sobota, 29 września 2018

Ciasteczka, daktyle, migdały i prezenty, czyli o święcie Ashura w Maroku i o tym czy warto dalej pisać tego bloga


Tego roku w Maroku w dniu 20 września miało miejsce tzw. święto Ashura. Szczerze, niewiele o nim wiedziałam. Jedynie gdzieś słyszałam tą nazwę, która bardzo kojarzyła mi się z orientem i nie tylko z Arabami. Tym bardziej, że nie miałam okazji zobaczyć go na żywo. Dopiero nikt inny jak marokańska teściowa, która jak wiecie przez min. pół roku mieszka u nas w Hiszpanii przypomniała mi o nim. Tak więc pomieszkując sobie u nas poinformowała mnie, że za kilka dni w Maroku będzie Ashura. Chce w związku z tym coś symbolicznie przygotować i kupić rowerek w prezencie dla wnuka. Na moje pytanie co to za święto odpowiedziała: ciasteczka, daktyle, migdały i prezenty dla dzieci. Na moje kolejne pytanie o to jakie to ma podłoże religijne odpowiada to samo: ciasteczka, daktyle, migdały i prezenty dla dzieci. Coś jak wasze Mikołajki, Boże Narodzenie czy Trzech Króli w Hiszpanii – podsumowała by lepiej do mnie dotarło.

Ciasteczka, daktyle, migdały i prezenty, czyli o święcie Ashura w Maroku i o tym czy warto dalej pisać tego bloga

Rozumiem, że w czasie Ashura obficie się je i obdarowuje prezentami. Z pewnością dużo tego co mi powiedziało nie dotarło do mnie ze względu na różnicę językową. Teściowa zna trochę hiszpański ale podstawowy choć ułatwia to komunikację. Ja rozumiem po francusku piąte przez dziesiąte. Jak zatem wytłumaczy mi ona podłoże religijne święta Ashura? Powiedziała tylko, że chodzi o jakiś dziesiąty dzień. Mi przypomniało się, że ponad tydzień temu rzeczywiście był tzw. nowy rok kalendarza arabskiego.

Jeśli teściowej nie zrozumiem to od czego jest wujek Google? Temat został rzucony, zatem dowiem się sama.

Ashura jest to święto obchodzone przez muzułmanów ale świętują je także hindusi oraz Żydzi. Jego nazwa oznacza po arabsku „dziesięć”. Jest to dziesiąty dzień tzw. Muharram czyli pierwszego miesiąca roku według księżycowego kalendarza islamskiego, który również ma 12 miesięcy. Według niego teraz mamy rok 1440. 

Korzenie Ashury sięgają jeszcze czasów przed islamskich. Wywodzi się ono właśnie od Żydów, dla których jest to święto pojednania o nazwie Yom Kipur. Społeczność żydowska zamieszkująca Medynę na Płw. Arabskim z jego okazji odbywała post, ponieważ Mojżesz pościł z wdzięczności Bogu za umożliwienie przejścia przez Morze Czerwone podczas wyjścia Izraelitów z Egiptu.

Tradycję poszczenia tego dnia przejęli Arabowie a wśród nich Mahomet.  Po przybyciu do Medyny w 622 r. spotkał poszczących Żydów, po czym zalecił on ten post swoim ludziom tego dnia, dzień przed i dzień po. Ustanowił dziesiąty dzień także świętem w islamie. Jednak post został później przeniesiony na miesiąc Ramadan a poszczenie w z okazji Ashura stało się dobrowolną sprawą każdego muzułmanina.

Maroko jest krajem sunnickim, zatem Ashurę obchodzi się uroczyście i radośnie. Jednak zupełnie inne znaczenie ma to święto dla szyitów. W czasach Mahometa i po jego śmierci dochodziło do licznych walk plemiennych o władzę, które podzieliły islam na dwa odłamy. To właśnie 10 dnia miesiąca Muharram a konkretnie 10 października 680 r. w bitwie pod Karbalą zginął Husain Ibn Ali, który był wnukiem Mahometa. To postać niezwykle ważna dla szyitów i według nich powinien być prawowitym następcą proroka.

Dlatego dzień Ashura symbolizuje żałobę po jego męczeńskiej śmierci. W jaki sposób szyici go obchodzą? Lamentują i odgrywają sceny męki. Nie polecam wyszukiwać zdjęć. Krótko mówiąc ci co biorą Ashurę na poważnie pielgrzymują do grobu Alego w Karbala i … dokonują zbiorowego samobiczowania i samookaleczenia.

Rytuał ten został zakazany w Iranie i w Libanie ale nadal jest wykonywany w Bangladeszu i w Indiach.

Zatem Ashura dla zwycięzców jest uroczystym, radosnym świętem a dla przegranych dniem poważnym i żałobnym.

Ashurę w Maroku określa się tradycją jedzenia, ognia i wody. Jej świętowanie ma tutaj bardziej podłoże kulturalne niż religijne.

Już kilka dni wcześniej ulice miast i bazary są dekorowane. Na bazarach sprzedają tradycyjne ręcznie wyrabiane instrumenty. Są to tamburyny czy bębenki typu darbuka, taarija czy tabla w różnych kształtach i kolorach.

Rodziny zaopatrują się w duże ilości jedzenia, głównie słodkości czyli ciasteczka, daktyle, migdały, orzechy i suszone owoce. Typowy przysmak na tę okazję to tzw. fekkas czyli ciastka z migdałów, mąki i rodzynek. Serwowana jest też miniaturowa, bardziej pikantna wersja fekkas zwana krishlat na słodko lub na słono. Chętnie spożywa się mleczny, anyżowy chlebek krachel.

Dzieci mają dzień wolny od szkoły. Rodzice poszukują dla nich prezentów. Popularnym prezentem jest właśnie bębenek choć obecnie wręcza się tradycyjne kolorowe i plastikowe zabawki znanych marek lub coś o czym dziecko marzy i sobie zażyczyło.

W domach odbywają się zjazdy rodzinne, pełne wykwintnych potraw, muzyki i zabaw dla dzieci. To będzie marokańska gościnność i hojność pełna obfitości na stołach.

Na wieczór przed dniem Ashura ludność wychodzi na ulice. Najczęściej gromadzą się społeczności małych miasteczek lub sąsiedztwo w dzielnicach. Kobiety tworzą korowody. Niosą talerze pełne smakołyków aby się nimi dzielić oraz tańczą, śpiewają i grają na bębenkach.

Oprócz jedzenia Ashura jest świętem ognia (Shaaeila) i wody (Zamazan). Młodzież rozpala ogniska, często na ulicach. Skacze przez nie, tańczy wokół nich śpiewając tradycyjne pieśni. Przez to oprócz porównania Ashury do naszych Mikołajków, Bożego Narodzenia czy Trzech Króli ja porównałabym dodatkowo do Nocy Św. Jana w Hiszpanii.

Główną zabawą dzieci i młodzieży jest oczywiście strzelanie fajerwerków. Niestety jak to bywa z taką młodzieżą która nie ma żadnych oporów, sposób w jaki obchodzi się z pirotechniką jest kompletnie pozbawiony bezpieczeństwa i wyobraźni. 

Ashura jest po prostu okazją do szaleństwa dla dowcipnych, złośliwych i rządnych przygód dzieciaków. Petardy są rzucane gdzie popadnie i blisko tłumów, wprost pod nogi co prowadzi do wielu wypadków.

Właściwie ze względu na niebezpieczeństwo i szkody władze zakazały igraszek z ogniem i nałożyły kontrolę na handel wyrobami pirotechnicznymi. Jednak rozszalałe marokańskie dzieci i młodzież nie da się skutecznie powstrzymać. Nadal kupują fajerwerki bez autoryzacji robią to na co mają ochotę.

Dlatego ich uwagę stara się skierować w stronę innej zabawy, która przypomina trochę… Halloween. Prawdopodobnie z niego została zaczerpnięta, tylko ma bardziej marokański charakter. Nazywa się Baba Ashur.

W niektórych regionach Maroka dzieci chodzą po domach i proszą o cukierki, suszone owoce a nawet pieniądze. Tego, kto otwiera im drzwi zamiast „Cukierek albo psikus?” pytają „Podzielisz się z Babą Ashur?”.

9 dnia Muharram zwanym „Dniem Zamazan” nastolatki kupują baloniki napełnione wodą i rzucają się nimi nawzajem w celu oblania

Słowo Zamazan pochodzi od świętej wody z Mekki.

Aczkolwiek muzułmańscy uczeni przestrzegają przed nim, gdyż rytuał polewania się wodą ma korzenie żydowskie. Jest powszechny w Mellahach tzw. żydowskich dzielnicach marokańskich miast. Uważa się, że marokańscy Żydzi rzucili kilka kropel wody na swoje towary jako symbol nadchodzącego dobrobytu. Niektórzy rzucali wodę z nadzieją nastania pory deszczowej po wielkiej suszy.

W tym czasie odwiedza się także groby bliskich aby polać je wodą różaną o czym pisałam w poście o marokańskichzwyczajach związanych ze śmiercią i pogrzebem.

Jak widać dla Marokańczyków, w tym dla teściowej podłoże religijne ma mniejsze znaczenie. Liczy się przede wszystkim tradycja i to, że oni po prostu uwielbiają celebrować.

Z okazji Ashura teściowa wystawiła na stół ciasteczka, daktyle migdały i orzechy przywiezione z Maroka byśmy sobie je podjadali jako przekąskę. Jak to ona spędziła sporo czasu na telefonie życząc swoim siostrom udanego celebrowania. Postanowiła też dla nas coś ugotować i tym razem nie było to nic marokańskiego (takie potrawy jemy na codzień gdy ona jest) tylko… domowa pizza, która wyszła jej bardzo smaczna. Przepis na nią pojawi się w następnym poście.

Niespełna 2-letni wnuczek ostatecznie nie chciał rowerka do balansowania. Wybrał sobie na prezent mini-kosz i piłeczkę do koszykówki. Choć myślę, że balonik wodny taki jakimi polewa się w Maroku na pewno spodobałby mu się.

Tymczasem ja zastanawiam się nad sensem i kierunkiem prowadzenia tego bloga. Ostatnio rzadziej coś publikuję, bo mam mniej czasu i większe priorytety niż blog. 

Pochłania mnie życie offline a także skupiam się też na drugim blogu, który powstał aby pomysły na posty nie związane z Marokiem lecz z ogólnym stylem życia miały gdzieś swoje ujście i nie robiły tutaj zamieszania tym, którzy przyszliście tu ze względu na Maroko, Andaluzję oraz tematy kulturalne, kulinarne i podróżnicze.

Mimo to, widzę że czasami do mnie zaglądacie co jest bardzo miłe. Polubienia na fanpage trochę wzrosły nawet jaki nic na nim nie robiłam. Dlatego napiszę tu parę rozważań o blogowych rozterkach i planach na przyszłość.

Blog Kropla Arganu był jednym z pierwszych w polskiej blogosferze, który traktował o Maroku. W międzyczasie powstało sporo innych o podobnej tematyce, przede wszystkich takich mniej opartych o stronę internetową lecz o profil w social media a właściwie będącym samym profilem na Facebook lub Instagram i to wystarczy. Przyznam, że zdobyły one naprawdę ogromne zainteresowanie. Część z nich przebiło się w błyskawicznym czasie. Niektóre takie osoby gościły na Kropli Arganu w ramach wywiadów czy coś związane z nimi było udostępniane na fanpage.

Jest zwykle tak, że kiedy np. w Maroku w danym okresie obchodzone jest jakieś święto czy tradycja to wszystkie marokańskie blogi naturalnie o tym piszą. 

Celem Kropli Arganu i na pewno każdego innego bloga o podobnej tematyce jest to aby posty były o czymś innym, aby się jakoś wyróżniały. Przedstawiały subiektywny punkt widzenia. Np. jest to jakaś tradycja, miejsce czy zjawisko społeczne ale opisane na podstawie innych wrażeń innej osoby.

Aczkolwiek miejsca, tradycje, obyczaje, mentalność i kuchnia Maroka, nawet jak pochodzą z różnych regionów pozostają ZAWSZE TAKIE SAME bez względu jaki blogger je opisze. Nawet niewiele różnią się w stosunku do innych krajów muzułmańskich. Stąd niektórzy zauważyliście, że trochę ironicznie posługuję się terminem „wrzucanie do jednego wora” ;)

Przez to zastanawiam się czy jest sens o tym pisać skoro w sieci i tak bez problemu można znaleźć podobne do siebie informacje na wielu stronach i blogach. Każdy bloger czasem musi sięgać do ogólnodostępnych źródeł jeśli potrzebuje danej informacji ale nie posiada własnej. Wszyscy inspirują się tym samym przez co dalej mnoży się to samo.

Tak więc jeśli ktoś był świadkiem Ashura w Maroku to może opisać swoje wrażenia ale nie może pominąć podstawowego opisu tego święta, czyli tego skąd się ono bierze i jak się świętuje. Jeśli ktoś nie był świadkiem, ale prowadzi stronę o Maroku i chce na niej przedstawiać na bieżąco co się w tym kraju dzieje to też musi się z jakiegoś źródła ten podstawowy opis przedstawić i zapisać go własnymi słowami. Sęk w tym aby nie kopiować cudzych tekstów.

Nie raz powtarzałam, że dla mnie barierą do prowadzenia bloga jest fakt, że w Maroku nie mieszkam. Mogłabym przecież prowadzić bloga o Hiszpanii, o Andaluzji, ale tam też jest podobnie z powtarzalnością informacji a nawet o wiele bardziej. Większość Polaków mieszka tutaj niż w Maroku. To oczywiście nie jest przeszkodą powstrzymującą od blogowania ale szczerze, mam mało atutów aby się wyróżnić. Ktoś kto mieszka w Maroku lub szerzej obcuje z tym środowiskiem ma więcej do powiedzenia.

Poza tym trochę się od Maroka oddalamy. Jeździmy tam raz na rok lub raz na dwa lata. Omar, który za swoim krajem oraz tradycjami i mentalnością „swoich” niezbyt przepada (w sumie pozytyw dla kogoś kto chce zachować w takim związku swoją kulturę i religię) będzie miał pretekst aby te więzi z Marokiem poluzować i pójść swoją drogą. Właśnie złożył papiery o przyznanie hiszpańskiego obywatelstwa. Za 15 lat mieszkania w Hiszpanii, płacenie podatków, wzorowe sprawowanie i idealną integrację ze społeczeństwem jak najbardziej mu się należy.

Narodowość, kultura czy przynależność to raczej stan umysłu. 

Omar po tak długim czasie bardziej czuje się Hiszpanem niż Marokańczykiem pod każdym względem. To jest tak jak z tym, że są rodzice biologiczni i adopcyjni. O wychowaniu o wiele lepiej mogą zadecydować ci drudzy. Maroko go zrodziło ale to Hiszpania w pełni ukształtowała.

Jednak nawet jak wszystko dobrze pójdzie to na przyznanie obywatelstwa podobno poczeka sobie z 2 lata. W Hiszpanii jest zaledwie kilku urzędników, którzy zajmują się rozpatrywaniem kilkuset tysięcy wniosków wpływających corocznie.

Jeśli cały proces w miarę szybko zakończy się sukcesem to miałabym temat na wpis blogowy o tym jak cudzoziemiec może ubiegać się o hiszpańskie obywatelstwo z opisaniem wszystkich szczegółów i problemów do przejścia. Jeśli ktoś zna kogoś kto chce to taki wpis mógłby się mu przydać.

Jednym z pomysłów na teksty jest przenoszenie na język polski różnych ciekawostek z marokańskich mediów, które mogłyby być dla nas interesujące i na próżno szukać takich po polsku. Czy coś takiego się opłaca?

Coś na zasadzie tego co zrobiła znajoma blogerka Agatac o prowadzi kącik o pozytywnych wieściach z Turcji.

Albo po prostu będę nadal pisać tak jak piszę choć zmieniło mi się trochę spojrzenie na wiele spraw. To na podstawie wielu doświadczeń i wnikliwych przemyśleń.

Nie ukrywam tego, że blog Kropla Arganu jednocześnie pokazując Maroko i doceniając w nim rzeczy pozytywne nie należy do poprawnych politycznie.

Tymczasem w środowiskach związanych z orientem, islamem, wielokulturowością niby poprawny „być powinien” i cechować się bezwzględnym… tolerancjonizmem. Ja jednak tak nie uważam.

Wewnętrznie jestem niepokorna i kiedy trzeba to potrafię wbić szpilę. Jeśli czegoś nie da się nazwać pozytywnym, jest jakie jest i wypływa to chcąc czy nie chcąc z jakiejś kultury np. muzułmanów czy naszego podejścia do nich i do samych siebie - nazywam to po imieniu. Stosuję tzw. żelazną logikę i pokazuję prawdziwe życie bez ściemy.

Można szanować czyjąś odmienność i dostrzegać dobre rzeczy. Ale pod żadnym pozorem nie można się zgodzić na niesprawiedliwość i absurd tłumacząc go kulturą czy religią.

W planach mam do opublikowania dwa kontrowersyjne wpisy, które pojawią się przedzielone przepisem na wspomnianą pizzę teściowej. Do jednego z nich dojrzewam już od ponad 2 lat. Strasznie mnie na niego nosi i jednocześnie boję się reakcji środowisk skupionych wokół podobnych blogów. Możliwe, że niektórym się narażę. Ale myślę, że to właśnie teraz przyszedł na niego czas i na pewno da co niektórym do myślenia. Musi koniecznie ukazać się jeszcze w tym roku. Z kolei drugi jest moim komentarzem do pewnego aktualnego, wydarzenia o którym wspominają niektóre media.

Maroko jest krajem muzułmańskim co wpływa na jego kulturę i obyczaje dlatego postanowiłam, że w końcu przeczytam Koran i hadisy. Jest to konieczne jeśli chcę tego bloga dalej prowadzić rzetelnie i jeszcze napisać powieść która łączy świat legend, wiary i fantastyki z historią i teraźniejszością.

Dotychczas korzystałam z fragmentów, interpretacji różnych osób, książek, mediów i z rozmów Marokańczykami. Ale nie ma to jak poznanie czegoś samemu, porównanie do rzeczywistości i wyciągnięcia wniosków jak jest. 

Czy podzielę się nimi na blogu? Na to o czym do tej pory się dowiedziałam mam już swoje zdanie.

W planach jest też podróż do Maroka ale nie jako gość w rodzinie czy odwiedzenie teściowej ale jako turystka. Sama czy z innymi ludźmi niż rodzina. To też będzie inny punkt widzenia. Gdy zarobię odpowiednią kwotę z pewnością przeznaczę na taki wyjazd.

A Wam pragnę podziękować za odwiedziny, komentarze i prywatne wiadomości. Bardzo mnie cieszy kiedy ktoś pisze jak przed swoją podróżą do Maroka zaglądał na Kroplę Arganu a potem na własne oczy się tego przekonał.

Wiem, że powinnam była przeznaczyć swój czas nie tylko na tworzenie nowych treści ale przede wszystkim na komunikacjię z Wami. Nie zawsze jest łatwo bo blog niekoniecznie bywa priorytetem w danej chwili.

Czasami mam momenty słabości i zastanawiam się czy tematy mi się  nie wyczerpują i czy z pisania Kropli Arganu jednak nie zrezygnować. Być może tak się stanie jeśli w moje życie wkroczy priorytet, który całkowicie pochłonie czas i będę myśleć tylko w kategoriach czystej opłacalności.

Mimo to ciągle pamiętam o Was. Mam nadzieję, że wybaczycie to, że moja obecna aktywność będzie trochę mniej regularna. 

Pojawię się tylko wtedy kiedy naprawdę natchnienie mi w duszy zagra i będę miała dla Was coś do powiedzenia. Kiedy to coś będzie w miarę inne niż większość treści w sieci albo nawet takie same ale będę w stanie przedstawić to inaczej.

Nie przepadam za zapchajdziurami i przypominaniem o sobie tzw. czymkolwiek. Mój blog jest niszowy. Tak samo mam niewielką grupę Was, których być może czymś potrafiłam zainteresować.

Nie zapomina się tak łatwo o kimś kogo się lubi, kocha lub... nienawidzi, kogoś kto Cię pociąga, inspiruje, intryguje lub... drażni. 

Cokolwiek do niego czujesz. Z wyjątkiem bycia nudnym, przeciętnym i nijakim. Choć obecnie podkreślając swoją nudność, przeciętność i nijakość też można się w jakiś sposób „wybić”.

Pewne rzeczy czy to w życiu czy w blogosferze są podstawą niczym tradycje danej kultury. Ale z biegiem czasu wszystko może się wydarzyć i wywrócić świat do góry nogami.

Czołem, pslema i do następnego

Dorkita

--- 
Źródło:


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Disqus - Kuskus, czyli Zapraszam na Feedback ;)