, odpuszczasz sobie - modne ostatnio na blogach słowo. Zawieszasz na jakiś czas poszukiwania. Ale tylko po to aby się uspokoić, wyciszyć, odreagować, przemyśleć to wszystko i wyciągnąć wnioski co zrobić inaczej. 

To co w każdej chwili może wyrwać Cię z tego letargu i sprawi, że znów zaczniesz działać jest nic innego jak pojawienie się ciekawej oferty i okazji. 

Nie rzuciłam pracy, aby siedzieć w domu z dzieckiem, czyli czym się dokładnie zajmuję

Ruszasz do boju. Może przechodzisz parę etapów rekrutacji. Dostajesz się na rozmowę. Są zainteresowani Twoim CV. Rekruter daje Ci znaki, że wypadasz pozytywnie. 

Już widzisz światełko w tunelu. TAK, TAK, TAK - myślisz sobie.... Jednak NIE :( Informują Cię, że na sam koniec się rozmyślili i wybrali kogoś innego. W poszukiwaniu pracy tak najczęściej kończyłam. Wracałam do tego samego miejsca, w którym byłam. Nic się nie zmieniało.

Kiedy nie możesz czegoś w swoim życiu zmienić - zaakceptuj to, zaprzyjaźnij sięz tym a najlepiej zmień to w atut, który Cię wyróżni.

O czym będzie mój nowy blog?

Będzie lifestylowy ale zupełnie inny niż wszystkie. To pierwszy w sieci blog pisany na poważnie z perspektywy osoby bezrobotnej. Pokaże jak zorganizować sobie ciekawe życie mimo tego problemu. Pokaże co warto robić, aby się rozwijać. Będzie polemizował ze stereotypami. 

Potraktuję go influencersko i być może biznesowo. Jeśli mam być pierwszą bezrobotną blogosfery, to cóż - będę nią.

Rozwinę na nim swoje działalności traktując jako pokazanie przyszłemu pracodawcy, że jestem aktywna i sama tworzę swe doświadczenie. Sporo poświęcę miejsca mojej współpracy z Oriflame aby odczarować ten biznes i pokazać jako coś normalnego, co można pogodzić z wieloma innymi rzeczami. 

Kiedyś pewien gość, ponoć autorytet w MLM co wraz z żoną prowadzi popularny fanpage, powiedział na jednym ze swych live, że do takiego biznesu broń Boże nie szukaj bezrobotnych, bo to patologia co się nie nadaje. Tymczasem moja sponsor wiedząc jaką mam sytuację uwierzyła we mnie, złożyła propozycję i dała szansę. Myślę, że nie żałuje.

Będzie to blog prawdziwy, opisujący realne życie, wolny od rozwojowo - motywacyjnego bełkotu ale pogodny i pozytywny. 

Chcę też być przekazem nowych rodzących się idei na lepszy świat, które są często pomijane w głównym nurcie. Takie jak bezwarunkowy dochód gwarantowany czy skrócenie czasu pracy by wystarczyło jej dla innych. Uważam, że zamiast dokładać do starego systemu, który sypie się w posadach i tkwić w starych przekonaniach czym jest pojęcie "praca" i "pieniądze" warto otworzyć się, przewartościować swe myślenie i przygotować się na nowe. Uważam że już żyję tak jakby ten nowy świat z wdrożonymi w życie ideami nastał. Taki, w którym wolność i bezpieczeństwo idą w parze. 

Planuję robić wywiady z ciekawymi ludźmi. Najlepiej tymi co też nie pracują na etacie a robią coś ciekawego, aby pomóc im zaistnieć. A fanpage bloga na facebooku oprzeć na narzędzie przekazu, którym koniecznie trzeba się zainteresować, czyli LIVE. Tak, będziecie mieli gadającą na żywo Dorkę.

Już widzę przed sobą nowy rok, w którym na pewno na brak "pracy" nie będę narzekać. Być może znów tak jak w 2017 r. nie zostanę nigdzie zatrudniona. Może też nie uda mi się zrobić zawrotnej kariery. Może uda mi się tylko zostać... opiekunką seniorów. Ale zadania, które sobie przed sobą postawię - wykonam na ile potrafię.

Bo można być bezrobotną i jednocześnie aktywną, żyjącą ciekawie kobietą, matką, blogerką, pełną pasji i zainteresowań. 

Pora aby nie to czym się zajmujemy, gdzie jesteśmy zatrudnieni, ile zarabiamy przestało definiować nas jako wartościowego człowieka. Bo to jakość naszego życia i to co z nim robimy decyduje o naszej wartości.

Kochani, najwyższa pora to pokazać. 

Tych z Was, którzy są ze mną ze względu na Maroko i Andaluzję a nie na moje długie wywody bardzo przepraszam. To właśnie z myślą o Was od 2018r. rozdzielam dwa blogi, by więcej tematów nie mieszać. Aby każdy z Was czytał tona co czeka.

Pozdrawiam i życzę Wam Szczęśliwego Nowego Roku!

Dorkita

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Disqus - Kuskus, czyli Zapraszam na Feedback ;)