niedziela, 5 lutego 2017

Moja przygoda z kuchnią, czyli jak każdy może nauczyć się gotować

"W Nowym Roku do garów" - tak przewrotnie wyraziłam się w jednym ze wpisów. I kto to mówi? Kobieta która stroni od wpychania jej w tradycyjną rolę? Oznacza to raczej w jakim kierunku mam podążać z moim blogiem, w tym o co najczęściej prosicie i o czym mówią statystyki. Czyli... powinnam publikować więcej przepisów kuchni marokańskiej. Doskonale to rozumiem i zabieram się do tego, aby lista tych dotychczasowych się powiększyła. 

Moja przygoda z kuchnią, czyli jak każdy może nauczyć się gotować

A ponieważ o kuchni mowa chciałabym przybliżyć Wam jak zmieniało mi się na przestrzeni lat podejście do gotowania. Szczerze, wstyd się przyznać ale jako nastolatka miałam do garów dwie lewe ręce. A raczej brak zainteresowania i chęci. Trudno w to uwierzyć ale tak niestety było.

Wynikało to z kilku powodów a raczej tego co siedziało w mojej głowie. Po pierwsze, moja mama która świetnie gotuje i jest wielozadaniowa trzymała się swojego własnego porządku w kuchni i sposobów przygotowywania potraw. Rzadko pomagałam jej z obawy, że zrobię coś nie tak. Tak też się zdarzało. Ostatecznie mama będzie gotować a ja stać, patrzeć się i nudzić. Nie cierpiałam być do tego zmuszanaz Zatem do domowych obowiązków się nie rwałam i za nic nie mogłam z siebie wydobyć pasji do kuchni.

Jako dorastającej feministce stanie przy garach kojarzyło się tylko z uległością kobiety i stereotypem kury domowej. Tak to czasem jest, gdy trzymamy się skrajnie jakiejś filozofii i za wszelką cenę boimy się wejść w jakiś schemat. Chcemy uniknąć robienia czegoś, bo to się wydaje niegodne nas. 

"Jeśli chcesz czegoś uniknąć za wszelką cenę to najprawdopodobniej to dostaniesz."

Wiem, to było trochę dziwne, bo mój pierwszy przykład czyli moja mama jednocześnie gotowała obiadki dla całej rodziny ale też całe życie pracowała (i pracuje do tej pory) na etacie. Świetnie, choć ogromnym wysiłkiem godziła jedno z drugim.

Krótko mówiąc... nie umiałam gotować. Nawet ugotowanie jajka, usmażenie czegoś na patelni czy wyrób ciasta był dla mnie czarną magią. Wiałam od kuchni jak najdalej. Na początku z nudów. Później... ze wstydu, że nie potrafię. Przychodziłam jedynie na gotowe. 

Wszystko zaczęło się zmieniać gdy wyjechałam za granicę i musiałam żyć samodzielnie. Cała kuchnia dla mnie. Tylko co i jak? Tu łyżka, tam wałek. Z czym to się je? Jak to obsługiwać?

Radziłam sobie kupując gotowe potrawy takie jak mrożona pizza. Albo robiłam proste rzeczy. Jak mi się nie chciało to codziennie było to samo. Np gotowałam ryż, polewałam go sosem pomidorowym z kartonika. Dorzucałam oliwki czy sałatę. Jadłam też na mieście ale ze względu na koszty nie mogłam sobie na to za często pozwolić.

Z pozoru dla młodej dziewczyny to zabrzmi fajnie ale... lepiej gotował mój chłopak. Potrafił wykonać to co dla mnie było czarną magią. Ale było to jeszcze zanim oboje zmieniliśmy nawyki żywieniowe. Jego potrawy były tłuste i łączyły składniki których mieszanka powodowała, że tłuszcz idzie w dupę. Np. mięso mielone z makaronem.

Dużo gotowała teściowa, która często nas odwiedzała. U niej podpatrzyłam kuchnię marokańską. Wiele potraw mi zasmakowało. Jednak nie ciągnęło mnie do wspólnego gotowania. Ona też mnie nie zaganiała. Wciąż żyłam przekonaniem, że kobieta u garów to obciach.

Moja przygoda z kuchnią, czyli jak każdy może nauczyć się gotować

Szczerze, ci co wiedziel że nie umiem gotować patrzyli się na mnie dziwnie. Od czasu do czasu pytali:

"A kiedy przygotujesz nam coś polskiego?"

Moja świadomość i podejście do kuchni zaczęło się stopniowo zmieniać. W końcu na Wigilię ktoś musiał ulepić pierogi, aby była ona polska.

Zaczynałam podejmować wyzwania, że jednak ugotuję jakąś potrawę. Przede wszystkim był telefon czy e-mail do mamy z pytaniem typu "Jak ugotować rosół?" 

Posłusznie wszystko notowałam. Potem wyszukiwałam różnych potraw w internecie, w książkach i gotowałam według przepisu. Z większym zainteresowaniem podpatrywałam mamę czy teściową w kuchni. Oferowałam swoją pomoc. 

Stopniowo jak się w to wkręcałam odkrywałam, że gotowanie wcale nie oznacza dla kobiety obciachu. Że może być fajne. Chodzenie do sklepu czy na targ w poszukiwaniu potrzebnych składników stało się przyjemnością. Dawało dziwne poczucie kontroli i panowania nad tym co chcę zrobić. Spędzanie czasu w kuchni stawało się coraz bardziej kreatywne.

Nawet zaczęłam mówić chłopakowi, że dziś ja gotuję. Pytałam go co chce jeść, bo mogę mu to zrobić. Albo robiłam niespodziankę i zaskakiwałam jakąś potrawą. Cieszył się bardzo i potrafił to docenić. Nawet mu zasmakowało. Osoba co nie umiała gotować i nagle gotuje to wielka zmiana.

Moja przygoda z kuchnią, czyli jak każdy może nauczyć się gotować

Teraz był etap, że znałam już podstawy gotowania. Korzystałam z przepisów. Nie wstydziłam się tego. Ale wciąż nie byłam w tym dość dobra. Nadal zdarzyło mi się coś przypalić czy coś przesolić. Wciąż wielu potraw nie miałam w jednym paluszku i potrzebowałam ściągi lub przypomnienia mamy.

Brakowało mi w kuchni pewności siebie i szybkości podejmowania decyzji "co na obiad".

Z tą wadą przyszło mi się zmierzyć gdy wyjechałam do pracy do Niemiec. Tam opiekowałam się starszą panią i musiałam jej gotować. 

Trzeba było szybko podejmować decyzje przez co na początku się stresowałam. Nie umiałam jeszcze niemieckiego na tyle aby się z babcią dogadać i zrozumieć czego chce. Poza tym obie byłyśmy w wielkim domu na odludziu.

Gotowałam na ile umiałam. Aż pewnego razu córka podopiecznej dostarczyła nam żarcie na obiad z Metzke. Czyli punktu z żywnością na wynos. Była bardzo smaczna.

Ale zorientowałam się, że ona do tej Metzke jeździ coraz częściej. Gdy proponuję jej, że sama ugotuję obiad to ona na to, że nie trzeba. Lepiej będzie z Metzkę. Po co ona to robi, przecież to dodatkowy koszt? To mi płacono za opiekę i prowadzenie domu. Było to dziwne i domyślałam się dlaczego. 

Dobrze się domyśliłam i potwierdziła to moja zmienniczka. Babcia odkryła, że nie umiem gotować. Córka aby uniknąć skarg wiecznie głodnej matki i ewentualnie jej sprzeczek ze mną wolała dla świętego spokoju jeździć do Metzkę. Pozamiatane!

Oto brutalna prawda życiowa. 

"Jeśli widzisz, że ludzie coś dziwnego robią i domyślasz się, że po to aby złagodzić skutki, tego że czegoś nie umiesz bez mówienia ci wprost to dobrze się domyślasz."

Potem dostałam pracę u innej rodziny. Mój niemiecki był bardziej komunikatywny i bardziej komunikatywni byli tamci ludzie. 

Przyjęłam taką taktykę. Pytałam się babci w jaki sposób chce aby potrawa była zrobiona. Ona mi mówiła a ja stosowałam. Wiele razy gotowałyśmy wspólnie. Dzięki temu nabrałam pewności siebie. Już dobrze wiedziałam kiedy co i jak będę gotować.

Praca w Niemczech to był przełom, gdzie na dobre oswoiłam się z kuchnią. W moich referencjach pojawiały się bardzo dobre oceny na temat gotowania.

Zaczęłam tam więcej eksperymentować. Korzystać z wideo turoriali kulinarnych, kupować składniki i proponować podopiecznym coś od siebie. Aż pewnego razu się naraziłam.

Rodzina dawała mi kasę na zakupy. Suma, w której miałam się zmieścić w tydzień. 

Ja postanowiłam zrobić azjatyckie danie z łososia doprawione orientalnymi przyprawami, na które przepis oglądałam na YT. 

Babcia chciała zobaczyć mój rachunek. Wpadła w szał, gdy zobaczyła na nim buteleczkę z szafranem za 5€, bo dla niej to było za drogo. Ona nigdy czegoś takiego nid kupowała. Wkurzyła się na mnie niekoniecznie dlatego, że szastam jej pieniędzmi. Dlatego, że przeżyła szok, bo to niemożliwe aby biedna Polka miała w zwyczaju kupować tak drogie składniki. "Wy przecież w Polsce jesteście biedni i czegoś takiego, za tyle nie kupujecie!" - wrzeszczała. Stereotypy o Polakach - nic dodać, nic ująć.

Za to ona jak większość starszych Niemek miała mentalność sknery i przesadnego oszczędzania. Mieć dużo pieniędzy, ale wydawać je jak biedak, tak jakby za chwilę miała przyjść wojna.

Na szczęście syn ją uspokoił i wyjaśnił do czego służy szafran i jak można go wykorzystać w kuchni. Pozamiatane!

Moja przygoda z kuchnią, czyli jak każdy może nauczyć się gotować

To jednak prawda, że im bardziej eksperymentalne, kreatywne i ZDROWE dania robisz tym wyższe koszty ponosisz.

Kiedy się uczysz lub robisz jakąś potrawę po raz pierwszy tym... trwa to wolniej. Życie pokazuje, że trend slow life to ściema, bo niestety zawsze wymagają od Ciebie aby coś robić szybko. Także w gotowaniu. Nie musi się tyczyć fast food ale i zdrowej żywności. Ludzie chcą szybkich dań, bo mają mało czasu. A ja musiałam spędzić w kuchni nawet 2 godz aby coś nowego zrobić.

Problemem nie jest jednak gotowanie. Ono jest kreatywne i fajne. Najgorsze zaczyna się potem. Zmywanie i sprzątanie po. Im bardziej wymyślne danie tym więcej tej niewdzięcznej roboty. W wynajmowanym mieszkaniu nie ma zmywarki ani warunków abym sobie ją sama zainstalowałam.

Koszty, powolność i sprzątanie po - to były 3 problemy z jakimi musiałam się zmierzyć. One odstręczały od regularnego gotowania, które w końcu polubiłam.

Aby to ułatwić połączyłam siły z grupą przyjaciół i stworzyliśmy w Hiszpanii "El taller creativo" czyli wsrsztat kreatywny. Spotykaliśmy się co weekend w który każdy z nas uczył resztę różnych rzeczy takich jak rękodzieło, fotografia czy gotowanie. 

Przerabialiśmy potrawy z wielu krajów, bo byliśmy grupą międzynarodową. Była kuchnia hiszpańska, meksykańska, marokańska, czeska i polska (dzięki mnie).

Na warsztatach mogliśmy się uporać ze wszystkimi trzema problemami. Robiliśmy składki, dzieliliśmy się zadaniami w kuchni i wspólnie sprzątaliśmy.

Co do kuchni marokańskiej na warsztaty przemycaliśmy przepisy teściowej. Tak samo jak o olejki arganowe dużo znajomych pytało się mnie o kuchnię marokańską. Co się je i jak przygotowuje. 

Przyłączyłam się do teściowej by gotować razem. Nie tylko my, bo facet również brał w tym udział.

Tak współpracujemy do tej pory a owocuje to przepisami na blogu. Chcę aby było ich coraz więcej. Nadal dużo się uczę. Inspiracje i przepisy czerpię od teściowej oraz marokańskiej gwiazdy programów kulinarnych Choumichy

Potrafię już szybko podjąć decyzję co ugotować i upichcić coś co zasmakuje.

Teraz jak mam małe dziecko pojawił się kolejny problem. Mam mniej czasu aby ugotować coś oryginalnego. Na dodatek wymarzyłam sobie więcej marokańskich przepisów na bloga.

Raczej gotuję szybkie lecz zdrowe dania według sprawdzonych przepisów, szybko podejmując decyzję co na obiad. Ale to też może być plusem. Skłoni do proponowania dań szybkich do wykonania w niecałe 30 min, bo takie teraz mają wzięcie. Poza tym mniej się ociągam.

Dziwię się sobie, że jak mogłam tak marnować czas jeszcze przed dzieckiem. Byłam w stanie zrobić dużo więcej. Dużo więcej eksperymentować w kuchni. Teraz mam limity. Dlatego jeśli nie masz jeszcze dzieci to dobry moment by czas przed ich pojawieniem się wykorzystać na naukę czegoś co Cię kręci.

Uważam, że gotowania każdy może się nauczyć. Nawet jak myśli, że nie ma do tego smykałki. Dlaczego tak sądzę skoro używam równie przewrotne motto "Nie daj sobie wmówić, że wszystko jest możliwe"?

Ponieważ kuchnia jest ciekawą dziedziną w której dostajesz gotowy przepis na coś. Masz konkretne wskazówki czego potrzebujesz jak postępować a trzymając się nich powinno się udać. Nikt nie stoi ci na przeszkodzie aby doprowadzić coś do końcaz Tutaj nie ma wielkich ograniczeń a 3 największe problemy da się przejść.

Uczyć można się w bardzo prosty sposób. Tak jak ja to robiłam. 

Wybrać sobie jakąś potrawę i ugotować według przepisu. Jest tyle świetnych książek kucharskich przede wszysykim stron i blogów kulinarnych na których znajdziesz przepisy z całego świata. 

Ja mogę polecić blogi prowadzone przez Polski mieszkające w Hiszpanii pełne ciekawych, zdrowych przepisów:

Natomiast w temacie kuchni marokańskiej obserwuję, że ciekawie rozwija się blog Smaki Maroka.

W miarę posiadania nowych umiejętności kulinarnych możesz samemu założyć bloga i dzielić się tym co umiesz.

"W miarę łapania bakcyla możesz się przekonać, że to czego dotychczas nie lubiłaś jest ciekawe i wciągające."

Bo stanie przy garach wcale nie musi oznaczać kobiety wciśniętą w tradycyjną rolę. Przecież wiele kobiet i mężczyzn z gotowaniem wiąże swoją karierę. Na kuchni i przepisach robią świetne biznesy.

Bo cóż nie idzie lepiej niż jedzenie? 

Podstawowa potrzeba, ale taka, która ma działać na zmysły.

A jak przebiegała Wasza przygoda z kuchnią? Interesuje Was gotowanie? Czy pałaliście do niego pasją od dziecka czy trochę czasu mninęło nim się nauczyliście gotować?

Zdjęcia pochodzą z warsztatów kreatywnych w Hiszpanii

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Disqus - Kuskus, czyli Zapraszam na Feedback ;)