Przepis na to pesto (zwane także
pastą) dostałam w ramach prowadzenia mojego programu utraty wagi. Zakochałam
się w nim tak samo jak w sosie szpinakowym teściowej. Tak więc obie przystawki są moimi ulubionymi,
bez których nie wyobrażam sobie smacznego posiłku. Pesto można podawać
praktycznie ze wszystkim, zarówno z daniami mięsnymi, rybnymi jak i warzywnymi.
Polecam szczególnie do ziemniaków pieczonych w łupinach, pierogów ze smażonego jajka
lub po prostu do smarowania kanapek. Jest bardzo zdrowe i można się nim zajadać
do woli. Choć umiar musi być, bo awokado – podstawa pesto mimo małej ilości
cukru jest jednym z najkaloryczniejszych owoców.
Od roku jem je praktycznie
codziennie. Kiedyś był to dla mnie dziwny i egzotyczny owoc. Przede wszystkim
nie bardzo wiedziałam jak je jeść. Pamiętam, że przekonałam się do niego na wycieczce
w górach w dolinie Valle de Lecrin, na której po drodze zatrzymaliśmy się na
szaberek do pobliskiego sadu. Jak je zobaczyłam to moim pierwszym skojarzeniem były… zielone jaja na drzewie. Później dowiedziałam się, że było ono jak najbardziej
trafne. W języku Azteków awokado brzmi Ahuacatul co znaczy… drzewo, na którym rosną
jądra. Mieli oni rację. Nazwa bardzo podobnie brzmi po hiszpańsku – aguacate.
Kolega polecił abym je spróbowała.
Wróciłam z pełnym plecakiem zielonych jaj, który musiałam jeszcze dźwigać kilka
kilometrów pieszo po górach.