Weźmy pierwszy lepszy przykład. Kobiety. Polki. Muzułmanki. Zwłaszcza te, które urodziły się w innej kulturze a potem przyjęły nowe wyznanie. Pierwsze domysły - na bank pod wpływem męża. Kilka lat temu popularne były ich blogi. Zdarzało mi się zerkać z ciekawości tak jak wielu innym. Ubierają się skromnie. Noszą hijab - symbol swojej wiary. W kraju takim jak Polska tylko przyciągają krzywe spojżenia. Bo jak to one mogą z własnej woli się na to decydować?! Przecież wiadomo czym jest kobieta w islamie? Normalka, że hejterzy natychmiast się odezwali aby ostrym słowem wyciągnąć je z tej "niewoli".
Na muzułmanki za to, że są "inne" polało się szambo. Takie, że gdybym to ja tak jak one miała jakiś odmienny od ogółu styl życia to cholernie bałabym się z tym obnosić. W rzeczy samej - wstydziłabym się. Tak jak przyznanie się jakiej muzyki słucham, słuchając jej w samotności w obawie przed krytyką. A one na przekór dumnie obnosiły się ze swoimi hijabami. Uważane za niewolę, przymus i kompleksy nazywały je wolnością, wyborem i symbolem kobiecości. Na wszystkie komentarze pełne wylgaryzmów odpowiadały zdecydowanie, nie dając się ponieść emocjom.
Zawsze podkreślały że tak, zakrywają się, to ich decyzja i innym nic do tego. A jeśli hejterzy byli zbyt natarczywi to kazały pilnować swojego nosa i przekonać się czy w ich kulturze czasem gołe panie nie są gorszym seksizmem i opresją wobec kobiet. Przede wszystkim w obliczu braku akceptacji nie zawstydziły się, nie onieśmieliły, nie ukryły ze swoimi przekonaniami i nie pozdejmowały chust z głowy tylko dalej pewnie trwały przy swoim.