Zastanawiałaś się jak naprawdę wygląda szkoła i przedszkole
multi-kulti? Wraz z ogromnym napływem imigrantów takich placówek w Europie
zachodniej jest coraz więcej. Uczęszczają do niej dzieci o odmiennych kolorach
skóry, kulturach, wyznaniach i obyczajach. Polacy mieszkający za granicą w
krajach różnorodnych etnicznie i mający dzieci mogą mieć z nią do czynienia.
Okazję aby takową zobaczyć miała niedawno nasza laureatka
Literackiej Nagrody Nobla za rok 2018 Olga Tokarczuk.
W Sztokholmie po uroczystości wręczenia medalu i dyplomu z
rąk króla Szwecji została zaproszona w odwiedziny do szkoły w imigranckiej dzielnicy.
Dzieci powitały ją tradycyjnym jednakże różnorodnym korowodem z okazji
popularnego w Szwecji dnia św. Łucji. Nasza noblistka była tą szkołą
zachwycona. Powiedziała, że docenia bogactwo jakie stoi za uczniami o różnym
pochodzeniu oraz to, że jest tu tak kolorowo.
Mieszane uczucia można mieć natomiast do innej części wypowiedzi,
w której oznajmia, że wstyd jest jej za Polskę za to, że nie przyjęła
imigrantów. Dlaczego? Z całym szacunkiem dla jej twórczości literackiej, która
jest z pewnością bardzo dobra. Choć jeszcze jej nie czytałam aby ocenić dlaczego
zasłużyła na Nobla ale zamierzam po jej książki sięgnąć. Po pierwsze – laureatka
Nagrody Nobla, osoba publiczna, która teraz stała się znana na cały świat winna
godnie reprezentować swój kraj a nie szukać dziury w całym, przekręcać historię
i fakty. Po drugie - Polska raczej przyjmuje imigrantów. Według danych OECD. W
2017 r. była światowym liderem w ich przyjmowaniu. Przyjęła więcej imigrantów
niż USA i Niemcy.
Także na stronie migracje.gov.pl można zobaczyć statystyki ile dokładnie cudzoziemców
do nas przyjeżdża i skąd oni pochodzą. Liczby te nie są takie małe.
Nasz rząd robi po prostu co innego niż mówi. Jak zwykle
sprzedał ludziom bajki i obietnice. Głosił, że nie przyjmie wyznaczonych przez
UE kwot imigrantów a i tak ich przyjmuje za plecami obywateli. Obywatele dobrze
to widzą, zwłaszcza w wielkich miastach. Co roku bywam w Warszawie a w 2019 oprócz
Warszawy odwiedziłam Wrocław. Też mogę stwierdzić, że robi się tam coraz
bardziej kolorowo. Śniady kierowca Ubera czy rowerowy doręczyciel już na nikim
nie robi wrażenia. Ogólnie wiadomo, że przeważają tani pracownicy z Ukrainy.
Czy to dobrze czy źle? Nie nam oceniać imigrantów jako
ludzi, bo oni po prostu szukają swego miejsca gdzie będą mogli czuć się
bezpiecznie, będą mogli pracować i żyć godnie lub połączyć się z członkami
rodzin, którzy wcześniej wyemigrowali.
Prawdziwi uchodźcy, którzy uciekli przed
wojną też są wśród nich. Oni także niestety są mamieni obietnicami i
rzeczywistość ich nie raz rozczarowuje. Każda osoba ma inną historię. Ocenie raczej
podlega na ile jest to korzystne z punktu widzenia politycznego i
gospodarczego.
Zresztą w świecie i tak krąży już wiele mitów o tym jaki to
nasz kraj jest zamknięty i nietolerancyjny. Podobno w Polsce każdy, kto ma
ciemniejszy kolor skóry jest z miejsca narażony na agresję. Owszem, zdarza się niestety
ale nie są to takie liczne przypadki. Po co te mity jeszcze ktoś pogłębia.
Polska bardzo długo była krajem dość jednolitym etnicznie do
czego przywykliśmy i przez co z pozoru oceniamy ją jako zamkniętą. Ale to się
zmienia. Możliwe, że i u nas będzie pojawiać się coraz więcej takich szkół i Tokarczuk
w końcu doczeka się drugiej Szwecji.
Trudno stwierdzić na ile jest dobra taka szkoła na podstawie
krótkiej wizyty i pierwszego wrażenia jakiemu uległa noblistka.
Wiadomo, że na
takie okazje politycy i nauczyciele organizują dopracowany pod każdym szczegółem
komitet powitalny i różne atrakcje aby pokazać się z jak najlepszej strony.
O tym jaka jest naprawdę szkoła multi-kulti w Szwecji lepiej
wiedzą rodzice, którzy tam swoje dziecko posyłają.
Ja za to mogę wypowiedzieć
się o tym jak to jest w Hiszpanii. Tak się składa, że mój syn trafił do publicznej wielokulturowej
placówki. Opiszę Wam jak ona wygląda.
Zacznę od tego jakie są poszczególne szczeble hiszpańskiego
systemu edukacji:
0 – 5 lat – educación infantil czyli edukacja dziecięca, która
nie jest obowiązkowa. Ten etap można podzielić na:
- 0 – 2 lata – la guardería czyli żłobek (2 klasy). Żłobki zarządzane są przez urzędy miejskie, konsorcja lub podmioty prywatne. Są płatne a wysokość opłat zależy do kogo należą. Można otrzymać dofinansowanie w zależności od dochodów w przypadku żłobków publicznych.
- 3 – 5 lat – el colegio / el cole – w tłumaczeniu szkoła ale chodzi o przedszkole (3 klasy). Są to centra publiczne (darmowe), prywatne lub tzw. concertado czyli takie, w których administracja jest prywatna a fundusze są w większości publiczne i dodatkowo finansowane z datków rodziców.
6 – 11 lat – educación primaria czyli szkoła podstawowa,
która jest obowiązkowa od tego etapu (6 klas)
12 – 15 lat – ESO – Educación Secundaria Obligatoria czyli gimnazjum
(4 klasy) podzielone na dwa cykle.
16 – 18 lat – Szkoła średnia gdzie do wyboru uczeń ma:
- Bachillerato czyli liceum ogólnokształcące, kończące się maturą po którym można kształcić się dalej na studiach wyższych
- Formación profesional czyli kształcenie zawodowe a konkretnie technikum, po którym można uzyskać dostęp do matury potwierdzając niektóre przedmioty, wejść na rynek pracy lub podjąć studia wyższe.
Na tym etapie są jeszcze specjalne nauki niezintegrowane z
ogólnymi etapami i cyklami systemu edukacji. Stanowią osobny program i
strukturę. Mogą obejmować zarówno kształcenie podstawowe jak i studia
równoważne z dyplomem lub stopniem naukowym. Są to: sztuki plastyczne i
projektowanie, konserwacja i restauracja dóbr kultury, muzyka, taniec, sztuka
dramatyczna (teatr), języki obce, kariera wojskowa i edukacja sportowa.
Od 18 lat – Educación superior czyli studia wyższe.
Organizacja oficjalnej struktury uniwersyteckiej jest zgodna z wytycznymi
Europejskiego Obszaru Szkolnictwa Wyższego. Zgodnie z tą strukturą
wykształcenie uniwersyteckie dzieli się na stopnie naukowe magisterskie i
doktoranckie. Otrzymuje się za nie tzw. kredyty europejskie ECTS, które są jednostką
miary wykształcenia. Od 2010 r. stopnie te w hiszpańskiej edukacji dzielimy na:
- Grado (Licencjat) – 4-letnie studia uniwersyteckie
- Máster (Magister) – studia podyplomowe trwające od jednego roku do dwóch lat. Dla ich rozpoczęcia konieczne jest uprzednie uzyskanie tytułu licencjata lub równoważnego (dyplomowany, inżynier techniczny lub architekt techniczny). Tak się składa, że nie jest równorzędny z polskimi 5-letnimi studiami magisterskimi i będzie odpowiadać raczej polskiemu magistrowi, który ukończył studia podyplomwe. Polak z polskim tytułem magistra, bez podyplomówki chcąc nostryfikować w Hiszpanii swój dyplom dostanie poziom Grado, czyli tak jakby był tylko licencjatem. Tak stało się w przypadku mojego dyplomu. Cóż – mam oficjalnie w Hiszpanii niższy stopień niż w Polsce.
- Doctorado (Doktorat) – konieczne jest uprzednie uzyskanie tytułu magistra lub równorzędnego.
Karim ma 3 lata więc jest teraz na etapie przedszkolnym. W
Hiszpanii najczęściej jest tak, że przedszkola dla dzieci w wieku 3 – 5 lat znajdują
się w tym samym obiekcie co szkoła podstawowa dla 6 – 11 latków. Do takiego
właśnie zespołu uczęszcza mój syn. Maluchy i dzieci w wieku szkolnym uczą się
często w tym samym budynku, podzielonym na strefy szkolną i przedszkolną lub w różnych
budynkach na tym samym terenie.
Aby zapisać dziecko do danego żłobka, przedszkola lub szkoły
trzeba składać dokumenty w odpowiednich terminach. Miejsca zostaną przyznane
albo nie w zależności od ilości punktów, które dostaje się za odległość od miejsca
zamieszkania czy pracy, posiadanie rodzeństwa, niepełnosprawność itp. Jeśli punktów
zabraknie to dla dziecka znajdzie się miejsce w innej placówce, którą rodzice
wskażą jako drugą opcję.
Dzieci, które chodziły właśnie do takiego przedszkola obok szkoły
podstawowej w jednym obiekcie to automatycznie idą to tej podstawówki. Chyba,
że rodzice zadecydują się na inną.
Są przedszkola i szkoły katolickie (przeważnie prywatne lub
concertado) jak i świeckie czy właśnie multi – kulti (publiczne). Oczywiście
nie są wielokulturowe z zasady tylko dlatego, że imigranci z Afryki, Azji czy
Ameryki Płd. z racji tego, że są miej zamożni wybierają te centra, w których
zajęcia są za darmo. Te prywatne są dla nich praktycznie nieosiągalne ze
względów finansowych.
W Hiszpanii wiele różnych centrów zlokalizowanych jest bardzo
blisko siebie. W każdym z nich obowiązują różne zasady np. noszenie lub nie noszenie
mundurków czy celebrowanie określonych świąt. W tych katolickich zazwyczaj są
mundurki, fartuszki albo koszulki z godłem i nie obchodzi się Halloween. Z
pewnością różnią się też poziomem nauczania. Ale opinia o tym już należy do
rodziców.
Na dniach otwartych, czyli takich kiedy to rodzice mogą
przyjść aby zobaczyć miejsce nim zadecydują o złożeniu podania każda z placówek
robi wszystko aby zaprezentować się jak najlepiej. Każda szkoła pokazuje dowody na to,
że poziom nauczania i zajęcia dodatkowe, wyposażenie czy indywidualne podejście
do przedszkolaka czy ucznia są bardzo dobre.
Sporo szkół i przedszkoli zarówno prywatnych, concertado jak
i publicznych jest bilingue czyli dwujęzycznych. Obok hiszpańskiego jest w
programie parę godzin w tygodniu, podczas których zajęcia odbywają się po
angielsku.
Oprócz nauczycieli pracują tu także tzw. Equipo de Orientación
Educativa czyli pedagodzy, psycholodzy, logopedzi i lekarze. Jeśli dziecko ma
potrzebę, jakieś trudności lub nie nadąża w postępach za rówieśnikami to otrzymuje
pomoc. Są też tzw. monitoes czyi osoby pomagające nauczycielom, opiekujące się przedszkolakami
podczas np. przeprowadzania z budynku do budynku, asystujące w codziennych czynnościach,
prowadzące dodatkowe zajęcia i dbające o bezpieczeństwo.
My początkowo składaliśmy podanie do katolickiego przedszkola
concetrado i bilingue będącego przy szkole podstawowej. To dlatego, że znajdowało
się ono najbliżej domu oraz większość kolegów Karima ze żłobka też zgłosiło się
właśnie tam. Podobało się nam też jego wyposażenie. Miała tam być opłata ale
przy dofinansowaniu dość zredukowana. Jednak syn nie dostał się. Zabrakło mu punktów.
Na całkowicie prywatne przedszkole nie możemy sobie
pozwolić. Dlatego miejsce znalazło się w innym, niewielki kawałek dalej, które wskazaliśmy
w podaniu jako drugą opcję. Było to właśnie przedszkole publiczne, czyli …
multikulti. Też przy szkole podstawowej. Na dniach otwartych także spodobał nam
się obiekt, wyposażenie klasy, biblioteka oraz pomoc jaką oferuje dzieciom –
bardzo podobne do tej pierwszej placówki. Pani dyrektor i nauczyciele zrobili
pozytywne wrażenie.
Otoczenie szkoły bardzo mi odpowiadało. Podczas gdy inne,
nawet te prestiżowe i prywatne zajmowały małą powierzchnię wciśniętą pomiędzy
ściany sąsiednich bloków to ta znajdowała się na własnym oddzielnym terenie.
Wokoło była przestrzeń a zieleni było o wiele więcej.
Obowiązkowe i darmowe lekcje odbywają się w godz. 9:00 – 14:00.
Płatne są świetlica rano przed lekcjami oraz po lekcjach stołówka i
popołudniowe zajęcia dodatkowe takie jak: manualne gry i zabawy, język
angielski, robotyka, gitara, taniec, rytmika, zumba, gimnastyka, piłka nożna,
informatyka, robótki ręczne, plastyka i korepetycje. Korzystanie z tego jest
dobrowolne. Jednak w przypadku pracujących rodziców jest to koniecznością. W
związku z pracą plus czasem na dojazd do niej i powrót potrzebują zostawić
dziecko na dłużej przedszkolu / szkole i zapewnić mu wyżywienie. Może tam ono
liczyć na dobrą opiekę.
Opłaty te nie są jakoś specjalnie wysokie. Automatycznie
otrzymuje się na nie dofinansowanie według widełek w zależności od dochodów gospodarstwa
domowego. W przypadku zajęć dodatkowych jest ono przyznawane tylko na jedno z
nich. Jeśli rodzice chcą posyłać dziecko na więcej zajęć to za resztę muszą zapłacić
100% ceny.
Obok działają różne programy, fundacje i komitet rodzicielski
(jestem do niego zapisana), które też organizują dla dzieci różne zajęcia,
zabawy, imprezy i wycieczki finansowane lub za niewielką opłatą.
Placówka też jest bilingue i wiele zajęć w języku angielskim
prowadzone są przez native speakera. Oczywiście duży nacisk kładzie się na to
aby dziecko dobrze opanowało język hiszpański. W końcu w Hiszpanii żyje. Nie
raz miałam wrażenie, że nauczyciele narzucają mi abym mówiła do dziecka w domuwyłącznie po hiszpańsku a polski odłożyła co trochę mi przeszkadzało. Jednak
nauczyciele wspomagają ogólny rozwój dziecka i podpowiadają jak pracować z nim po
lekcjach.
W przedszkolu Karima a także w przypisanej mu podstawówce nie
nosi się mundurków. Myślę, że to dobrze. Po co dokładać rodzicom dodatkowe koszty
do wyprawki, którą i tak muszą kupić sami. Wyposażenie dziecka czyli plecaki,
kredki, flamastry, zeszyty, wiaderka i łopatki oraz książki nie jest
dofinansowane.
Można sprawić dziecku fartuszek aby nie poplamiło się na
zajęciach plastycznych czy podczas jedzenia. Ale nie jest on obowiązkowy. Jeśli
chodzi o wyżywienie to od razu po lekcjach dzieci idą na stołówkę. Podczas
lekcji jest pora na jedzenie, które rodzice muszą im spakować do plecaka. W
każdy dzień tygodnia przynoszona jest inna przekąska: w poniedziałek - produkty
mleczne np. jogurty, we wtorek - kanapka,
w środę - owoce, w czwartek – znów kanapka a w piątek - dowolne w tym mogą być
ciastka. Codziennie każde dziecko musi mieć ze sobą butelkę wody niegazowanej.
Każda grupa wiekowa ma swoją klasę, w której znajdują się
książki i zabawki. Podczas lekcji jest godzina kiedy dzieci wyprowadzane są na
podwórko szkolne kiedy to mogą bawić się w piasku. Raczej na małych, białych
kamyczkach, które zawieruszą się w ciuchach i w butach – tutaj wolałabym aby
było jednak równe podłoże z tego materiału co na placach zabaw.
Natomiast uczniowie z podstawówki mają wychowanie fizyczne na
boisku lub pielęgnują szkolny ogródek. Gdy jest brzydka pogoda i pada deszcz to
dzieci bawią się w centralnym hallu. Tam też organizowane są różne imprezy i
występy klas. Np. pokaz tańca z okazji Dnia Flamenco albo występy samych dzieci
z okazji różnych świąt, na które zostają wpuszczeni rodzice.
Zaskoczyło mnie to, że hiszpańskie szkoły i przedszkola są
niczym zamki warowne.
Otoczone są wielkim betonowym murem. Tam gdzie ogrodzenie
jest prześwitujące otaczają je siatką maskującą lub żywopłotem. Zamknięte są ciężką,
żelazną bramą na cztery spusty. Otwierają ją w godzinach odprowadzania i odbierania
dzieci. Nikt nieupoważniony nie może wejść. Jeśli musi to jest wpuszczany przez
domofon z kamerą. To zupełnie co innego niż w Polsce. Szkoły do jakich
chodziłam ogrodzone były siatkowym płotem, bramka cały czas otwarta a dzieciaki
wychodziły na ulicę.
W Hiszpanii prywatność dzieci jest prawnie chroniona i
zapewnia się im bezpieczeństwo. Odprowadzać i odbierać mogą tylko rodzice. Jeśli
ma zrobić to inna osoba choćby dziadek czy babcia to trzeba dać autoryzację na
piśmie. Panuje także zakaz robienia zdjęć dzieciom. Czasami na niektórych imprezach
robią wyjątki ale zdjęcia mają być tylko prywatne. Bezwzględnie zabronione jest
publikowanie ich w mediach społecznościowych.
Najtrudniejsza rzecz dla mnie to kwestia czy 3 latek może
nosić w przedszkolu pieluchę. Zajęcia z odpieluchowania we współpracy z rodzicami
prowadzone są w żłobkach na początku lata aby dziecko było gotowe na pójście do
przedszkola. Bowiem w przedszkolach…. pieluch nie zmieniają!!! Dziecko powinno
umieć już samo załatwić się w toalecie i właściwie jest to sensowne gdyż ma się
jak najszybciej nauczyć samodzielności.
Niby zdjęcie pieluchy powinno zająć co najwyżej 3 miesiące. Niestety
u mojego dziecka to się nie udało i proces ten trwa od maja do dziś. Idzie
wolniej niż myślałam. Zakładam, że może potrwać nawet rok. Jest niestety co porównywać,
bo większość rówieśników w krótkim czasie porzuciło pieluchy. Zwłaszcza, że
jest zima to tym trudniej. Jest wprawdzie jakiś postęp. Mój synek załatwia się
do toalety ale wciąż dużo brakuje mu do samokontroli i autonomii.
Co
robić kiedy do przedszkola iść trzeba a odpieluchowanie na czas się nie
powiodło?
Odprowadzasz malucha bez pieluchy. W czasie zajęć
nauczyciele prowadzają go regularnie do toalety. Jednak jeśli zrobi w gacie to…
dzwonią po rodziców aby przyszli z ciuchami na zmianę i przebrali. Sami tego
nie zrobią. Tak właśnie jest i dokładnie to przechodzę.
Musisz być cały czas pod telefonem. Jesteś uwiązana. Dobrze
jak mieszkasz blisko przedszkola. Ale niestety nie możesz się na długo oddalić
i przebywać poza domem, nie mówiąc już o pójściu do pracy. Jeśli nie możesz latać
co chwila przebierać dziecka, bo obowiązki ci na to nie pozwalają możesz
oddelegować to innej zaufanej osobie (która oczywiście dostanie autoryzację). W
najlepszym przypadku rodzic innego dziecka z grupy zgodzi się na to. Czasem
trzeba komuś za to zapłacić.
Z upływem czasu, coraz mniej do ciebie dzwonią ponieważ
dziecko stopniowo uczy się kontrolować. Zdarza już mi się, że nie zadzwonią ani
razu w ciągu zajęć więc coraz częściej ryzykuję oddalając się od domu, by załatwić
swoje sprawy w mieście.
W przedszkolu dzieci dostają oceny co trymestr. Jest to tzw.
informe czyli ocena rożnych umiejętności jakie powinno nabyć dziecko w danym
wieku takie jak wykazywanie autonomii, samodzielne jedzenie, ubieranie się, nazywanie
części ciała, kolorów, kształtów, członków rodziny, rozpoznawanie emocji, następstwa
pór roku, integracja z innymi dziećmi w grupie, komunikacja itp. Mierzy się je
w 3 stopniowej skali: osiągnięte, w takcie i nie osiągnięte.
Natomiast dzieci od podstawówki wzwyż dostają oceny od 0 do
10.
Domyślałam się, że to przedszkole i szkoła są multi-kulti.
Jednak nie przypuszczałam, że tak bardzo.
Przekonałam się o tym pierwszego dnia
kiedy to poznałam innych rodziców. Zawsze gdy otwierają bramę i rodzice
przychodzą odprowadzić czy odebrać to jest naprawdę kolorowo.
Same hijaby.
Czuję się normalnie jak w Maroko. Marokańczycy to
najbardziej liczna grupa imigrancka. Po dzieci przychodzą przeważnie matki, choć
tatusiowie również się angażują. Marokańskie kobiety, które zasłaniają włosy
słyną z bardzo kolorowego ubioru. Wśród nich są także Saharawi, czyli te
pochodzące z Sahary Zachodniej zawinięte w tradycyjną, kolorową melhwę. Czasami
na widoku znajdą mi się tylko one i nie widzę żadnego Hiszpana. Mogę stwierdzić,
że dzieci imigrantów stanowią tutaj przynajmniej połowę przedszkolaków i uczniów.
Może nawet i więcej.
Jest tu parę rodzin z Pakistanu. Pakistańskie matki również przychodzą
w tradycyjnych strojach. Dzieci czarnoskórych z Afryki jest jakoś niewiele. Jest
trochę Latynosów z Ameryki Płd. Za to sporo i chyba na drugim miejscu po Marokańczykach
są dzieci rumuńskich Cyganów. Grupa Karima liczy 20 dzieci i zauważyłam, że 5 z
nich mają matki Cyganki. Te, które noszą chusty i długie spódnice w kwiatki oraz
co mnie bardzo dziwi – zakładają klapki na bose stopy nawet jak jest zimno.
Szczerze te różne kultury tak bardzo się ze sobą nie
mieszają. Raczej funkcjonują obok siebie – to ważne określenie
odzwierciedlające rzeczywistość i współistnienie kultur. Dzieci są dziećmi więc
bawią się razem bez względu na kulturę i wyznanie. Może dorośli powinni brać z
nich przykład.
Tymczasem ich rodzice raczej trzymają się z w grupie podobnych
do siebie. Swój ze swoim. Podobne przyciąga podobne. To widać podczas
odprowadzania i odbioru dzieci. Tworzą się osobne grupki marokańskie, osobne cygańskie
i osobne hiszpańsko – europejskie.
Jednak różne zebrania w sprawach klasy czy szkoły zmuszają
je do łączenia się. Wtedy to rodzice różnych kultur rozmawiają ze sobą i
wspólnie, w pełnej zgodzie planują co dobrego zrobić dla placówki i swoich
dzieci. Jednak największe zaangażowanie w te sprawy widzę ze strony rodowitych
Hiszpanów. Na drugim miejscu są imigranci z Ameryki Płd a na trzecim muzułmańscy.
Najmniej angażują się Cyganie rumuńscy. Rzadko widać ich na
zebraniach. Nie włączają się w komitet rodzicielski. Najbardziej trzymają się
swoich grup i najmniej integrują. Ale to dlatego, że mają oni swój własny, specyficzny
styl życia, jakby poza systemem chyba bardziej z wyboru niż z biedy. Choć od
czasu do czasu parę Cyganek pojawi się na imprezach szkolnych, przebierając i
dopingując swoje dzieci.
W szkolnej stołówce są różne rodzaje menu do wyboru. Dla
chętnych serwują posiłki bez wieprzowiny ale także bez glutenu, laktozy, orzechów
i czegoś tam jeszcze, czyli wszystkiego co może uczulać.
W przypadku jedzenia
to raczej alergie bardziej narzucają różnorodność na talerzu niż kultura i
wyznanie.
Szkoła promuje ideę tolerancji i tego, że wszyscy mimo różnic
są równi. Karim przez jakiś czas wymyślił sobie taki rytuał, że kiedy go odbierałam
musiał koniecznie zrobić sobie spacer przez korytarz budynku podstawówki. Mogłam
więc przy okazji cały czas oglądać prace starszych dzieci wiszące na ścianie.
Były wśród nich wycięte z papieru różne modele rodziny: tradycyjna, wielopokoleniowa,
wielodzietna, patchworkowa, samotnego rodzicielstwa, adopcyjna, zastępcza a
nawet homoseksualna – dwoje gejów lub lesbijki wychowujące dziecko. Tych modeli
było naprawdę dużo i nawet takie, których się nie spodziewałam.
Jak wygląda sprawa religii w takiej szkole?
W Polsce jest to
zwykle temat kontrowersyjny. Dotyczy właściwie tylko religii katolickiej. Nieustannie
toczy się debata czy religia powinna w szkole być czy zostać z niej wycofana. Uważa
się, że szkoła powinna być wolna od wszelkiej indoktrynacji i wpajać to co
racjonalne czyli nauki ścisłe, humanistyczne, przyrodnicze. Religię bez
dyskryminacji pozostawić jako sprawę osobistą rodziców. Co do Polski nie kumam
tylko jednego. Gdy Polacy tak zacięcie walczyli z komunizmem to walczyli też o
przywrócenie religii do szkół. Kiedy religia wróciła to nagle chcą znów wycofywać.
W hiszpańskich prywatnych szkołach katolickich, czy
należących do Opus Dei (też takie są) jej obecność jest oczywista. Słyszałam,
że tam każdy dzień zaczynają modlitwą. A jak wygląda to w publicznych, które
raczej mają charakter świecki? Okazuje się, że nie do końca taki świecki. Tutaj
gdzie chodzi Karim masz do dyspozycji kilka religii do wyboru w zależności od zapotrzebowania:
katolicyzm, protestantyzm, judaizm i islam oraz tzw. valores czyli etyka dla
dzieci, których rodzice nie chcą posyłać na żadną z religii. Przy zapisywaniu
dziecka musisz koniecznie wybrać jedną z tych opcji. Musi być odpowiednia ilość
chętnych aby takie lekcje się odbyły.
Mój Karim ma arabskie imię i jedno z dwóch nazwisk dlatego już
na wstępie, po tych pozorach zasugerowano mi, że do wyboru jest… islam. Jednak
podziękowaliśmy. W naszej sytuacji najlepszą opcją było zapisanie go po prostu na
valores.
Islam w europejskiej szkole publicznej – to rzeczywiście
wydaje się kontrowersyjne i może być to odebrane jako islamizację Europy.
Młoda
prawicowa partia VOX, która dostała się do Kongresu postuluje nawet zniesienie
tych lekcji. Nauczają go, bo po prostu jest zapotrzebowanie i wynika to z Prawa
do Wolności Religijnej, że wszystkie dzieci w Hiszpanii mają prawo do nauki swojej
religii.
Z kolei w niektórych wspólnotach autonomicznych brakuje
nauczycieli od islamu. Tylko jedno na 10 dzieci muzułmańskich w Hiszpanii ma zapewnione
lekcje swojej religii. Przedszkole i szkoła Karima akurat zapewnia. Nie wiem
jak przebiegają takie lekcje. Nie mam do nich dostępu nawet z ciekawości. Ale
nie zdziwiłabym się gdyby okazało się, że uczęszcza na nie najwięcej uczniów
spośród wszystkich religii w naszej szkole.
Wyczytałam, że islam wprowadzono do szkół publicznych aby…
zapobiegać fanatyzmowi religijnemu. Muzułmanie słyną z o wiele większej religijności
i traktowania nakazów bardziej poważnie niż katolicy. Jeśli szkoły nie zapewnią
lekcji islamu w szkole to muzułmanie poślą swoje dzieci na nauki do meczetów.
Taki meczet w Hiszpanii to niekoniecznie jest świątynia z minaretem.
Może nim być jakiekolwiek wynajmowane mieszkanie, lokal a nawet zwykła
kańciapa, w której spotykają się wierni, które sami sobie zorganizowali i wspólnie
utrzymują. Zauważyłam, że w mojej dzielnicy jest taka jedna. Nie ma pewności i
kontroli nad tym co jest głoszone w takich miejscach. Co by było gdyby okazało
się, że niektóre idą w radykalną stronę i propagują dżijad? Dlatego uznano, że
najlepiej będzie wprowadzić islam do szkół na równi z innymi religiami, gdzie
wykwalifikowani nauczyciele będą uczyć umiarkowanej strony islamu opartej na
walorach moralnych oraz kaligrafii arabskiej.
Lekcje wszystkich religii zaczynają się już u 3-latków.
Zwolennicy laickości nie dziwią się temu. Potwierdza to ich teorię dlaczego
dorosłym, inteligentnym i wykształconym ludziom tak trudno uwolnić się od
religii, która jest czymś nie mającym związku z nauką lecz oddawaniem czci
czemuś czego nikt nigdy nie widział. Pewien znajomy ateista porównał Biblię do…
powieści fantasy. Indoktrynacja religijna dzieci zaczyna się od najmłodszych
lat. Dziecko wszystko chłonie z łatwością. Dlatego tak mocno wrasta to w
świadomość, że pozostaje do dorosłości.
Za to lekcje valores odbywają się później. Nie wiem
dokładnie kiedy. Możliwe, że dopiero u 6-latków. W tych samych godzinach kiedy
inne 3-latki są na lekcjach religii to te od etyki mają wtedy różne zajęcia manualne,
gry, zabawy itp.
Mimo wielu religii do wyboru w przedszkolu i szkole
obchodzone są różne święta w tym katolickie jak Wielkanoc czy Boże Narodzenie. Jest
też świętowane Halloween i inne podobne uroczystości świeckie. To one zazwyczaj
łączą rodziny z różnych kultur ale też są dobrowolne. To rodzice decydują czy
ich dziecko ma w nich uczestniczyć.
Teraz w okresie świąt Bożego Narodzenia rodzice zostali poproszeni o podpisanie zgody czy ich dziecko może wziąć udział w imprezach
świątecznych i śpiewać hiszpańskie kolędy.
Wynika to właśnie z różnic kulturowych,
ponieważ w wielu rodzinach przede wszystkim muzułmańskich Bożego Narodzenia się
nie obchodzi.
Myślę, że jest to najlepsze rozwiązanie wykluczające pójście
w skrajności o jakich się słyszy, że mają miejsce w europejskich szkołach multi
- kulti: albo przymuszamy wszystkie dzieci do celebrowania albo całkowicie rezygnujemy
z naszych tradycji lub robimy je poprawne politycznie, by przypadkiem nie
urazić uczuć osób innych wyznań.
Święta organizuje placówka we współpracy z komitetem
rodzicielskim. Robi się dekoracje świąteczne, ubiera choinkę w czym pomagają także
rodzice. Organizuje się loterię tzw. Cesta de Navidad czyli koszyk świąteczny
pełny różnych produktów: jedzenia, słodyczy, turronów, alkoholi, zabawek,
kosmetyków, souvenirów, sprzętu elektronicznego – co kto dołoży. Ponieważ fanty
do koszyka przynoszą rodzice. Koszt ze sprzedaży losów idzie na komitet
rodzicielski. Właściciel wylosowanego numeru otrzymuje koszyk. W loterii może
brać udział społeczność szkoły ale także osoby poza nią.
W ostatni dzień przed przerwą świąteczną, która trwa do 6
stycznia odbywa się impreza. Dzieci wykonują świąteczny taniec lub przedstawianie.
Przychodzą Trzej Królowie z upominkami, ponieważ według hiszpańskiej tradycji
to oni są od dawania prezentów dzieciom. To do nich dzieci piszą listy ze
swoimi życzeniami.
Już zebranie organizacyjne rodziców którzy zgodzili się na udział dzieci
w imprezie świątecznej pozytywnie mnie zaskoczyło, gdyż… przyszła na nie
muzułmanka. Myślałam, że impreza będzie miała raczej charakter świecki i
wykorzystywane będą raczej pogańskie i komercyjne elementy świąt zamiast
religijnych. W końcu choinka i świąteczne piosenki popowe nie mają żadnego odniesienia
w Biblii lecz zostały wprowadzone przez ludzi. Jednak okazało się, że religijny
charakter był jak najbardziej obecny.
Dzieci zrobiły piękną szopkę z plasteliny. Różnorakie,
kreatywne też należą do hiszpańskich tradycji. Każda instytucja czy firma
wystawia swoją.
W szkole pośród ściennych dekoracji i prac wykonywanych
przez dzieci często pojawiała się święta rodzina. Na imprezie świątecznej obok
Trzech Króli Pojawił się św. Mikołaj aby dzieci miały wybór do kogo zwrócić się
po prezent i z kim sfotografować w zależności w kogo wieżą.
Sama impreza świąteczna kompletnie rozprawiła się z pewnym
stereotypem.
Dotychczas myślałam, że to Europejczycy, czyli my wywodzący
się z kultury chrześcijańskiej jesteśmy bardziej otwarci, bo wykazujemy większe
zainteresowanie kulturą muzułmańską. Do tego stopnia, że kiedy znajdujemy się
wśród muzułmanów to z ciekawości, szacunku do innych i chęci integracji poznajemy
ich tradycje, a nawet uczestniczymy w muzułmańskich świętach i dostosowujemy
się do nich.
Myślałam, że muzułmanie nie wykazują identycznego zainteresowania
naszą kulturą. Wolą skupić się na swojej lub są nawet tacy, którzy uważają włączanie
się w chrześcijańskie święta lub nawet składanie chrześcijanom życzeń za
grzech. Jak bardzo się myliłam.
Sporo muzułmanek przyprowadziło swoje dzieci na świąteczną imprezę
i było wraz z nimi obecne. Wspólnie z dzieckiem napisały list do Trzech Króli
lub Mikołaja i zgodziły się aby tańczyło ono przy świątecznych piosenkach. Rozmawiałam
z mamą jednego kolegi Karima z klasy, która zakrywa się od stop do głów i
odsłania tylko twarz. Bardzo podobała jej się świąteczna impreza oraz udział
jej syna.
Jak widać obie kultury przy wielu okazjach są w stanie wyjść
poza swoje grupy, przenikać się nawzajem i poznawać lokalne tradycje. Chrześcijańskie
tradycje nie dziwią jakoś muzułmanów i dla wielu z nich są znane. W końcu
mieszkając na emigracji w Europie stopniowo do nich przywykają. Nawet nie muszą
emigrować by mieć z nimi kontakt. W wielu szkołach w Maroko nauczają zakonnice.
Omar gdy chodził do szkoły miał z nimi do czynienia. Pamięta lekcje, na których
dużo pomagały dzieciom w nauce. W Maroko księża i zakonnice mogą pracować z muzułmańskimi
dziećmi i młodzieżą. Jedynie mają zakaz nawracania i szerzenia pośród nich
praktyk katolickich, co także budzi kontrowersje. Były przypadki, kiedy to uznano,
że duchowny podejmował działania zachęcające do przejścia na katolicyzm po czym
został zwolniony.
Jednak muzułmanie przyjęli, że chrześcijańscy nauczyciele i
duchowni, już bez mieszania w to religii prowadzą bardzo dobre lekcje dla ich
dzieci. Dlatego chętnie powierzają je w ich ręce. Przy szkole Karima działa też
stowarzyszenie o charakterze protestanckim prowadzące różne ciekawe zajęcia
dodatkowe na które pobiera roczny abonament. Rodziny muzułmańskie chętnie z ich
zajęć korzystają.
Opinie o szkołach multi-kulti w Europie są różne. Te
negatywne mówią nawet o patologii, chuligaństwie, narkotykach, braku szacunku
do nauczycieli, niechęci do nauki, narzucaniu szariatu siłą, rezygnowaniu z własnych
tradycji w imię poprawności politycznej aby przypadkiem nie urazić uczuć
mniejszości. Są opinie, że te mniejszości stają się większością a w niektórych dzielnicach
miast takich jak szwedzkie Malmö
czy francuska Marsylia całe publiczne przedszkola i szkoły są pełne imigrantów.
Wielu rodziców nie chce aby ich dzieci uczyły się razem z
imigrantami, gdyż pośród nich są ludzie z nizin społecznych, z którymi nigdy
nic nie wiadomo i którzy obniżają poziom nauczania. Dlatego zapisują je do
szkół prywatnych lub przeprowadzają się do innych dzielnic. Ci dla których jest
to nieosiągalne zmuszeni są i tak
posyłać dzieci do gorszej jakości szkół i znosić to wszystko.
Jeśli w niektórych szkołach te problemy mają miejsce
naprawdę to nie uważam aby za mówienie prawdy o nich oskarżać kogoś rasizm,
ksenofobię i nietolerancję.
Ja w każdym razie nie spotkałam się w Hiszpanii z takimi
problemami. W przedszkolu i szkole Karima panuje bardzo przyjazna atmosfera, nie
zdarza się przemoc, jest poszanowanie do tradycji każdego zarówno dzieci
katolików jak i muzułmanów. Nauczyciele i monitorzy dobrze wykonują swoją
pracę, umieją wychować dzieci i z nimi robią one naprawdę dobre postępy. Dzieci
są dobrze wychowywane i czują się jak u siebie w domu.
Na koniec popołudniowych zajęć dodatkowych wszystkie dzieci zarówno
przedszkolaki jak i te z podstawówki spotykają się razem. Te większe dzieci
pomagają nauczycielom. Zdarza mi się spóźnić parę minut kiedy odbieram z nich Karima.
To właśnie 6 latki zaopiekowały się nim w tym czasie i zaprowadziły do mnie.
Mój obraz tego miejsca jest jak najbardziej pozytywny. Jest
duża liczba imigrantów ale to nie sprawia jakiś poważnych problemów.
Na pewno też dlatego, gdyż jest to przedszkole i podstawówka.
Dzieci są jeszcze małe, niewinne. Być może od gimnazjum robi się trudniej. Burza
hormonów w tym wieku sprawia, że dzieci i młodzież są trudne do ujarzmienia, także
szukają swojego miejsca w grupie i wpływają na siebie. Ze starciami na tle
różnic kulturowych może to wywoływać większą mieszankę wybuchową.
Jedyną nieprzyjemność miałam kiedy to po szkolnej imprezie,
na którą wpuszczono rodziców zniknęły kalosze Karima i podejrzewam, że zostały
ukradzione. Szatnie maluchów to tylko wieszak i ławka, do których każdy kto tu
wejdzie ma dostęp. Któż mógłby je wziąć przez przypadek? Sprawę zgłosiłam
dyrekcji i dałam ogłoszenie na grupie rodziców ktokolwiek widział.
Cóż, podejrzenie znowu padnie na Cyganki rumuńskie. Dlaczego
nie mieć do tego powodu skoro miałam już sytuacje naruszające moje zaufanie? Po
nich wiem, że muszę zachować ostrożność. W mojej dzielnicy mieszka i ich sporo
i wszystkie ich dzieci chodzą akurat do naszego przedszkola i szkoły. Zajmują
się zbieraniem złomu, grzebią w śmietnikach i żebrzą na każdym kroku. Gdy
pozbywasz się z domu niepotrzebnych rzeczy to nagle zlatuje się ich cała grupa
aby coś od ciebie wziąć. Na dodatek… oni rywalizują o te rzeczy ze sobą. Kto pierwszy
zauważy gdzie coś wyrzucają ten więcej zgarnie dla siebie. Najlepiej, żeby inne
Cyganki o tej wystawce się nie dowiedziały.
Nieprzyjemnej sytuacji doświadczyłam od jednej z mam
koleżanek Karima z przedszkola. Było to zanim go tam zapisałam. Potem ta matka
już mnie pewnie nie pamiętała. Czekałam z dzieckiem w poczekalni do pediatry.
Wraz ze mną czekała też pewna cyganka. Kobieta wciąż pytała się mnie czy mam
jakiś stary wózek na zbyciu specjalnie dla niej, bo jej się rozpada. Grzecznie
jej mówię, że nie mam. Ale do niej to nie dociera i nadal mnie prosi, że może
jak innym razem będę miała to bym przekazała właśnie jej. Czekanie się
przedłużało, więc byłam poniekąd na jej towarzystwo skazana.
Potem zaczęła równie nachalnie dopytywać mnie o to gdzie
dokładnie mieszkam aby mogła do mnie po jakieś rzeczy chodzić. Odmówiłam, bo
przecież nie podam swojego adresu obcej osobie, której prawdziwych zamiarów nie
znam.
Po wyjściu od lekarza ona poszła za mną i dalej pytając o
miejsce zamieszkania. Potem chciała mnie perfidnie śledzić, by sama zobaczyć
gdzie jest mój dom. Na szczęście udało mi się ją zgubić. Niestety kilka dni
później tajemnica gdzie mieszkam wydała się przez durny przypadek. Siedziałam z
Karimem na balkonie i Karim głośno sobie gadał i podśpiewywał, że było to
słychać na dole.
Traf chciał, że ta sama Cyganka wraz ze swoim dziećmi
przechodziła pod moim blokiem. Usłyszała głos Karima, popatrzała w górę i
rozpoznała mnie. Zaczęła mnie radośnie pozdrawiać i wołać – „Aha! To tutaj
mieszkasz!” No to ma mnie!
Na szczęście nic się potem nie stało i nie nachodziła mnie
więcej tak jak się obawiałam. Potem zobaczyłam ją pierwszego dnia w przedszkolu
jako mamę jednej z dziewczynek w grupie Karima. Trochę miesięcy od tego czasu
minęło i chyba mnie nie rozpoznała. Jak pisałam w klasie tej jest aż 5
cygańskich dzieci.
Innym razem widziałam z daleka matkę jednej z dziewczynek
jak cała weszła do kontenera na śmieci w poszukiwaniu cennych rzeczy. Jej córka
siedziała obok w wózku a potem matka załadowała swoje zdobycze na ten wózek.
Cyganie rumuńscy w Hiszpanii raczej nie mają żadnego
wykształcenia. Mam wrażenie, że ich styl życia nie wynika jedynie z biedy ale także
z wyboru i kultury która jest takim balansowaniem na pograniczu systemu. Ale
gdyby mieli chociaż lepsze perspektywy to może bardziej by się zintegrowali.
Skoro to państwo i ten rynek nie oferuje pracy nawet
wykształconym i ambitnym Europejczykom to co dopiero niewykształconym
imigrantom z obcych kultur a co dopiero analfabetom (tak, przekonałam się że
tacy też tu są). Przynajmniej oferuje
darmową edukację dla ich dzieci.
Może dzięki takiej szkole publicznej takie Cygańskie lub
imigranckie dziecko – o ile rodzice tego dopilnują lub samo będzie się do tego garnąć
- zdobędzie wykształcenie, rozwinie swoje talenty i wyrośnie na porządnego
człowieka. Jak trafi w dobre towarzystwo i dostanie dobrą szansę zawodową to
wyrwie się z tego. Nie będzie musiało jako dorosły grzebać w śmietniku a swoją
przyszłość zwiąże z krajem, który je wykształcił. To jest właśnie pozytywne.
Nie jest tak, że też unikam tych Cyganek. One przebywają
tylko w swoich grupach. Ale jak nasze drogi się skrzyżują to mówimy sobie
uprzejmie dzień dobry i uśmiechamy się do naszych dzieci.
Mi tak naprawdę jest obojętne czy szkoła będzie multi – kulti czy jednolita narodowościowo i
kulturowo. Ważny jest poziom nauczania, program, nauczyciele i indywidualne
podejście do każdego dziecka.
Jeśli to
wszystko w publicznej szkole pełnej dzieci imigrantów i klas niższych jest
podobne do tego co w drogiej, prywatnej, do której chodzą same hiszpańskie
dzieci klasy średniej i wyższej to po co mamy przepłacać.
Wybrałam tą placówkę jako drugą opcję po nie przyjęciu do
pierwszej dlatego, że opinie o niej były bardzo dobre. Zresztą nie chodzą do niej
same dzieci pochodzące z rodzin imigranckich i biednych. Jest też sporo dzieciaków
hiszpańskiej klasy średniej, które nie są tu przypadkowo lecz z decyzji
rodziców. Ich rodzicom właśnie podoba się ta różnorodność a szkoła dobrze
pracuje aby wszyscy mogli w zgodzie koegzystować.
Rodzice jednej z dziewczynek posłali ją właśnie tutaj,
ponieważ ich starsza córka przeszła tutaj od przedszkola przez całą podstawówkę.
Jest bardzo zadowolona i spędziła tutaj piękne lata. Tego samego chcą dla
młodszej i nie obawiają się jej powierzyć w te samo miejsce. Tacy ludzie są
najbardziej kompetentni w ocenie.
Jeśli jednak Olga Tokarczuk trafiła na szkołę podobną do
naszej to miałaby w swojej opinii rację (nie licząc oskarżeń na Polskę). Tylko,
że kolorowa szkoła czy przedszkole multi – kulti wcale nie musi być lepsze od jednolitej
etnicznie. I odwrotnie. Jedna i druga mogą być tak samo dobre. Wszystko zależy
od nauczycieli, uczniów, rodziców i oczywiście finansów.
To przedszkole wybrał przede wszystkim mój syn.
Często chodzimy
na spacer po okolicy i Karim potrafi wejść wszędzie gdzie ma ochotę i gdzie mu
pozwolą. Jego przyszła placówka po zajęciach, gdy dzieci już poszły zostawiała
swoje bramy otwarte. Karim bardzo często wchodził na jej teren, eksplorował go,
biegał po boisku (a ja za nim). Wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy, że tutaj będzie
chodził.
Karim nie lubi być też ciągnięty tam gdzie nie ma ochoty
iść. Kiedy wchodziliśmy na teren tego pierwszego wybranego przedszkola, to
płakał, protestował, wyrywał się, bo chciał jak najszybciej uciec. Z kolei do
tego drugiego i obecnego, znanego już ze spacerów idzie z chęcią. Bez problemu
zakłada plecak, dumnie kroczy za rączkę w znanym kierunku. Już nie płacze codziennie
za mamą, choć zdarza się od czasu do czasu. Kiedy nauczycielka otwiera klasę to
ledwo zdąży się ze mną pożegnać a już wpada z impetem do środka. Nie może się
doczekać kolejnych zajęć i co ciekawego się dziś wydarzy za sprawą pań i
wielokulturowych koleżanek i kolegów.
Zdjęcie: pixabay.com
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Disqus - Kuskus, czyli Zapraszam na Feedback ;)