Nie ma lepszej okazji by napisać o stosunku Marokańczyków do tego co jest pewne. Czyli o śmierci, pogrzebach, stypach i obrzędach. Pamięć o zmarłych jest u nich bardzo silna. Nie potrzebują na to konkretnego dnia ani nawet obecności przy grobie. Dziwią się, że dla nas Polaków nocny spacer po cmentarzu wśród tysiąca zniczy jest czymś... romantycznym. Przecież dookoła sami umarli. Oni by się krępowali. Ja jednak chciałam z ciekawości zobaczyć marokański cmentarz. Pojechaliśmy tam aby odwiedzić grób seniorki rodu, matki 10 dzieci, zmarłej kilka lat temu w wieku ponad 90-lat. Nikt, (także ona sama) nie znał jej daty urodzenia. Za to oprawiony w barokowe ramy nekrolog z jej zdjęciem zawisł na ścianach domów wszystkich członków tej wielkiej rodziny. Ponieważ była to bardzo ważna osoba, po jej śmierci odbył się dosłownie maraton styp.
W Maroku cmentarz jest niczym meczet. Kobiety gdy na niego wchodzą zakładają chusty. Uważany jest za miejsce świetę, a mimo to jest zaniedbany, brudny, porośnięty chwastami i pokryty pyłem jak po przejściu burzy piaskowej. Nie ma zwyczaju aby po nim spacerować.
„Ubierz się skromnie” – poradzono mi. Tyle, że określenie „skromnie” traktuję na opak. „Czy mam przy sobie coś skromnego?” – myślę. „Dobra, mam!” Biała elegancka bluzka z rękawami do łokci i kołnierzykiem, jasna spódnica do połowy łydki, pantofle, włosy spięte, ciemne okulary. Mogłam włożyć garsonkę, ale jest za gorąco. Wyglądam jak na rozmowę kwalifikacyjną a idę na cmentarz w północnej Afryce.