niedziela, 21 maja 2017

Marokańska teściowa. Co się zmienia u mnie w domu kiedy ona przyjeżdża

Uprzedzając Wasze domysły oświadczam, że teściową mam spoko. Nasza relacja jest bardzo dobra. To pogodna i przyjazna kobieta, która nie poucza, nie krytykuje, nie wtrąca i nie obwinia. Żyjemy w zgodzie choć czasem zdarzają się nieporozumienia. Zawsze chętnie nam pomaga. Odkąd mam synka, ta pomoc tak bardzo się przydaje, że mimo tego o czym zaraz przeczytacie, z niecierpliwością czekam na jej przyjazd. Wizyty marokańskiej teściowej to chyba najważniejszy punkt mojej codzienności.

Marokańska teściowa. Co się zmienia u mnie w domu kiedy ona przyjeżdża


Przyjeżdża do nas tak często i na tak długo, że zliczając to wychodzi, że mieszka z nami przez min. pół roku! Ma u nas nawet swój pokój który na nią czeka. Nieodcięta pępowina trzyma i będzie trzymać do końca naszych dni. Jak czegoś nie zmienisz to się z tym pogódź. ;)


Oj nieładnie! Tak to się odwdzięczam za jej pomoc i tego że żyje ze mną w zgodzie? Jechać po niej na moim blogu? Jako bardzo dobra osoba nie zasługuje abym ją obsmarowywała. Nie mam takiego zamiaru choć czasami wyjdzie jakbym to robiła. Bo teściowa wywrotowa potrafi swą marokańską mentalnością i własnymi nawykami wywrócić cały mój do góry nogami co jest niezwykle ciekawe.

Ten wpis zwyczajnie powstał w celach rozrywkowych byście się pośmiali. Odsłonię przed Wami moje sekrety życia z teściową, która największy wpływ ma na organizację domowej przestrzeni.

Wynajmowane mieszkanie ze staroświeckimi meblami, w którym dominują brązy i wcześniej mieszkali tu emeryci + teściowa, która się w nim urządziła sprawia, że jeśli mnie odwiedzisz - projektantkę wnętrz z wykształcenia, to masz prawo o mnie pomyśleć, że jestem... szewcem bez butów.

Często widzę na blogach jak ludzie pokazują wnętrza swoich mieszkań. Czyste, białe, minimalistyczne, wysprzątane z każdym elementem idealnie dobranym. Następnie piszą o sobie: "Ja nie jestem idealna. U mnie panuje chaos".

Czy Wy wogóle wiecie co to jest chaos we wnętrzu?

Jak chcecie się przekonać to zapraszam Was w moje progi w czasie kiedy to marokańskie żarcie mam codziennie na stole i marokańska gościnność Was wita.

Bye bye minimalizm

Teściowa nie potrafi podróżować bez dużej ilości walizek, toreb, przedmiotów zawiniętych w folię i oklejonych taśmą. Ponieważ ma już swoje lata, chore stawy, nadwagę i problemy z chodzeniem to mogłaby sobie odpuścić. Ale mimo trudu jest zawzięta. Samochód to dla niej wózek inwalidzki. Jeździ nim po to by przewozić masę rzeczy prosto z Maroka.

Misją teściowej jest dawanie. To dobra cecha ale lepiej nie przesadzać. Jej sposób na okazywanie miłości to przywożenie nam całej masy przedmiotów, które rzekomo mogłyby nam się przydać. Albo na czas jej pobytu u nas by sobie ułatwić życie. Tak więc nasze mieszkanie zmienia się w składowisko rupieci.



Co ciekawe teściowa w swoim dość dużym domu jednorodzinnym ma sporą przestrzeń gdyż pozbyła się niepotrzebnych gratów. A gdzie je wywiozła? Oczywiście m, że do nas! - zwykłego wynajmowanego mieszkania. Z większej przestrzeni do mniejszej. Toaletka z pokoju syna, srebrna zastawa po babci, połowa talerzy z kuchni, zdjęcie rodzinne oprawione w ramy itd.

Nasze mieszkanie jest magazynem jej rzeczy. Są to meble, sprzęty kuchenne, garnku, pościele, koce, ciuchy, nawet pamiątki rodzinne. Masa rzeczy o które nie prosiłam. Zazwyczaj w babciowym stylu. Ale ona wie lepiej bo chce dla nas dobrze.

Np. w Maroku spodobała mi się jakaś rzecz, głównie ciuch. Ale poza Marokiem jest kompletnie bezużyteczna. Teściowa od razu chce mi sprawić radość więc mi ją przywozi. Jedyne co mogę zrobić to wykorzystać na blog gdy potrzeba mi czegoś marokańskiego. Ale to są akcje jednorazowe.

Owszem, wiele rzeczy okazuje się przydatnych np. maszyna do wyrobu ciasta. Ale sporo jest też zbędnych. Jak czegoś nie mam to nawet nie zastanawiam się nad brakiem tylko umiem żyć bez tego. A gdy czegoś naprawdę potrzebuję to idę sobie kupić albo świadomie proszę teściową o to, na co chętnie przystaje.

Jednak wystarczyłoby mi gdyby stosowała się do zasady: "Dawaj mi tylko to o co Cię poproszę."

Na dodatek jej pasja to zakupy. Będąc w Hiszpani kupuje sobie wszystko co wpadnie jej w oko lub ktoś z Maroka ją o zakup poprosi. Albo kupuje dla nas bez wcześniejszej prośby.

Dlatego wszystkie kąty mam pełne pozaklejanych toreb niczym z bazaru. Mam też masę mebli i przedmiotów nie pasujących do siebie. Wiele z naszych szaf aż pęka gdyż ona zaklepała w nich swoje miejsce, które zapełni swetrami, butami i Bóg wie czym jeszcze.

Przyjazd teściowej to rytuał wnoszenia waliz z samochodu do mieszkania. Mieszkamy na 3 piętrze i nie mamy windy. Ona nie udźwignie tego i jeszcze sama z chorobą stawów i nadwagą musi zasówać po schodach. Wnosimy więc jej rzeczy w kilku rundach. Obserwuję jak robi się tego coraz więcej i więcej.

Po jakimś czasie mogłam ten nadmiar wyrzucić. Teściowa też się na to zgodziła. Jednak w miejsce starych rzeczy przywiozła nowe. Ja wolałabym wyrzucić i jak nie jest to niezbędne to nie kupować nowego.

Na szczęście się z nią dogadałam i wiele rzeczy co nie potrzebuję mogę jej oddać. A ona odwiezie do Maroka.

Kiedyś przywiozła nam stojący drewniany wieszak, który wyglądał jak z innej epoki. Jej syn wieszał na nim swoje ciuchy, tak że wyglądały niczym ich sterta na patyku. Chciałam aby teściowa go zabrała, bo dałoby się bez niego żyć. Jej syn wymyślił argument by do tego nie dopuścić: "Zawsze o takim marzyłem" No jasne, po nocach śniłeś chłopie! O staromodnym wieszaku?! Tak więc nieszczęsny wieszak stoi i próbujemy dać mu jakieś zastosowanie. Ostatnio na ubranka dziecięce.


Marokańska teściowa. Co się zmienia u mnie w domu kiedy ona przyjeżdża


Co jeszcze jest zabawne w tym chomikowaniu teściowej, pod które podpina się jej syn? Nazywam to kreatywną dezorganizacją.

Kiedy oni tę masę rzeczy układają to w układzie tym panuje chaos i tak "kreatywne" rozwiązania, że na nie nie wpadniesz. Np. większa walizka leży na mniejszej. Ciężki przedmiot opiera się na kruchym i delikatnym, co zaraz runie. Nie ma w tym estetyki.

Co ja mogę z tym zrobić to poprzestawiać to. By chociaż przynajmniej była w tym organizacja. Interweniować, widząc, że blat biurka pod ciężarem czegoś co na nim leży wcześniej czy później runie.

Tutaj bez ogórek powiem, że jeśli chodzi o organizację przedmiotów to jestem w tym od teściowej i jej syna lepsza. Polegają na mnie i tylko to mogę zrobić. Bo nawet największy rozgardiasz zawsze da się uporządkować by dobrze było.

Bye bye wegetarianizm

Przy marokańskiej kuchni podobno trudno być wegetarianem. Choć są też tacy co sobie radzą. Ale taka pełna mięsa to specjalność teściowej.

Zresztą ona uwielbia mięso, oczywiście bez wieprzowiny. Baran, wołowina i drób. Pochłania je w dużych ilościach i chce się nim dzielić z innymi. Syn jest tak samo mięsożernym. Za to mnie do mięsa ciągnie mniej i możliwe, że kiedyś z niego zrezygnuję.

Dama obgryzająca kość udka kurczaka czy żeberko, jedząca wszystko rękoma to właśnie ona.

Najchętniej kupuje ogromne, zamrożone kawały mięsa. W domu ma spore poziome lodówki niczym w mięsnym aby to wszystko pomieścić.

Gdy do nas przyjeżdża przywozi nam zawinięte w folię olbrzymie mrożonki które chyba ważą tonę. Ogromna walizka pełna mięsa. Nawet pokrojonego na kawałki ofiarnego barana.

Na jej życzenie kupiliśmy dodatkową zamrażarkę, by to wszystko pomieścić.

Trochę skojarzyło mi się ze starymi Niemkami, którymi się kiedyś opiekowałam. Kazały kupować mrożonki na zapas, bo bały się, że będzie wojna.

Całe mieszkanie i tak dostosowujemy pod teściową i jej wspaniałe prezenty. Szczególnie dba o to jej syn.

Te kawały mięsa są tak ogromne, mają tyle kości i niewiadomo czego, że sama nie potrafię i nawet nie mam ochoty ich obrabiać. Wszystkim zajmuje się teściowa. Niezliczoną ilość ton mięsa obrobiła już swymi rękoma.

Gdy teściowa z nami mieszka cała kuchnia jedzie surowym mięsem lub rybami, bo je też kupuję. Zapach zostaje nawet po umyciu blatów, desek do krojenia i zlewu. Potem unosi się aromat potraw przyprawionych po marokańsku. W takiej ilości że nie ma kiedy to zjeść.

Nawet jak całkowicie przejdę na wegetarianizm to będę w domu tylko ja. Teściowa i jej syn za nic nie zrezygnują z mięsa. Być może dlatego, że oboje mają grupę krwi 0. Jeśli brać pod uwagę dietę zgodną z grupą krwi, gdzie instynktownie organizm domaga się tego co potrzebuje to osoby z tą grupą są największymi mięsożercami.

Ja jako pospolita grupa A potrzebuję warzyw i owoców. Na szczęście teściowa też sporo ich używa w swojej kuchni. Są też ważnym elementem kuchni marokańskiej.

Ale jak przejdę na wegetarianizm to musiałabym pogodzić się z tym, że w lodówce moje warzywka sąsiadują z surowymi filetami mięsnymi teściowej. Pewnie będą przesiąchać ich zapachem.

Tupperware

Jeśli teściowa przywozi jedzenie to musi je w coś zapakować. Przez to każdy jej przyjazd wzbogaca nas o nowe plastikowe pojemniki do przechowywania żywności. Kiedy ich ilość narastała zaczęłam te zbędne wyrzucać. Bo tych pojemników miałam więcej niż jedzenia. Nie było co w nich przechowywać.

Problem zaczyna się z ich organizacją. Prawie każdy pojemnik jest inny i nie są one kompletnie proporcjonalne do siebie. Przez to nie za bardzo mam jak je poukładać w spiżarni. Jedne pojemniki zajmą miejsce a w to które zostanie, żaden inny pojemnik nie wejdzie ze względu na niepropircjonalny kaształt.

Więc za każdym razem się części pozbywam. Jednak teściowa zawsze dopilnuje by uzupełnić ten brak. Jak nie przywiezie z Maroka to kupi mi jakieś na miejscu nawet jak o to nie prosiłam. Bo były w promocji. A jak jest Rabat (hahaa stolica Maroka) to według niej trzeba korzystać i zaopatrzyć się na zapas.

Nie musieć gotować

To chyba największa zaleta wizyt teściowej. Ponieważ ona je tylko po swojemu więc i swoje potrawy będzie przygotowywać. Gotuje dużo i większość dnia spędza w kuchni. Zaczyna już od 5 rano kiedy wstaje. Za to mnie o 8 budzą zapachy bulgoczących marokańskich sosów czy świeżego ciepłego chleba. Gotowanie dla wszystkich to oznaka miłości do nas. Bardzo lubi to robić.


Marokańska teściowa. Co się zmienia u mnie w domu kiedy ona przyjeżdża


Dzięki temu mam spokój i nie muszę stać przy garach. Sama wracam do domu na gotowy obiad. Fajnie co?! Prawie jak facet z pracy.

Na to co ona naugotuje ... nie ma czasu i miejsca w żołądku by wszystko zjeść. Lodówka pęka od jedzenia narobionego na zapas. Potem teściowa się dziwi dlaczego nie chcę jeść. No bo jak i kiedy?

Ale przyznam, że gotuje świetnie. Normalka czyją kuchnię najbardziej lubi jej syn. Ja gotuję skromnie, szybko i tylko tyle ile zjemy. Ona gotuje w rytmie slow, dużo i ponad nasze żołądki.

Ale to dzięki niej poznaję przepisy kuchni marokańskiej. Często gotujemy wspólnie.

Ostatnio proszę ją, że nim zacznie przygotowywać jakiś przepis niech mnie zawoła bym mogła go udokumentować. Tak trafiają one na blog.

Więcej zmywania. Więcej sprzątania

To, że teściowa nam gotuje ma swoją cenę. Zawsze powtarzam, że gotowanie jest kreatywne a to co je obrzydza to konieczność sprzątania po. Im bardziej kreatywna potrawa tym więcej. Im bardziej tradycyjna i marokańska tym więcej brudu i tłuszczu do usunięcia.

Więc ktoś to musi posprzątać. Kto? Wiadomo, że...ja.

Teściowa ze względu na swój wiek i niepełnosprawność nie daje rady. Tyle już się poświęciła przy gotowaniu. Chciałaby sobie odpocząć i zapalić papierosa.

Najgorsze to brudne gary i talerze. Tak samo jak windy brakuje nam zmywarki. To nie jest mebel który możesz sobie postawić gdzie chcesz. W wynajmowanym mieszkaniu nie damy rady zainstalować.

Teściowa całe życie zmywała ręcznie. Na dodatek w zimnej wodzie więc czemu u nas tak nie zmywać. Czasem mam wrażenie, że sporo czasu spędzam przy zlewie. Marnuję jego jak i wodę. Kiedyś lubiałam zmywać. Teraz płaczę gdy to robię, zwłaszcza po kreatywnej potrawie.

Gdy teściowa przewinie się przez kuchnię i jadalnię zostawia po sobie masę odpadów, tłuszczu i okruchów. Trzeba szorować blaty a nawet odkurzać i połogę.

W jadalni najwięcej okruchów jest w na ziemi przy jej krześle. Bo po marokańsku je się rękoma z użyciem chleba. A wiadomo, wtedy wszystko leci na podłogę.

Na szczęście mam od tego odkurzacz robota. Sama musiałam go sobie kupić. Ponieważ teściowa ma w zwyczaju sprezentować nam sprzęty tylko te co sama używa jak zamrażarkz czy maszyna do wyrobu ciasta.

Jeśli chodzi o odkurzanie to ona nadal tkwi w epoce zmiotki i szufelki. Nawet nie ma w domu zwykłego odkurzacza. Nawet w swoim domu nie sprząta, bo jak większość Marokanek, wynajmuje pomoc domową. Fajnie. Ja bardzo bym chciała sle teraz sobie na to nie mogę pozwolić.

Strefa palacza

Niestety, teściowa pali. Nie przepada gdy się jej namawia do rzucenia. Jej przyjazdy to unoszący się w części mieszkania zapach petów.

Na szczęście zrozumiała, że jej nałóg innym przeszkadza. Największą motywację dały jej narodziny wnuka. Niestety jeszcze nie do rzucenia. Ale by nie palić w samochodzie i zamykać się w swoim pokoju gdy ma ochotę na dymka. Gdy muszę na moment do niej wejść to wchodzę na wstrzymanym oddechu.

Choć wiele razy poczułam, że ona chyba też popala sobie w kiblu. Nie wykluczone. Palacze lubią sobie siedzieć na klopie i dumać.

Lodówka pełna ale lodówki za mało

To niby dobry znak, bo z teściową na pewno nie umrę z głodu. Tylko że jak ona napakuje do niej tyle rzeczy to ledwo co ją domykam. Albo ledwo co znajduję to czego szukam.

Ponieważ jak wiecie, jestem lepsza w organizacji to sama biorę na siebie zadanie by to wszystko poukładać. Byle tylko uniknąć "kreatywnej dezorganizacji".

Gdy teściowa kupuje żywność to też głównie z promocji. Zachwycona że na bazarze kupiła 3 kg zielonych papryk za 1€. Tego nie mogła przegapić. Wzięła. Tylko potem jak te papryki pomieścić w lodówce? I czy damy radę je wszystkie zjeść nim się zepsują. Ja nie zjem więcej niż jedną paprykę tygodniowo. Ona codziennie gotując co innego nie będzie dzień w dzień używać tych samych składników. Najczęściej papryki się psują więc czy jest wtedy tanio?

A na koniec brudna robota, też nikt inny tylko ja. Trzeba zapleśniałe warzywa wyrzucać i szorować lodówkę z pleśni. Akurat przyjemne zadanie.

Wszystko ściągaj na dół

Teściowa jest karzełkiem. Ma niecałe 150 cm wzrostu a ja ok 170 cm. Dlatego nie sięgnie do wiszących szafek kuchennych. Musi stawiać sobie schodki by wyjąć z góry coś po co mi wystarczy wyciągnąć rękę.

Dlatego kiedy ona przyjeżdża muszę wszystkie przedmioty które najczęściej używa ściągać na dół. Kubki od kawy zostawiać na blacie zamiast na suszarce. Najważniejsze garnki przenosić do dolnych szaf.

To jest zupełnie inna organizacja niż mam na codzień. Muszę się na nią zgodzić bo inaczej co chwila będę wołana by jej coś zdjąć z wysokości. Oczywiście to robię bo trzeba sobie pomagać.

Ale co jak mnie nie będzie w domu. Teściowa ma niewiele siły by latać po drabinkę ją dźwigać. A stojąca w kuchni przeszkadza.

Podwójny worek na śmieci organiczne

Teściowa potrafi w jeden dzień wyprodukować tyle odpadów organicznych co ja w tydzień. Oczywiście przez jej zamiłowanie do gotowania w dużych ilościach i w różnorodnych składnikach.

Kosz nie tylko zapełnia się w jeden dzień ale potrafi ważyć ponad 10 kg.

Jasne kto to wszystko wyrzuci. Na pewno nie niesprawna teściowa. Przede wszystkim facet (jak to się sądzi, że wyrzucając śmieci to tak jakby posprzątał cały dom). Jednak kiedy zapomnę mu przypomnieć to muszę to robić ja. Trzeba jak najszybciej zwolnić kosz na nowe odpady teściowej.



Jeden worek pod tym olbrzymim ciężarem przecieka, że potem trzeba kubeł myć. Albo co gorsze... zarywa się. Niefajnie gdy wszystko sru na podłogę podczas przechodzenia z nim przez mieszkanie lub schodzeniem po schodach.  Dwa już są w stanie wytrzymać.

Dlatego gdy teściowa przyjeżdża to przygotowuję się do tego wkładając do kosza 2 worki zanim ona włoży sobie jeden myśląc, że wytrzyma.

Gdy teściowa wyjeżdża z przyjemnością wracam do jednego worka i wreszcie rzadziej trzeba wyrzucać śmieci.

Płyn do mycia naczyń - babskie znakowanie terenu

To kiedy u mnie rządze ja czy to jednak teściowa poznasz po płynie do mycia naczyń jaki stoi w kuchni przy zlewie.

Ja wlewam go w dozownik co ma po bokach dwa naczynia np. na gąbki.

Gdy teściowa przyjeżdża to od razu ten zestaw likwiduje aby... zainstalować swój.

Marokańska teściowa. Co się zmienia u mnie w domu kiedy ona przyjeżdża

Jest to wiaderko do którego wlewa swą własną miksturę. Trochę wody, środka do mycia naczyń czy płynnego wybielacza (po hiszpański "la lejia" co ma tutaj ogromne zastosowanie) i jeszcze coś, nie pamiętam. W tym moczy gąbkę i tym myje naczynia. Po kilku myciach płyn w wiaderku robi się brudny i pływają w nim resztki jedzenia. Potrzebuje wymiany na nowy częściej niż teściowa to robi.

Kiedy ona wyjeżdża ja likwiduję wiaderko i znów stawiam swój dozownik z płynem.

Mokra ścierka kontra papierowe ręczniki

Ja i teściowa mamy inne zwyczaje które nawzajem wydają się dziwne. Cóż każdy woli inaczej ale tym razem rządzi teściowa. Ona jest gościem.

Chodzi choćby o wycieranie blatów w kuchni. Ja używam papierowych ręczników. Dla teściowej to kosztowne bo ręczniki trzeba wciąż nowe kupować.

Ona używa jednej szmaty którą wyciera wszystko. Po porządkach w kuchni szmata ta leży złożona w prostokąt z przodu zlewu. Co ciekawe...nigdy nie dany jest jej czas aby wyschła.

A dlaczego ja tej szmaty nie stosuję mimo, że wychodzi taniej? Nawet nie lubię jej dotykać. A jak się zdarzy to szybko po niej myję ręce.

Szmata zbiera cały brud i kumulują się w niej brzydkie zapachy. A że nie wysycha tym bardziej śmierdzi. Przecierając nią kilka razy w rzeczywistości tylko rozprowadzam brud.

Dlatego wolę papierowe ręczniczki, bo  jak brud skumulują to wyrzucasz i bierzesz następny.

Szmatę to jednak trzeba prać codziennie i teściowa za rzadko o tym myśli.

Ale cóż. U niej w domu w Maroku też leży z w kuchni przodu zlewu.

Ochydny taboret nigdy nas nie opuści

Wynajmując umebowane mieszkanie nie zawsze nam się wszystkie meble podobają. Wiele jest zbędnych. Wyrzucić nie można bo nie nasze. Oddać? Właściciel nie zawsze chce magazynować lub komuś (facet) nie chce się podjechać do firmy właściciela aby to wszystko mu wywieźć.


Marokańska teściowa. Co się zmienia u mnie w domu kiedy ona przyjeżdża


Jednymi z takich mebli są ochydne taborety. Nie tylko są brzydkie ale i niewygodne. Jego siedzenie jest zbyt wklęsłe a wystające kanty wbijają się w dupę. Na dole ma nogi połączone poziomymi belkami. Przez to jest toporny i nasz odkurzacz - robot pod niego nie wiedzie. Zajmują strasznie dużo miejsca.

Niestety, nie mogę ich wypierniczyć bo właściciel nie pozwala ale dlatego, że teściowa je pokochała.

Mimo, że jej pupa jest szersza od mojej to jej się na tym taborecie siedzi bardzo wygodnie. Teściowa potrzebuje taboretu w kuchni by usiąść na nim podczas krojenia. Bo na chorych stawach nie ustoi. Mocne i toporne to właśnie to czego chce.

Chciałam jej zaproponować lekki składany nowoczeny taboret jaki mamy. Ale ona i tak woli to padkudztwo. Nie ma szans na zmiany! Jesteśmy na niego skazani.

Więcej ręczników, pościeli, obrusów i babcinych bibelotów

Teściowa jest babcią. Ma więc babciny styl. Musi pokazać jak nas kocha przez odpowiednie prezenty albo po swojemu zaznaczyć teren aby czuła się jak w domu.

Wciąż szyje czy dzierga dla nas pościele, obrusy, serwetki. Nie zawsze w stylu w jakim chciałam. Przedmioty te kompletnie nie pasują do siebie. Szafy pękają od jej twórczości. Takiej ilości nie potrzebujemy. Ale ona swoje.

Kiedyś uszyła na szydełku białe, ażurowe serwetki. Podłożyła je pod każdy przedmiot na szafie, każdy wazonik i takerzyk. A nawet zawieszała na oparciu kanapy i foteli. Dla dekoracji. Normalnie cudo!

Aby mad tym zapanować prosiłam ją aby uszyła coś konkretnego, padującego do wystroju mieszkania. Proszę ją o poszewki na poduszki zielone z bawełny. Tymczasem ona uszyje je ze skóry (przez co mamy problem zimą), a zamiast zielonego będzie... zielone w kratkę.

Przy tym nasze mieszkanie rzeczywiście wygląda jak z innej epoki.

Telefony, telefony... co 10 min i 1 godz rozmowy

Ta zmiana jest bardzo marokańska, bo w Maroku mocne są więzy rodzinne i kontakt telefoniczny. Telefon teściowej dzwoni cały dzień a ona wisi na nim godzinami. Kto do niej wydzwania? Oczywiście siostry, których ma 7. O czym gadają? Podobno o dupie maryni. A jak o jakiejś ważnej sprawie to ileż można kilka razy dziennie? Albo wzajemnie pozdrawiają się pytać commo ça va u ciebie i twojej rodziny. Marokański small talk na którym wysiadam.

Nie rozumiem wszystkiego, ale... Latifa, Fatima, Adiba, Melika, Souad, Asia, Jamila... ta wyliczanka imon przewija się przez KAŻDA jej rozmowę telefoniczną. Bo tak naprawdę ona rozmawia z jedną siostrą na temat pozostałych wszystkich sióstr. Cóż - marokańskie wzięzi rodzinne.

Najbardziej wymiękam gdy dochodzi do takiej sytuacji. Teściowa gotowa z wózkiem na zakupy łapie za klamkę aby wyjść z domu. W tym momencie dzwoni komórka. Odbiera. Wraca do pokoju i przez min godz. gada. Dziwne, bo przecież planowała wyjść teraz a wyjdzie później po rozmowie. Mogła nie odbierać i oddzwonić później. To jest normalne zachowanie.

Ale nie! W jej rodzinie nieodbieranie telefonów jest niemile widziane. Choćby się wszystko waliło, paliło i nie było czasu - musisz odebrać. Bo dzwoniący będzie się martwił, że coś ci się stało lub źle o tobie pomyśli, że pewnie go lekceważysz. Nawet jak naprawdę nie mogłeś odebrać to im się to nie spodoba. A marokańska filozofia to... spraw aby inni się nie zamartwiali, wszyscy cię lubili i dobrze o tobie myśleli.

Oszczędź jej ogrzewanie, wydawaj na jej wiatrak

Zimą teściowa nie potrzebuje ogrzewania. Zakłada kilka warstw rajstop, ciepłe kapcie, ciepły sweter i grubą chustę na głowie. Jest zimno, ubierz się. Ogrzewanie to dla niej luksus. Nawet jak je włączam to ona zamyka się opatulona w swoim pokoju. Zapala papierosa przy otwartym oknie, przez które wparowuje ziąb. Marznąć w domu to dla niej normalka.

Zapytałam się czy woli ciepło czy zimno. Odpowiada, że zimno. Natomiast ja mam odwrotnie.

W przeciwieństwie do ogrzewania nie oszczędza na klimatyzacji i wiatrakach. Latem mogłoby to chodzić dla niej 24 godz. Teściowa nie cierpi upałów dlatego śpi przy włączonym wiatraku. Gdyby tylko mógł on ciszej pracować, bo przez niego nie mogłam zasnąć.

Bój się kocie!

Teściowa niezbyt akceptuje to że mamy kota. Ale pogodziła się z tym. Marokańczycy nie mają w zwyczaju mieć pupila w domu. A jeśli tak to dlatego, że pociąga go "europejska moda". Tam bezdomne koty niestety włóczą się po ulicach. Chociaż uważane są za czyściejsze niż psy to mało kto uzna że kot z ulicy jest całkiem czysty.

Nasza kotka zawsze po mieszkaniu wchodziła wszędzie. Na kanapę, na blaty kuchenne, na stół na którym jemy. Dla teściowej to niezbyt higieniczne. Ale nic nie zrobimy bo kota się łatwo nie wychowa. Jedyne co zrobiliśmy - z propozycji teściowej to zamykamy niektóre pokoje by nie wchodziła. Ale to nie do końca mój wybór.

Gdy nasza Charlotte wskoczy na stół czy w inne zakazane miejsce, to teściowa krzyczy na nią : "Syrr!" , co znaczy po marokańsku "idź stąd!" Kotka reaguje i już na sam widok teściowej wieje. Gdy teściowa do nas przyjeżdża Charlotte ma mniej swobody. Chowa się do swoich nór i chodzi z podkulonym ogonem.

Teściowa pewnego razu zapytała się czemu Charlotte tak się jej boi. Nic dziwnego. Skoro ona ciągle na nią krzyczy i przegania. Mogłaby inaczej. Próbować nawiązać kontakt, podejść, pogłaskać.

Ostatnio trochę się poprawiła. Zaczęła nad ranem dawać Charlotte jedzenie do miski. Lody conieco się przełamały.

Jedyna pasja - zakupy

Teściowa kocha centra handlowe i bazary. Te w Granadzie zna lepiej niż ja. Wyprawa na zakupy to część jej planu dnia. To dla niej pasja i rozrywka.

Ciągle kupuje coś nowego, głównie ciuchy, przez co rośnie kolejcja rzeczy w naszym domu. Pęcznieją jej walizy, które ma zabrać do Maroka.

Dziwi się też dlaczego ja nie chodzę na zakupy tak często jak ona i czego mnie nie pasjonują. Dlatego, że wybieram się tylko gdy czegoś potrzebuję a nie dla rozrywki.

Teściowa parę razy namówiła mnie na spędzenie wspólnego czasu w galerii handlowej czy na bazarze. Zrobiłam to dla niej. Ale zawsze skończyłam z paroma nowymi ciuchami. Wprawdzie takimi co mi się podobają. Lecz gdybym z nią na zakupy nie pojechała to nawet nie wiedziałabym o ich isnieniu stąd nawet nie myślała, że chcę kupić.

Wspólne rodzinne wyjazdy to TYLKO Fuengirola

Ta nadmorska miejscowość na Costa del Sol od lat jest ulubionym miejscem teściowej. Cel to niekoniecznie morze lecz zakupy. Jeśli robimy jakiś wspólny wyjazd rodzinny to tylko tam i nigdzie indziej. Teściowa niekoniecznie chce odkrywać to co nowe, woli jeździć w sprawdzone miejsca.

Ja jestem tą Fuengirolą znudzona. Wciąż jedno i to samo a na dodatek tylko jedna dzielnica miasta.

Moje wyjazdy do innych miejsc odbyłam zawsze sama. Gdyż trudno mi namówić resztę by w końcu zrobiła coś innego.

Ostatnio jednak coś się zmieniło. Teściowa otworzyła się na coś więcej. Wybraliśmy się razem do Nerji i stwierdziła, że miasteczko jej się podoba i planuje tu wrócić.

Nie będzie musiała też do Fuengiroli jeździć na zakupy gdyż w Granadzie otwarto Primark.

Igła w stogu siana i niedopałek w szufladzie

Po wyjeździe teściowej próbuję doprowadzić dom do poprzedniego stanu. Gdyż teściowa zmieniła całą organizację. Okazuje się, że nagle czegoś brakuje, jakiejś łyżki, otwieracza, talerzyka. Zaginięcie rzeczy to główna niespodzianka po jej wyjeździe. Rozpracuj gdzie ona to wszystko poprzestawiała.

Gdy jestem w Maroku u niej w domu to widzę jaki ona ma porządek. Każda rzecz ma swoje miejsce. Mogę się wprawdzie czuć jak u siebie w domu ale nigdy nie przyszło mi na myśl aby to wszystko przestawiać i układać pod siebie.

Inna taka niespodzianka spotkała mnie gdy ponad miesiąc po jej wyjeździe chciałam zajrzeć do szafki nocnej w pokoju gościnnym zwanym pokojem teściowej. Znalazłam tam popielniczkę a w niej niedopałek papierosa. Dlaczego ona go nie sprzątnęła? Dlaczego nie sprzątnął go jej syn? Czyżby z tego powodu, o którym myślę?

Dokładnie! Powód był taki jak mi się wydawał.

On przyznał się, że z tęsknoty za matką. Niedopałek przypomina mu o niej i robi wrażenie jakby ona wciąż z nami była. Dlatego go nie sprzątnął. A jak głęboka jest relacja matki z synem? O tym pisałam tutaj.

Na pewno się mnie spytasz jak ja to znoszę i czemu nic z tym nie robię.

Ależ owszem, robię. Próbuję nad wszystkim zapanować, organizuję jak się da, oprawiam "kreatywny bałagan".  Kiedyś mi to wszystko bardzo przeszkadzało. Teraz machnęłam na to. Bo najważniejsza jest gościnność, chcę by teściowa dobrze się u nas czuła. Ze względu na niepełnosprawność potrzebuje pewnych ułatwień.

Ja też mogę czuć się u niej jak u siebie. Choć nie przyszło mi do głowy by przekładać jej rzeczy.

To niezbyt dojrzałe kłócić się o jedną walizę czy taboret więcej. To wszystko są tylko przyzwyczajenia, które wynosimy ze swoich domów i kultur. Gdy się konfrontują to ważniejsza staje się nasza relacja niż przestrzeń. Raz ja goszczę teściową u siebie a raz ona u mnie. Obu nam zależy by w naszych domach czuć się swobodnie.

A jak teściowa zmieni organizację to cóż, jak wyjedzie to znów poukładam po staremu. A bałagan posprząta się i koniec.

Mimo tego wszystkiego uważam, że mam świetną teściową. Ona już dobrze wie które jej zwyczaje są inne niż ja przyjęłam w domu. Postanowiłyśmy sobie z tego żartować. Śmiejemy się gdy dochodzi do wymiany pojemników na płyn do mycia naczyń bo obie wiemy co jest grane.

Ona jest tą Marokanką, z którą mam największy kontakt. Obawiam się, że przez to mogę oceniać inne Marokanki przez pryzmat jej. A przecież każda kobieta, nawet w obrębie tej samej kultury jest inna.

Co ciekawe jej syn nie przepada za jeżdżeniem do Maroka (na co ja napieram byśmy pojechali). Jemu wystarczy by to ona do nas przyjeżdżała i stworzyła ten rodzinny, marokański klimat w Hiszpanii.

Uważa tak:

"Po co mam odwiedzać Maroko, skoro ona jest dla mnie całym Marokiem. "

Koniec. Już więcej nie dodaję.
---
Rysunki: Dorkita

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Disqus - Kuskus, czyli Zapraszam na Feedback ;)