niedziela, 22 grudnia 2019

Szkoła i przedszkole multi-kulti w Hiszpanii


Zastanawiałaś się jak naprawdę wygląda szkoła i przedszkole multi-kulti? Wraz z ogromnym napływem imigrantów takich placówek w Europie zachodniej jest coraz więcej. Uczęszczają do niej dzieci o odmiennych kolorach skóry, kulturach, wyznaniach i obyczajach. Polacy mieszkający za granicą w krajach różnorodnych etnicznie i mający dzieci mogą mieć z nią do czynienia.

Szkoła i przedszkole multi-kulti w Hiszpanii

Okazję aby takową zobaczyć miała niedawno nasza laureatka Literackiej Nagrody Nobla za rok 2018 Olga Tokarczuk

W Sztokholmie po uroczystości wręczenia medalu i dyplomu z rąk króla Szwecji została zaproszona w odwiedziny do szkoły w imigranckiej dzielnicy. Dzieci powitały ją tradycyjnym jednakże różnorodnym korowodem z okazji popularnego w Szwecji dnia św. Łucji. Nasza noblistka była tą szkołą zachwycona. Powiedziała, że docenia bogactwo jakie stoi za uczniami o różnym pochodzeniu oraz to, że jest tu tak kolorowo.

Mieszane uczucia można mieć natomiast do innej części wypowiedzi, w której oznajmia, że wstyd jest jej za Polskę za to, że nie przyjęła imigrantów. Dlaczego? Z całym szacunkiem dla jej twórczości literackiej, która jest z pewnością bardzo dobra. Choć jeszcze jej nie czytałam aby ocenić dlaczego zasłużyła na Nobla ale zamierzam po jej książki sięgnąć. Po pierwsze – laureatka Nagrody Nobla, osoba publiczna, która teraz stała się znana na cały świat winna godnie reprezentować swój kraj a nie szukać dziury w całym, przekręcać historię i fakty. Po drugie - Polska raczej przyjmuje imigrantów. Według danych OECD. W 2017 r. była światowym liderem w ich przyjmowaniu. Przyjęła więcej imigrantów niż USA i Niemcy. 


Także na stronie migracje.gov.pl można zobaczyć statystyki ile dokładnie cudzoziemców do nas przyjeżdża i skąd oni pochodzą. Liczby te nie są takie małe. 



Nasz rząd robi po prostu co innego niż mówi. Jak zwykle sprzedał ludziom bajki i obietnice. Głosił, że nie przyjmie wyznaczonych przez UE kwot imigrantów a i tak ich przyjmuje za plecami obywateli. Obywatele dobrze to widzą, zwłaszcza w wielkich miastach. Co roku bywam w Warszawie a w 2019 oprócz Warszawy odwiedziłam Wrocław. Też mogę stwierdzić, że robi się tam coraz bardziej kolorowo. Śniady kierowca Ubera czy rowerowy doręczyciel już na nikim nie robi wrażenia. Ogólnie wiadomo, że przeważają tani pracownicy z Ukrainy.


Czy to dobrze czy źle? Nie nam oceniać imigrantów jako ludzi, bo oni po prostu szukają swego miejsca gdzie będą mogli czuć się bezpiecznie, będą mogli pracować i żyć godnie lub połączyć się z członkami rodzin, którzy wcześniej wyemigrowali. 


Prawdziwi uchodźcy, którzy uciekli przed wojną też są wśród nich. Oni także niestety są mamieni obietnicami i rzeczywistość ich nie raz rozczarowuje. Każda osoba ma inną historię. Ocenie raczej podlega na ile jest to korzystne z punktu widzenia politycznego i gospodarczego.

Zresztą w świecie i tak krąży już wiele mitów o tym jaki to nasz kraj jest zamknięty i nietolerancyjny. Podobno w Polsce każdy, kto ma ciemniejszy kolor skóry jest z miejsca narażony na agresję. Owszem, zdarza się niestety ale nie są to takie liczne przypadki. Po co te mity jeszcze ktoś pogłębia.

Polska bardzo długo była krajem dość jednolitym etnicznie do czego przywykliśmy i przez co z pozoru oceniamy ją jako zamkniętą. Ale to się zmienia. Możliwe, że i u nas będzie pojawiać się coraz więcej takich szkół i Tokarczuk w końcu doczeka się drugiej Szwecji.

Trudno stwierdzić na ile jest dobra taka szkoła na podstawie krótkiej wizyty i pierwszego wrażenia jakiemu uległa noblistka. 

Wiadomo, że na takie okazje politycy i nauczyciele organizują dopracowany pod każdym szczegółem komitet powitalny i różne atrakcje aby pokazać się z jak najlepszej strony.

O tym jaka jest naprawdę szkoła multi-kulti w Szwecji lepiej wiedzą rodzice, którzy tam swoje dziecko posyłają. 

Ja za to mogę wypowiedzieć się o tym jak to jest w Hiszpanii. Tak się składa, że mój syn trafił do publicznej wielokulturowej placówki. Opiszę Wam jak ona wygląda.

Zacznę od tego jakie są poszczególne szczeble hiszpańskiego systemu edukacji:

0 – 5 lateducación infantil czyli edukacja dziecięca, która nie jest obowiązkowa. Ten etap można podzielić na:
  • 0 – 2 latala guardería czyli żłobek (2 klasy). Żłobki zarządzane są przez urzędy miejskie, konsorcja lub podmioty prywatne. Są płatne a wysokość opłat zależy do kogo należą. Można otrzymać dofinansowanie w zależności od dochodów w przypadku żłobków publicznych.
  • 3 – 5 latel colegio / el cole – w tłumaczeniu szkoła ale chodzi o przedszkole (3 klasy). Są to centra publiczne (darmowe), prywatne lub tzw. concertado czyli takie, w których administracja jest prywatna a fundusze są w większości publiczne i dodatkowo finansowane z datków rodziców.

6 – 11 lateducación primaria czyli szkoła podstawowa, która jest obowiązkowa od tego etapu (6 klas)

12 – 15 latESO – Educación Secundaria Obligatoria czyli gimnazjum (4 klasy) podzielone na dwa cykle.

16 – 18 lat – Szkoła średnia gdzie do wyboru uczeń ma:
  • Bachillerato czyli liceum ogólnokształcące, kończące się maturą po którym można kształcić się dalej na studiach wyższych
  • Formación profesional czyli kształcenie zawodowe a konkretnie technikum, po którym można uzyskać dostęp do matury potwierdzając niektóre przedmioty, wejść na rynek pracy lub podjąć studia wyższe.

Na tym etapie są jeszcze specjalne nauki niezintegrowane z ogólnymi etapami i cyklami systemu edukacji. Stanowią osobny program i strukturę. Mogą obejmować zarówno kształcenie podstawowe jak i studia równoważne z dyplomem lub stopniem naukowym. Są to: sztuki plastyczne i projektowanie, konserwacja i restauracja dóbr kultury, muzyka, taniec, sztuka dramatyczna (teatr), języki obce, kariera wojskowa i edukacja sportowa.

Od 18 latEducación superior czyli studia wyższe. Organizacja oficjalnej struktury uniwersyteckiej jest zgodna z wytycznymi Europejskiego Obszaru Szkolnictwa Wyższego. Zgodnie z tą strukturą wykształcenie uniwersyteckie dzieli się na stopnie naukowe magisterskie i doktoranckie. Otrzymuje się za nie tzw. kredyty europejskie ECTS, które są jednostką miary wykształcenia. Od 2010 r. stopnie te w hiszpańskiej edukacji dzielimy na:
  • Grado (Licencjat) – 4-letnie studia uniwersyteckie
  • Máster (Magister) – studia podyplomowe trwające od jednego roku do dwóch lat. Dla ich rozpoczęcia konieczne jest uprzednie uzyskanie tytułu licencjata lub równoważnego (dyplomowany, inżynier techniczny lub architekt techniczny). Tak się składa, że nie jest równorzędny z polskimi 5-letnimi studiami magisterskimi i będzie odpowiadać raczej polskiemu magistrowi, który ukończył studia podyplomwe. Polak z polskim tytułem magistra, bez podyplomówki chcąc nostryfikować w Hiszpanii swój dyplom dostanie poziom Grado, czyli tak jakby był tylko licencjatem. Tak stało się w przypadku mojego dyplomu. Cóż – mam oficjalnie w Hiszpanii niższy stopień niż w Polsce.
  • Doctorado (Doktorat) – konieczne jest uprzednie uzyskanie tytułu magistra lub równorzędnego.

Karim ma 3 lata więc jest teraz na etapie przedszkolnym. W Hiszpanii najczęściej jest tak, że przedszkola dla dzieci w wieku 3 – 5 lat znajdują się w tym samym obiekcie co szkoła podstawowa dla 6 – 11 latków. Do takiego właśnie zespołu uczęszcza mój syn. Maluchy i dzieci w wieku szkolnym uczą się często w tym samym budynku, podzielonym na strefy szkolną i przedszkolną lub w różnych budynkach na tym samym terenie.

Aby zapisać dziecko do danego żłobka, przedszkola lub szkoły trzeba składać dokumenty w odpowiednich terminach. Miejsca zostaną przyznane albo nie w zależności od ilości punktów, które dostaje się za odległość od miejsca zamieszkania czy pracy, posiadanie rodzeństwa, niepełnosprawność itp. Jeśli punktów zabraknie to dla dziecka znajdzie się miejsce w innej placówce, którą rodzice wskażą jako drugą opcję.

Dzieci, które chodziły właśnie do takiego przedszkola obok szkoły podstawowej w jednym obiekcie to automatycznie idą to tej podstawówki. Chyba, że rodzice zadecydują się na inną.

Są przedszkola i szkoły katolickie (przeważnie prywatne lub concertado) jak i świeckie czy właśnie multi – kulti (publiczne). Oczywiście nie są wielokulturowe z zasady tylko dlatego, że imigranci z Afryki, Azji czy Ameryki Płd. z racji tego, że są miej zamożni wybierają te centra, w których zajęcia są za darmo. Te prywatne są dla nich praktycznie nieosiągalne ze względów finansowych.

W Hiszpanii wiele różnych centrów zlokalizowanych jest bardzo blisko siebie. W każdym z nich obowiązują różne zasady np. noszenie lub nie noszenie mundurków czy celebrowanie określonych świąt. W tych katolickich zazwyczaj są mundurki, fartuszki albo koszulki z godłem i nie obchodzi się Halloween. Z pewnością różnią się też poziomem nauczania. Ale opinia o tym już należy do rodziców.

Na dniach otwartych, czyli takich kiedy to rodzice mogą przyjść aby zobaczyć miejsce nim zadecydują o złożeniu podania każda z placówek robi wszystko aby zaprezentować się jak najlepiej. Każda szkoła pokazuje dowody na to, że poziom nauczania i zajęcia dodatkowe, wyposażenie czy indywidualne podejście do przedszkolaka czy ucznia są bardzo dobre.

Sporo szkół i przedszkoli zarówno prywatnych, concertado jak i publicznych jest bilingue czyli dwujęzycznych. Obok hiszpańskiego jest w programie parę godzin w tygodniu, podczas których zajęcia odbywają się po angielsku. 

Oprócz nauczycieli pracują tu także tzw. Equipo de Orientación Educativa czyli pedagodzy, psycholodzy, logopedzi i lekarze. Jeśli dziecko ma potrzebę, jakieś trudności lub nie nadąża w postępach za rówieśnikami to otrzymuje pomoc. Są też tzw. monitoes czyi osoby pomagające nauczycielom, opiekujące się przedszkolakami podczas np. przeprowadzania z budynku do budynku, asystujące w codziennych czynnościach, prowadzące dodatkowe zajęcia i dbające o bezpieczeństwo.

My początkowo składaliśmy podanie do katolickiego przedszkola concetrado i bilingue będącego przy szkole podstawowej. To dlatego, że znajdowało się ono najbliżej domu oraz większość kolegów Karima ze żłobka też zgłosiło się właśnie tam. Podobało się nam też jego wyposażenie. Miała tam być opłata ale przy dofinansowaniu dość zredukowana. Jednak syn nie dostał się. Zabrakło mu punktów.

Na całkowicie prywatne przedszkole nie możemy sobie pozwolić. Dlatego miejsce znalazło się w innym, niewielki kawałek dalej, które wskazaliśmy w podaniu jako drugą opcję. Było to właśnie przedszkole publiczne, czyli … multikulti. Też przy szkole podstawowej. Na dniach otwartych także spodobał nam się obiekt, wyposażenie klasy, biblioteka oraz pomoc jaką oferuje dzieciom – bardzo podobne do tej pierwszej placówki. Pani dyrektor i nauczyciele zrobili pozytywne wrażenie.  

Otoczenie szkoły bardzo mi odpowiadało. Podczas gdy inne, nawet te prestiżowe i prywatne zajmowały małą powierzchnię wciśniętą pomiędzy ściany sąsiednich bloków to ta znajdowała się na własnym oddzielnym terenie. Wokoło była przestrzeń a zieleni było o wiele więcej.

Obowiązkowe i darmowe lekcje odbywają się w godz. 9:00 – 14:00. Płatne są świetlica rano przed lekcjami oraz po lekcjach stołówka i popołudniowe zajęcia dodatkowe takie jak: manualne gry i zabawy, język angielski, robotyka, gitara, taniec, rytmika, zumba, gimnastyka, piłka nożna, informatyka, robótki ręczne, plastyka i korepetycje. Korzystanie z tego jest dobrowolne. Jednak w przypadku pracujących rodziców jest to koniecznością. W związku z pracą plus czasem na dojazd do niej i powrót potrzebują zostawić dziecko na dłużej przedszkolu / szkole i zapewnić mu wyżywienie. Może tam ono liczyć na dobrą opiekę.

Opłaty te nie są jakoś specjalnie wysokie. Automatycznie otrzymuje się na nie dofinansowanie według widełek w zależności od dochodów gospodarstwa domowego. W przypadku zajęć dodatkowych jest ono przyznawane tylko na jedno z nich. Jeśli rodzice chcą posyłać dziecko na więcej zajęć to za resztę muszą zapłacić 100% ceny.

Obok działają różne programy, fundacje i komitet rodzicielski (jestem do niego zapisana), które też organizują dla dzieci różne zajęcia, zabawy, imprezy i wycieczki finansowane lub za niewielką opłatą.

Placówka też jest bilingue i wiele zajęć w języku angielskim prowadzone są przez native speakera. Oczywiście duży nacisk kładzie się na to aby dziecko dobrze opanowało język hiszpański. W końcu w Hiszpanii żyje. Nie raz miałam wrażenie, że nauczyciele narzucają mi abym mówiła do dziecka w domuwyłącznie po hiszpańsku a polski odłożyła co trochę mi przeszkadzało. Jednak nauczyciele wspomagają ogólny rozwój dziecka i podpowiadają jak pracować z nim po lekcjach.

W przedszkolu Karima a także w przypisanej mu podstawówce nie nosi się mundurków. Myślę, że to dobrze. Po co dokładać rodzicom dodatkowe koszty do wyprawki, którą i tak muszą kupić sami. Wyposażenie dziecka czyli plecaki, kredki, flamastry, zeszyty, wiaderka i łopatki oraz książki nie jest dofinansowane.

Można sprawić dziecku fartuszek aby nie poplamiło się na zajęciach plastycznych czy podczas jedzenia. Ale nie jest on obowiązkowy. Jeśli chodzi o wyżywienie to od razu po lekcjach dzieci idą na stołówkę. Podczas lekcji jest pora na jedzenie, które rodzice muszą im spakować do plecaka. W każdy dzień tygodnia przynoszona jest inna przekąska: w poniedziałek - produkty mleczne np. jogurty,  we wtorek - kanapka, w środę - owoce, w czwartek – znów kanapka a w piątek - dowolne w tym mogą być ciastka. Codziennie każde dziecko musi mieć ze sobą butelkę wody niegazowanej.

Każda grupa wiekowa ma swoją klasę, w której znajdują się książki i zabawki. Podczas lekcji jest godzina kiedy dzieci wyprowadzane są na podwórko szkolne kiedy to mogą bawić się w piasku. Raczej na małych, białych kamyczkach, które zawieruszą się w ciuchach i w butach – tutaj wolałabym aby było jednak równe podłoże z tego materiału co na placach zabaw.

Natomiast uczniowie z podstawówki mają wychowanie fizyczne na boisku lub pielęgnują szkolny ogródek. Gdy jest brzydka pogoda i pada deszcz to dzieci bawią się w centralnym hallu. Tam też organizowane są różne imprezy i występy klas. Np. pokaz tańca z okazji Dnia Flamenco albo występy samych dzieci z okazji różnych świąt, na które zostają wpuszczeni rodzice.

Zaskoczyło mnie to, że hiszpańskie szkoły i przedszkola są niczym zamki warowne.

Otoczone są wielkim betonowym murem. Tam gdzie ogrodzenie jest prześwitujące otaczają je siatką maskującą lub żywopłotem. Zamknięte są ciężką, żelazną bramą na cztery spusty. Otwierają ją w godzinach odprowadzania i odbierania dzieci. Nikt nieupoważniony nie może wejść. Jeśli musi to jest wpuszczany przez domofon z kamerą. To zupełnie co innego niż w Polsce. Szkoły do jakich chodziłam ogrodzone były siatkowym płotem, bramka cały czas otwarta a dzieciaki wychodziły na ulicę.

W Hiszpanii prywatność dzieci jest prawnie chroniona i zapewnia się im bezpieczeństwo. Odprowadzać i odbierać mogą tylko rodzice. Jeśli ma zrobić to inna osoba choćby dziadek czy babcia to trzeba dać autoryzację na piśmie. Panuje także zakaz robienia zdjęć dzieciom. Czasami na niektórych imprezach robią wyjątki ale zdjęcia mają być tylko prywatne. Bezwzględnie zabronione jest publikowanie ich w mediach społecznościowych.

Najtrudniejsza rzecz dla mnie to kwestia czy 3 latek może nosić w przedszkolu pieluchę. Zajęcia z odpieluchowania we współpracy z rodzicami prowadzone są w żłobkach na początku lata aby dziecko było gotowe na pójście do przedszkola. Bowiem w przedszkolach…. pieluch nie zmieniają!!! Dziecko powinno umieć już samo załatwić się w toalecie i właściwie jest to sensowne gdyż ma się jak najszybciej nauczyć samodzielności.

Niby zdjęcie pieluchy powinno zająć co najwyżej 3 miesiące. Niestety u mojego dziecka to się nie udało i proces ten trwa od maja do dziś. Idzie wolniej niż myślałam. Zakładam, że może potrwać nawet rok. Jest niestety co porównywać, bo większość rówieśników w krótkim czasie porzuciło pieluchy. Zwłaszcza, że jest zima to tym trudniej. Jest wprawdzie jakiś postęp. Mój synek załatwia się do toalety ale wciąż dużo brakuje mu do samokontroli i autonomii. 

Co robić kiedy do przedszkola iść trzeba a odpieluchowanie na czas się nie powiodło?

Odprowadzasz malucha bez pieluchy. W czasie zajęć nauczyciele prowadzają go regularnie do toalety. Jednak jeśli zrobi w gacie to… dzwonią po rodziców aby przyszli z ciuchami na zmianę i przebrali. Sami tego nie zrobią. Tak właśnie jest i dokładnie to przechodzę.

Musisz być cały czas pod telefonem. Jesteś uwiązana. Dobrze jak mieszkasz blisko przedszkola. Ale niestety nie możesz się na długo oddalić i przebywać poza domem, nie mówiąc już o pójściu do pracy. Jeśli nie możesz latać co chwila przebierać dziecka, bo obowiązki ci na to nie pozwalają możesz oddelegować to innej zaufanej osobie (która oczywiście dostanie autoryzację). W najlepszym przypadku rodzic innego dziecka z grupy zgodzi się na to. Czasem trzeba komuś za to zapłacić.

Z upływem czasu, coraz mniej do ciebie dzwonią ponieważ dziecko stopniowo uczy się kontrolować. Zdarza już mi się, że nie zadzwonią ani razu w ciągu zajęć więc coraz częściej ryzykuję oddalając się od domu, by załatwić swoje sprawy w mieście.

W przedszkolu dzieci dostają oceny co trymestr. Jest to tzw. informe czyli ocena rożnych umiejętności jakie powinno nabyć dziecko w danym wieku takie jak wykazywanie autonomii, samodzielne jedzenie, ubieranie się, nazywanie części ciała, kolorów, kształtów, członków rodziny, rozpoznawanie emocji, następstwa pór roku, integracja z innymi dziećmi w grupie, komunikacja itp. Mierzy się je w 3 stopniowej skali: osiągnięte, w takcie i nie osiągnięte.

Natomiast dzieci od podstawówki wzwyż dostają oceny od 0 do 10.

Domyślałam się, że to przedszkole i szkoła są multi-kulti. Jednak nie przypuszczałam, że tak bardzo. 

Przekonałam się o tym pierwszego dnia kiedy to poznałam innych rodziców. Zawsze gdy otwierają bramę i rodzice przychodzą odprowadzić czy odebrać to jest naprawdę kolorowo.

Same hijaby.

Czuję się normalnie jak w Maroko. Marokańczycy to najbardziej liczna grupa imigrancka. Po dzieci przychodzą przeważnie matki, choć tatusiowie również się angażują. Marokańskie kobiety, które zasłaniają włosy słyną z bardzo kolorowego ubioru. Wśród nich są także Saharawi, czyli te pochodzące z Sahary Zachodniej zawinięte w tradycyjną, kolorową melhwę. Czasami na widoku znajdą mi się tylko one i nie widzę żadnego Hiszpana. Mogę stwierdzić, że dzieci imigrantów stanowią tutaj przynajmniej połowę przedszkolaków i uczniów. Może nawet i więcej.

Jest tu parę rodzin z Pakistanu. Pakistańskie matki również przychodzą w tradycyjnych strojach. Dzieci czarnoskórych z Afryki jest jakoś niewiele. Jest trochę Latynosów z Ameryki Płd. Za to sporo i chyba na drugim miejscu po Marokańczykach są dzieci rumuńskich Cyganów. Grupa Karima liczy 20 dzieci i zauważyłam, że 5 z nich mają matki Cyganki. Te, które noszą chusty i długie spódnice w kwiatki oraz co mnie bardzo dziwi – zakładają klapki na bose stopy nawet jak jest zimno.

Szczerze te różne kultury tak bardzo się ze sobą nie mieszają. Raczej funkcjonują obok siebie – to ważne określenie odzwierciedlające rzeczywistość i współistnienie kultur. Dzieci są dziećmi więc bawią się razem bez względu na kulturę i wyznanie. Może dorośli powinni brać z nich przykład.

Tymczasem ich rodzice raczej trzymają się z w grupie podobnych do siebie. Swój ze swoim. Podobne przyciąga podobne. To widać podczas odprowadzania i odbioru dzieci. Tworzą się osobne grupki marokańskie, osobne cygańskie i osobne hiszpańsko – europejskie.

Jednak różne zebrania w sprawach klasy czy szkoły zmuszają je do łączenia się. Wtedy to rodzice różnych kultur rozmawiają ze sobą i wspólnie, w pełnej zgodzie planują co dobrego zrobić dla placówki i swoich dzieci. Jednak największe zaangażowanie w te sprawy widzę ze strony rodowitych Hiszpanów. Na drugim miejscu są imigranci z Ameryki Płd a na trzecim muzułmańscy.

Najmniej angażują się Cyganie rumuńscy. Rzadko widać ich na zebraniach. Nie włączają się w komitet rodzicielski. Najbardziej trzymają się swoich grup i najmniej integrują. Ale to dlatego, że mają oni swój własny, specyficzny styl życia, jakby poza systemem chyba bardziej z wyboru niż z biedy. Choć od czasu do czasu parę Cyganek pojawi się na imprezach szkolnych, przebierając i dopingując swoje dzieci.  

W szkolnej stołówce są różne rodzaje menu do wyboru. Dla chętnych serwują posiłki bez wieprzowiny ale także bez glutenu, laktozy, orzechów i czegoś tam jeszcze, czyli wszystkiego co może uczulać. 

W przypadku jedzenia to raczej alergie bardziej narzucają różnorodność na talerzu niż kultura i wyznanie.

Szkoła promuje ideę tolerancji i tego, że wszyscy mimo różnic są równi. Karim przez jakiś czas wymyślił sobie taki rytuał, że kiedy go odbierałam musiał koniecznie zrobić sobie spacer przez korytarz budynku podstawówki. Mogłam więc przy okazji cały czas oglądać prace starszych dzieci wiszące na ścianie. Były wśród nich wycięte z papieru różne modele rodziny: tradycyjna, wielopokoleniowa, wielodzietna, patchworkowa, samotnego rodzicielstwa, adopcyjna, zastępcza a nawet homoseksualna – dwoje gejów lub lesbijki wychowujące dziecko. Tych modeli było naprawdę dużo i nawet takie, których się nie spodziewałam.

Jak wygląda sprawa religii w takiej szkole? 

W Polsce jest to zwykle temat kontrowersyjny. Dotyczy właściwie tylko religii katolickiej. Nieustannie toczy się debata czy religia powinna w szkole być czy zostać z niej wycofana. Uważa się, że szkoła powinna być wolna od wszelkiej indoktrynacji i wpajać to co racjonalne czyli nauki ścisłe, humanistyczne, przyrodnicze. Religię bez dyskryminacji pozostawić jako sprawę osobistą rodziców. Co do Polski nie kumam tylko jednego. Gdy Polacy tak zacięcie walczyli z komunizmem to walczyli też o przywrócenie religii do szkół. Kiedy religia wróciła to nagle chcą znów wycofywać.

W hiszpańskich prywatnych szkołach katolickich, czy należących do Opus Dei (też takie są) jej obecność jest oczywista. Słyszałam, że tam każdy dzień zaczynają modlitwą. A jak wygląda to w publicznych, które raczej mają charakter świecki? Okazuje się, że nie do końca taki świecki. Tutaj gdzie chodzi Karim masz do dyspozycji kilka religii do wyboru w zależności od zapotrzebowania: katolicyzm, protestantyzm, judaizm i islam oraz tzw. valores czyli etyka dla dzieci, których rodzice nie chcą posyłać na żadną z religii. Przy zapisywaniu dziecka musisz koniecznie wybrać jedną z tych opcji. Musi być odpowiednia ilość chętnych aby takie lekcje się odbyły.

Mój Karim ma arabskie imię i jedno z dwóch nazwisk dlatego już na wstępie, po tych pozorach zasugerowano mi, że do wyboru jest… islam. Jednak podziękowaliśmy. W naszej sytuacji najlepszą opcją było zapisanie go po prostu na valores.

Islam w europejskiej szkole publicznej – to rzeczywiście wydaje się kontrowersyjne i może być to odebrane jako islamizację Europy. 

Młoda prawicowa partia VOX, która dostała się do Kongresu postuluje nawet zniesienie tych lekcji. Nauczają go, bo po prostu jest zapotrzebowanie i wynika to z Prawa do Wolności Religijnej, że wszystkie dzieci w Hiszpanii mają prawo do nauki swojej religii.

Z kolei w niektórych wspólnotach autonomicznych brakuje nauczycieli od islamu. Tylko jedno na 10 dzieci muzułmańskich w Hiszpanii ma zapewnione lekcje swojej religii. Przedszkole i szkoła Karima akurat zapewnia. Nie wiem jak przebiegają takie lekcje. Nie mam do nich dostępu nawet z ciekawości. Ale nie zdziwiłabym się gdyby okazało się, że uczęszcza na nie najwięcej uczniów spośród wszystkich religii w naszej szkole.

Wyczytałam, że islam wprowadzono do szkół publicznych aby… zapobiegać fanatyzmowi religijnemu. Muzułmanie słyną z o wiele większej religijności i traktowania nakazów bardziej poważnie niż katolicy. Jeśli szkoły nie zapewnią lekcji islamu w szkole to muzułmanie poślą swoje dzieci na nauki do meczetów.

Taki meczet w Hiszpanii to niekoniecznie jest świątynia z minaretem. Może nim być jakiekolwiek wynajmowane mieszkanie, lokal a nawet zwykła kańciapa, w której spotykają się wierni, które sami sobie zorganizowali i wspólnie utrzymują. Zauważyłam, że w mojej dzielnicy jest taka jedna. Nie ma pewności i kontroli nad tym co jest głoszone w takich miejscach. Co by było gdyby okazało się, że niektóre idą w radykalną stronę i propagują dżijad? Dlatego uznano, że najlepiej będzie wprowadzić islam do szkół na równi z innymi religiami, gdzie wykwalifikowani nauczyciele będą uczyć umiarkowanej strony islamu opartej na walorach moralnych oraz kaligrafii arabskiej.

Lekcje wszystkich religii zaczynają się już u 3-latków. Zwolennicy laickości nie dziwią się temu. Potwierdza to ich teorię dlaczego dorosłym, inteligentnym i wykształconym ludziom tak trudno uwolnić się od religii, która jest czymś nie mającym związku z nauką lecz oddawaniem czci czemuś czego nikt nigdy nie widział. Pewien znajomy ateista porównał Biblię do… powieści fantasy. Indoktrynacja religijna dzieci zaczyna się od najmłodszych lat. Dziecko wszystko chłonie z łatwością. Dlatego tak mocno wrasta to w świadomość, że pozostaje do dorosłości.

Za to lekcje valores odbywają się później. Nie wiem dokładnie kiedy. Możliwe, że dopiero u 6-latków. W tych samych godzinach kiedy inne 3-latki są na lekcjach religii to te od etyki mają wtedy różne zajęcia manualne, gry, zabawy itp.

Mimo wielu religii do wyboru w przedszkolu i szkole obchodzone są różne święta w tym katolickie jak Wielkanoc czy Boże Narodzenie. Jest też świętowane Halloween i inne podobne uroczystości świeckie. To one zazwyczaj łączą rodziny z różnych kultur ale też są dobrowolne. To rodzice decydują czy ich dziecko ma w nich uczestniczyć.

Teraz w okresie świąt Bożego Narodzenia rodzice zostali poproszeni o podpisanie zgody czy ich dziecko może wziąć udział w imprezach świątecznych i śpiewać hiszpańskie kolędy. 

Wynika to właśnie z różnic kulturowych, ponieważ w wielu rodzinach przede wszystkim muzułmańskich Bożego Narodzenia się nie obchodzi.

Myślę, że jest to najlepsze rozwiązanie wykluczające pójście w skrajności o jakich się słyszy, że mają miejsce w europejskich szkołach multi - kulti: albo przymuszamy wszystkie dzieci do celebrowania albo całkowicie rezygnujemy z naszych tradycji lub robimy je poprawne politycznie, by przypadkiem nie urazić uczuć osób innych wyznań.

Święta organizuje placówka we współpracy z komitetem rodzicielskim. Robi się dekoracje świąteczne, ubiera choinkę w czym pomagają także rodzice. Organizuje się loterię tzw. Cesta de Navidad czyli koszyk świąteczny pełny różnych produktów: jedzenia, słodyczy, turronów, alkoholi, zabawek, kosmetyków, souvenirów, sprzętu elektronicznego – co kto dołoży. Ponieważ fanty do koszyka przynoszą rodzice. Koszt ze sprzedaży losów idzie na komitet rodzicielski. Właściciel wylosowanego numeru otrzymuje koszyk. W loterii może brać udział społeczność szkoły ale także osoby poza nią.

W ostatni dzień przed przerwą świąteczną, która trwa do 6 stycznia odbywa się impreza. Dzieci wykonują świąteczny taniec lub przedstawianie. Przychodzą Trzej Królowie z upominkami, ponieważ według hiszpańskiej tradycji to oni są od dawania prezentów dzieciom. To do nich dzieci piszą listy ze swoimi życzeniami.

Już zebranie organizacyjne  rodziców którzy zgodzili się na udział dzieci w imprezie świątecznej pozytywnie mnie zaskoczyło, gdyż… przyszła na nie muzułmanka. Myślałam, że impreza będzie miała raczej charakter świecki i wykorzystywane będą raczej pogańskie i komercyjne elementy świąt zamiast religijnych. W końcu choinka i świąteczne piosenki popowe nie mają żadnego odniesienia w Biblii lecz zostały wprowadzone przez ludzi. Jednak okazało się, że religijny charakter był jak najbardziej obecny.

Dzieci zrobiły piękną szopkę z plasteliny. Różnorakie, kreatywne też należą do hiszpańskich tradycji. Każda instytucja czy firma wystawia swoją.

W szkole pośród ściennych dekoracji i prac wykonywanych przez dzieci często pojawiała się święta rodzina. Na imprezie świątecznej obok Trzech Króli Pojawił się św. Mikołaj aby dzieci miały wybór do kogo zwrócić się po prezent i z kim sfotografować w zależności w kogo wieżą.

Sama impreza świąteczna kompletnie rozprawiła się z pewnym stereotypem.

Dotychczas myślałam, że to Europejczycy, czyli my wywodzący się z kultury chrześcijańskiej jesteśmy bardziej otwarci, bo wykazujemy większe zainteresowanie kulturą muzułmańską. Do tego stopnia, że kiedy znajdujemy się wśród muzułmanów to z ciekawości, szacunku do innych i chęci integracji poznajemy ich tradycje, a nawet uczestniczymy w muzułmańskich świętach i dostosowujemy się do nich.

Myślałam, że muzułmanie nie wykazują identycznego zainteresowania naszą kulturą. Wolą skupić się na swojej lub są nawet tacy, którzy uważają włączanie się w chrześcijańskie święta lub nawet składanie chrześcijanom życzeń za grzech. Jak bardzo się myliłam.

Sporo muzułmanek przyprowadziło swoje dzieci na świąteczną imprezę i było wraz z nimi obecne. Wspólnie z dzieckiem napisały list do Trzech Króli lub Mikołaja i zgodziły się aby tańczyło ono przy świątecznych piosenkach. Rozmawiałam z mamą jednego kolegi Karima z klasy, która zakrywa się od stop do głów i odsłania tylko twarz. Bardzo podobała jej się świąteczna impreza oraz udział jej syna.

Jak widać obie kultury przy wielu okazjach są w stanie wyjść poza swoje grupy, przenikać się nawzajem i poznawać lokalne tradycje. Chrześcijańskie tradycje nie dziwią jakoś muzułmanów i dla wielu z nich są znane. W końcu mieszkając na emigracji w Europie stopniowo do nich przywykają. Nawet nie muszą emigrować by mieć z nimi kontakt. W wielu szkołach w Maroko nauczają zakonnice. Omar gdy chodził do szkoły miał z nimi do czynienia. Pamięta lekcje, na których dużo pomagały dzieciom w nauce. W Maroko księża i zakonnice mogą pracować z muzułmańskimi dziećmi i młodzieżą. Jedynie mają zakaz nawracania i szerzenia pośród nich praktyk katolickich, co także budzi kontrowersje. Były przypadki, kiedy to uznano, że duchowny podejmował działania zachęcające do przejścia na katolicyzm po czym został zwolniony.

Jednak muzułmanie przyjęli, że chrześcijańscy nauczyciele i duchowni, już bez mieszania w to religii prowadzą bardzo dobre lekcje dla ich dzieci. Dlatego chętnie powierzają je w ich ręce. Przy szkole Karima działa też stowarzyszenie o charakterze protestanckim prowadzące różne ciekawe zajęcia dodatkowe na które pobiera roczny abonament. Rodziny muzułmańskie chętnie z ich zajęć korzystają.

Opinie o szkołach multi-kulti w Europie są różne. Te negatywne mówią nawet o patologii, chuligaństwie, narkotykach, braku szacunku do nauczycieli, niechęci do nauki, narzucaniu szariatu siłą, rezygnowaniu z własnych tradycji w imię poprawności politycznej aby przypadkiem nie urazić uczuć mniejszości. Są opinie, że te mniejszości stają się większością a w niektórych dzielnicach miast takich jak szwedzkie Malmö czy francuska Marsylia całe publiczne przedszkola i szkoły są pełne imigrantów.

Wielu rodziców nie chce aby ich dzieci uczyły się razem z imigrantami, gdyż pośród nich są ludzie z nizin społecznych, z którymi nigdy nic nie wiadomo i którzy obniżają poziom nauczania. Dlatego zapisują je do szkół prywatnych lub przeprowadzają się do innych dzielnic. Ci dla których jest to  nieosiągalne zmuszeni są i tak posyłać dzieci do gorszej jakości szkół i znosić to wszystko.

Jeśli w niektórych szkołach te problemy mają miejsce naprawdę to nie uważam aby za mówienie prawdy o nich oskarżać kogoś rasizm, ksenofobię i nietolerancję.

Ja w każdym razie nie spotkałam się w Hiszpanii z takimi problemami. W przedszkolu i szkole Karima panuje bardzo przyjazna atmosfera, nie zdarza się przemoc, jest poszanowanie do tradycji każdego zarówno dzieci katolików jak i muzułmanów. Nauczyciele i monitorzy dobrze wykonują swoją pracę, umieją wychować dzieci i z nimi robią one naprawdę dobre postępy. Dzieci są dobrze wychowywane i czują się jak u siebie w domu.

Na koniec popołudniowych zajęć dodatkowych wszystkie dzieci zarówno przedszkolaki jak i te z podstawówki spotykają się razem. Te większe dzieci pomagają nauczycielom. Zdarza mi się spóźnić parę minut kiedy odbieram z nich Karima. To właśnie 6 latki zaopiekowały się nim w tym czasie i zaprowadziły do mnie.

Mój obraz tego miejsca jest jak najbardziej pozytywny. Jest duża liczba imigrantów ale to nie sprawia jakiś poważnych  problemów.

Na pewno też dlatego, gdyż jest to przedszkole i podstawówka. Dzieci są jeszcze małe, niewinne. Być może od gimnazjum robi się trudniej. Burza hormonów w tym wieku sprawia, że dzieci i młodzież są trudne do ujarzmienia, także szukają swojego miejsca w grupie i wpływają na siebie. Ze starciami na tle różnic kulturowych może to wywoływać większą mieszankę wybuchową.

Jedyną nieprzyjemność miałam kiedy to po szkolnej imprezie, na którą wpuszczono rodziców zniknęły kalosze Karima i podejrzewam, że zostały ukradzione. Szatnie maluchów to tylko wieszak i ławka, do których każdy kto tu wejdzie ma dostęp. Któż mógłby je wziąć przez przypadek? Sprawę zgłosiłam dyrekcji i dałam ogłoszenie na grupie rodziców ktokolwiek widział.

Cóż, podejrzenie znowu padnie na Cyganki rumuńskie. Dlaczego nie mieć do tego powodu skoro miałam już sytuacje naruszające moje zaufanie? Po nich wiem, że muszę zachować ostrożność. W mojej dzielnicy mieszka i ich sporo i wszystkie ich dzieci chodzą akurat do naszego przedszkola i szkoły. Zajmują się zbieraniem złomu, grzebią w śmietnikach i żebrzą na każdym kroku. Gdy pozbywasz się z domu niepotrzebnych rzeczy to nagle zlatuje się ich cała grupa aby coś od ciebie wziąć. Na dodatek… oni rywalizują o te rzeczy ze sobą. Kto pierwszy zauważy gdzie coś wyrzucają ten więcej zgarnie dla siebie. Najlepiej, żeby inne Cyganki o tej wystawce się nie dowiedziały.

Nieprzyjemnej sytuacji doświadczyłam od jednej z mam koleżanek Karima z przedszkola. Było to zanim go tam zapisałam. Potem ta matka już mnie pewnie nie pamiętała. Czekałam z dzieckiem w poczekalni do pediatry. Wraz ze mną czekała też pewna cyganka. Kobieta wciąż pytała się mnie czy mam jakiś stary wózek na zbyciu specjalnie dla niej, bo jej się rozpada. Grzecznie jej mówię, że nie mam. Ale do niej to nie dociera i nadal mnie prosi, że może jak innym razem będę miała to bym przekazała właśnie jej. Czekanie się przedłużało, więc byłam poniekąd na jej towarzystwo skazana.

Potem zaczęła równie nachalnie dopytywać mnie o to gdzie dokładnie mieszkam aby mogła do mnie po jakieś rzeczy chodzić. Odmówiłam, bo przecież nie podam swojego adresu obcej osobie, której prawdziwych zamiarów nie znam.

Po wyjściu od lekarza ona poszła za mną i dalej pytając o miejsce zamieszkania. Potem chciała mnie perfidnie śledzić, by sama zobaczyć gdzie jest mój dom. Na szczęście udało mi się ją zgubić. Niestety kilka dni później tajemnica gdzie mieszkam wydała się przez durny przypadek. Siedziałam z Karimem na balkonie i Karim głośno sobie gadał i podśpiewywał, że było to słychać na dole.

Traf chciał, że ta sama Cyganka wraz ze swoim dziećmi przechodziła pod moim blokiem. Usłyszała głos Karima, popatrzała w górę i rozpoznała mnie. Zaczęła mnie radośnie pozdrawiać i wołać – „Aha! To tutaj mieszkasz!” No to ma mnie!

Na szczęście nic się potem nie stało i nie nachodziła mnie więcej tak jak się obawiałam. Potem zobaczyłam ją pierwszego dnia w przedszkolu jako mamę jednej z dziewczynek w grupie Karima. Trochę miesięcy od tego czasu minęło i chyba mnie nie rozpoznała. Jak pisałam w klasie tej jest aż 5 cygańskich dzieci.

Innym razem widziałam z daleka matkę jednej z dziewczynek jak cała weszła do kontenera na śmieci w poszukiwaniu cennych rzeczy. Jej córka siedziała obok w wózku a potem matka załadowała swoje zdobycze na ten wózek.

Cyganie rumuńscy w Hiszpanii raczej nie mają żadnego wykształcenia. Mam wrażenie, że ich styl życia nie wynika jedynie z biedy ale także z wyboru i kultury która jest takim balansowaniem na pograniczu systemu. Ale gdyby mieli chociaż lepsze perspektywy to może bardziej by się zintegrowali.

Skoro to państwo i ten rynek nie oferuje pracy nawet wykształconym i ambitnym Europejczykom to co dopiero niewykształconym imigrantom z obcych kultur a co dopiero analfabetom (tak, przekonałam się że tacy też tu są). Przynajmniej oferuje darmową edukację dla ich dzieci.

Może dzięki takiej szkole publicznej takie Cygańskie lub imigranckie dziecko – o ile rodzice tego dopilnują lub samo będzie się do tego garnąć - zdobędzie wykształcenie, rozwinie swoje talenty i wyrośnie na porządnego człowieka. Jak trafi w dobre towarzystwo i dostanie dobrą szansę zawodową to wyrwie się z tego. Nie będzie musiało jako dorosły grzebać w śmietniku a swoją przyszłość zwiąże z krajem, który je wykształcił. To jest właśnie pozytywne.

Nie jest tak, że też unikam tych Cyganek. One przebywają tylko w swoich grupach. Ale jak nasze drogi się skrzyżują to mówimy sobie uprzejmie dzień dobry i uśmiechamy się do naszych dzieci.

Mi tak naprawdę jest obojętne czy szkoła będzie  multi – kulti czy jednolita narodowościowo i kulturowo. Ważny jest poziom nauczania, program, nauczyciele i indywidualne podejście do każdego dziecka.  

Jeśli to wszystko w publicznej szkole pełnej dzieci imigrantów i klas niższych jest podobne do tego co w drogiej, prywatnej, do której chodzą same hiszpańskie dzieci klasy średniej i wyższej to po co mamy przepłacać.

Wybrałam tą placówkę jako drugą opcję po nie przyjęciu do pierwszej dlatego, że opinie o niej były bardzo dobre. Zresztą nie chodzą do niej same dzieci pochodzące z rodzin imigranckich i biednych. Jest też sporo dzieciaków hiszpańskiej klasy średniej, które nie są tu przypadkowo lecz z decyzji rodziców. Ich rodzicom właśnie podoba się ta różnorodność a szkoła dobrze pracuje aby wszyscy mogli w zgodzie koegzystować.

Rodzice jednej z dziewczynek posłali ją właśnie tutaj, ponieważ ich starsza córka przeszła tutaj od przedszkola przez całą podstawówkę. Jest bardzo zadowolona i spędziła tutaj piękne lata. Tego samego chcą dla młodszej i nie obawiają się jej powierzyć w te samo miejsce. Tacy ludzie są najbardziej kompetentni w ocenie.

Jeśli jednak Olga Tokarczuk trafiła na szkołę podobną do naszej to miałaby w swojej opinii rację (nie licząc oskarżeń na Polskę). Tylko, że kolorowa szkoła czy przedszkole multi – kulti wcale nie musi być lepsze od jednolitej etnicznie. I odwrotnie. Jedna i druga mogą być tak samo dobre. Wszystko zależy od nauczycieli, uczniów, rodziców i oczywiście finansów.

To przedszkole wybrał przede wszystkim mój syn. 

Często chodzimy na spacer po okolicy i Karim potrafi wejść wszędzie gdzie ma ochotę i gdzie mu pozwolą. Jego przyszła placówka po zajęciach, gdy dzieci już poszły zostawiała swoje bramy otwarte. Karim bardzo często wchodził na jej teren, eksplorował go, biegał po boisku (a ja za nim). Wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy, że tutaj będzie chodził.

Karim nie lubi być też ciągnięty tam gdzie nie ma ochoty iść. Kiedy wchodziliśmy na teren tego pierwszego wybranego przedszkola, to płakał, protestował, wyrywał się, bo chciał jak najszybciej uciec. Z kolei do tego drugiego i obecnego, znanego już ze spacerów idzie z chęcią. Bez problemu zakłada plecak, dumnie kroczy za rączkę w znanym kierunku. Już nie płacze codziennie za mamą, choć zdarza się od czasu do czasu. Kiedy nauczycielka otwiera klasę to ledwo zdąży się ze mną pożegnać a już wpada z impetem do środka. Nie może się doczekać kolejnych zajęć i co ciekawego się dziś wydarzy za sprawą pań i wielokulturowych koleżanek i kolegów.

Zdjęcie: pixabay.com

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Disqus - Kuskus, czyli Zapraszam na Feedback ;)