Tego roku w Maroku w dniu 20
września miało miejsce tzw. święto Ashura. Szczerze, niewiele o nim wiedziałam.
Jedynie gdzieś słyszałam tą nazwę, która bardzo kojarzyła mi się z orientem i
nie tylko z Arabami. Tym bardziej, że nie miałam okazji zobaczyć go na żywo.
Dopiero nikt inny jak marokańska teściowa, która jak wiecie przez min. pół
roku mieszka u nas w Hiszpanii przypomniała mi o nim. Tak więc pomieszkując
sobie u nas poinformowała mnie, że za kilka dni w Maroku będzie Ashura. Chce w
związku z tym coś symbolicznie przygotować i kupić rowerek w prezencie dla
wnuka. Na moje pytanie co to za święto odpowiedziała: ciasteczka, daktyle,
migdały i prezenty dla dzieci. Na moje kolejne pytanie o to jakie to ma podłoże
religijne odpowiada to samo: ciasteczka, daktyle, migdały i prezenty dla
dzieci. Coś jak wasze Mikołajki, Boże Narodzenie czy Trzech Króli w Hiszpanii –
podsumowała by lepiej do mnie dotarło.
Rozumiem, że w czasie Ashura obficie się je i obdarowuje prezentami. Z pewnością dużo tego co mi powiedziało nie dotarło do mnie ze względu na różnicę językową. Teściowa zna trochę hiszpański ale podstawowy choć ułatwia to komunikację. Ja rozumiem po francusku piąte przez dziesiąte. Jak zatem wytłumaczy mi ona podłoże religijne święta Ashura? Powiedziała tylko, że chodzi o jakiś dziesiąty dzień. Mi przypomniało się, że ponad tydzień temu rzeczywiście był tzw. nowy rok kalendarza arabskiego.
Jeśli teściowej nie zrozumiem to
od czego jest wujek Google? Temat został rzucony, zatem dowiem się sama.
Ashura jest to święto obchodzone
przez muzułmanów ale świętują je także hindusi oraz Żydzi. Jego nazwa oznacza
po arabsku „dziesięć”. Jest to dziesiąty dzień tzw. Muharram czyli pierwszego
miesiąca roku według księżycowego kalendarza islamskiego, który również ma 12
miesięcy. Według niego teraz mamy rok 1440.
Korzenie Ashury sięgają jeszcze
czasów przed islamskich. Wywodzi się ono właśnie od Żydów, dla których jest to
święto pojednania o nazwie Yom Kipur. Społeczność żydowska zamieszkująca Medynę
na Płw. Arabskim z jego okazji odbywała post, ponieważ Mojżesz pościł z
wdzięczności Bogu za umożliwienie przejścia przez Morze Czerwone podczas
wyjścia Izraelitów z Egiptu.
Tradycję poszczenia tego dnia
przejęli Arabowie a wśród nich Mahomet. Po przybyciu do Medyny w 622 r. spotkał
poszczących Żydów, po czym zalecił on ten post swoim ludziom tego dnia, dzień
przed i dzień po. Ustanowił dziesiąty dzień także świętem w islamie. Jednak
post został później przeniesiony na miesiąc Ramadan a poszczenie w z okazji
Ashura stało się dobrowolną sprawą każdego muzułmanina.
Maroko jest krajem sunnickim,
zatem Ashurę obchodzi się uroczyście i radośnie. Jednak zupełnie inne znaczenie
ma to święto dla szyitów. W czasach Mahometa i po jego śmierci dochodziło do
licznych walk plemiennych o władzę, które podzieliły islam na dwa odłamy. To
właśnie 10 dnia miesiąca Muharram a konkretnie 10 października 680 r. w bitwie
pod Karbalą zginął Husain Ibn Ali, który był wnukiem Mahometa. To postać
niezwykle ważna dla szyitów i według nich powinien być prawowitym następcą
proroka.
Dlatego dzień Ashura symbolizuje
żałobę po jego męczeńskiej śmierci. W jaki sposób szyici go obchodzą? Lamentują
i odgrywają sceny męki. Nie polecam wyszukiwać zdjęć. Krótko mówiąc ci co biorą
Ashurę na poważnie pielgrzymują do grobu Alego w Karbala i … dokonują zbiorowego
samobiczowania i samookaleczenia.
Rytuał ten został zakazany w
Iranie i w Libanie ale nadal jest wykonywany w Bangladeszu i w Indiach.
Zatem Ashura dla zwycięzców jest uroczystym, radosnym świętem a dla przegranych dniem poważnym
i żałobnym.
Ashurę w Maroku określa się
tradycją jedzenia, ognia i wody. Jej świętowanie ma tutaj bardziej podłoże
kulturalne niż religijne.
Już kilka dni wcześniej ulice
miast i bazary są dekorowane. Na bazarach sprzedają tradycyjne ręcznie
wyrabiane instrumenty. Są to tamburyny czy bębenki typu darbuka, taarija czy
tabla w różnych kształtach i kolorach.
Rodziny zaopatrują się w duże
ilości jedzenia, głównie słodkości czyli ciasteczka, daktyle, migdały, orzechy
i suszone owoce. Typowy przysmak na tę okazję to tzw. fekkas czyli ciastka z
migdałów, mąki i rodzynek. Serwowana jest też miniaturowa, bardziej pikantna
wersja fekkas zwana krishlat na słodko lub na słono. Chętnie spożywa się
mleczny, anyżowy chlebek krachel.
Dzieci mają dzień wolny od
szkoły. Rodzice poszukują dla nich prezentów. Popularnym prezentem jest właśnie
bębenek choć obecnie wręcza się tradycyjne kolorowe i plastikowe zabawki
znanych marek lub coś o czym dziecko marzy i sobie zażyczyło.
W domach odbywają się zjazdy
rodzinne, pełne wykwintnych potraw, muzyki i zabaw dla dzieci. To będzie
marokańska gościnność i hojność pełna obfitości na stołach.
Na wieczór przed dniem Ashura
ludność wychodzi na ulice. Najczęściej gromadzą się społeczności małych
miasteczek lub sąsiedztwo w dzielnicach. Kobiety tworzą korowody. Niosą talerze
pełne smakołyków aby się nimi dzielić oraz tańczą, śpiewają i grają na
bębenkach.
Oprócz jedzenia Ashura jest
świętem ognia (Shaaeila) i wody (Zamazan). Młodzież rozpala ogniska, często na
ulicach. Skacze przez nie, tańczy wokół nich śpiewając tradycyjne pieśni. Przez
to oprócz porównania Ashury do naszych Mikołajków, Bożego Narodzenia czy Trzech
Króli ja porównałabym dodatkowo do Nocy Św. Jana w Hiszpanii.
Główną zabawą dzieci i młodzieży
jest oczywiście strzelanie fajerwerków. Niestety jak to bywa z taką młodzieżą
która nie ma żadnych oporów, sposób w jaki obchodzi się z pirotechniką jest
kompletnie pozbawiony bezpieczeństwa i wyobraźni.
Ashura jest po prostu
okazją do szaleństwa dla dowcipnych, złośliwych i rządnych przygód dzieciaków. Petardy
są rzucane gdzie popadnie i blisko tłumów, wprost pod nogi co prowadzi do wielu
wypadków.
Właściwie ze względu na
niebezpieczeństwo i szkody władze zakazały igraszek z ogniem i nałożyły
kontrolę na handel wyrobami pirotechnicznymi. Jednak rozszalałe marokańskie
dzieci i młodzież nie da się skutecznie powstrzymać. Nadal kupują fajerwerki
bez autoryzacji robią to na co mają ochotę.
Dlatego ich uwagę stara się
skierować w stronę innej zabawy, która przypomina trochę… Halloween.
Prawdopodobnie z niego została zaczerpnięta, tylko ma bardziej marokański
charakter. Nazywa się Baba Ashur.
W niektórych regionach Maroka
dzieci chodzą po domach i proszą o cukierki, suszone owoce a nawet pieniądze. Tego,
kto otwiera im drzwi zamiast „Cukierek albo psikus?” pytają „Podzielisz się z
Babą Ashur?”.
9 dnia Muharram zwanym „Dniem
Zamazan” nastolatki kupują baloniki napełnione wodą i rzucają się nimi nawzajem
w celu oblania.
Słowo Zamazan pochodzi od świętej wody z Mekki.
Aczkolwiek muzułmańscy uczeni
przestrzegają przed nim, gdyż rytuał polewania się wodą ma korzenie żydowskie.
Jest powszechny w Mellahach tzw. żydowskich dzielnicach marokańskich miast.
Uważa się, że marokańscy Żydzi rzucili kilka kropel wody na swoje towary jako
symbol nadchodzącego dobrobytu. Niektórzy rzucali wodę z nadzieją nastania pory
deszczowej po wielkiej suszy.
W tym czasie odwiedza się także
groby bliskich aby polać je wodą różaną o czym pisałam w poście o marokańskichzwyczajach związanych ze śmiercią i pogrzebem.
Jak widać dla Marokańczyków, w
tym dla teściowej podłoże religijne ma mniejsze znaczenie. Liczy się przede
wszystkim tradycja i to, że oni po prostu uwielbiają celebrować.
Z okazji Ashura teściowa
wystawiła na stół ciasteczka, daktyle migdały i orzechy przywiezione z Maroka
byśmy sobie je podjadali jako przekąskę. Jak to ona spędziła sporo czasu na
telefonie życząc swoim siostrom udanego celebrowania. Postanowiła też dla nas
coś ugotować i tym razem nie było to nic marokańskiego (takie potrawy jemy na
codzień gdy ona jest) tylko… domowa pizza, która wyszła jej bardzo smaczna.
Przepis na nią pojawi się w następnym poście.
Niespełna 2-letni wnuczek
ostatecznie nie chciał rowerka do balansowania. Wybrał sobie na prezent
mini-kosz i piłeczkę do koszykówki. Choć myślę, że balonik wodny taki jakimi
polewa się w Maroku na pewno spodobałby mu się.
Tymczasem ja zastanawiam się nad
sensem i kierunkiem prowadzenia tego bloga. Ostatnio rzadziej coś publikuję, bo
mam mniej czasu i większe priorytety niż blog.
Pochłania mnie życie offline a
także skupiam się też na drugim blogu, który powstał aby pomysły na posty nie
związane z Marokiem lecz z ogólnym stylem życia miały gdzieś swoje ujście i nie
robiły tutaj zamieszania tym, którzy przyszliście tu ze względu na Maroko, Andaluzję
oraz tematy kulturalne, kulinarne i podróżnicze.
Mimo to, widzę że czasami do mnie
zaglądacie co jest bardzo miłe. Polubienia na fanpage trochę wzrosły nawet jaki
nic na nim nie robiłam. Dlatego napiszę tu parę rozważań o blogowych rozterkach
i planach na przyszłość.
Blog Kropla Arganu był jednym z
pierwszych w polskiej blogosferze, który traktował o Maroku. W międzyczasie
powstało sporo innych o podobnej tematyce, przede wszystkich takich mniej
opartych o stronę internetową lecz o profil w social media a właściwie będącym
samym profilem na Facebook lub Instagram i to wystarczy. Przyznam, że zdobyły
one naprawdę ogromne zainteresowanie. Część z nich przebiło się w błyskawicznym
czasie. Niektóre takie osoby gościły na Kropli Arganu w ramach wywiadów czy coś
związane z nimi było udostępniane na fanpage.
Jest zwykle tak, że kiedy np. w
Maroku w danym okresie obchodzone jest jakieś święto czy tradycja to wszystkie marokańskie
blogi naturalnie o tym piszą.
Celem Kropli Arganu i na pewno każdego innego
bloga o podobnej tematyce jest to aby posty były o czymś innym, aby się jakoś
wyróżniały. Przedstawiały subiektywny punkt widzenia. Np. jest to jakaś
tradycja, miejsce czy zjawisko społeczne ale opisane na podstawie innych wrażeń
innej osoby.
Aczkolwiek miejsca, tradycje,
obyczaje, mentalność i kuchnia Maroka, nawet jak pochodzą z różnych regionów
pozostają ZAWSZE TAKIE SAME bez względu jaki blogger je opisze. Nawet niewiele
różnią się w stosunku do innych krajów muzułmańskich. Stąd niektórzy
zauważyliście, że trochę ironicznie posługuję się terminem „wrzucanie do
jednego wora” ;)
Przez to zastanawiam się czy jest
sens o tym pisać skoro w sieci i tak bez problemu można znaleźć podobne do
siebie informacje na wielu stronach i blogach. Każdy bloger czasem musi sięgać
do ogólnodostępnych źródeł jeśli potrzebuje danej informacji ale nie posiada
własnej. Wszyscy inspirują się tym samym przez co dalej mnoży się to samo.
Tak więc jeśli ktoś był świadkiem
Ashura w Maroku to może opisać swoje wrażenia ale nie może pominąć podstawowego
opisu tego święta, czyli tego skąd się ono bierze i jak się świętuje. Jeśli
ktoś nie był świadkiem, ale prowadzi stronę o Maroku i chce na niej
przedstawiać na bieżąco co się w tym kraju dzieje to też musi się z jakiegoś
źródła ten podstawowy opis przedstawić i zapisać go własnymi słowami. Sęk w tym
aby nie kopiować cudzych tekstów.
Nie raz powtarzałam, że dla mnie
barierą do prowadzenia bloga jest fakt, że w Maroku nie mieszkam. Mogłabym
przecież prowadzić bloga o Hiszpanii, o Andaluzji, ale tam też jest podobnie z
powtarzalnością informacji a nawet o wiele bardziej. Większość Polaków mieszka tutaj
niż w Maroku. To oczywiście nie jest przeszkodą powstrzymującą od blogowania
ale szczerze, mam mało atutów aby się wyróżnić. Ktoś kto mieszka w Maroku lub
szerzej obcuje z tym środowiskiem ma więcej do powiedzenia.
Poza tym trochę się od Maroka
oddalamy. Jeździmy tam raz na rok lub raz na dwa lata. Omar, który za swoim
krajem oraz tradycjami i mentalnością „swoich” niezbyt przepada (w sumie
pozytyw dla kogoś kto chce zachować w takim związku swoją kulturę i religię)
będzie miał pretekst aby te więzi z Marokiem poluzować i pójść swoją drogą. Właśnie
złożył papiery o przyznanie hiszpańskiego obywatelstwa. Za 15 lat mieszkania w
Hiszpanii, płacenie podatków, wzorowe sprawowanie i idealną integrację ze
społeczeństwem jak najbardziej mu się należy.
Narodowość, kultura czy
przynależność to raczej stan umysłu.
Omar po tak długim czasie bardziej czuje
się Hiszpanem niż Marokańczykiem pod każdym względem. To jest tak jak z tym, że
są rodzice biologiczni i adopcyjni. O wychowaniu o wiele lepiej mogą
zadecydować ci drudzy. Maroko go zrodziło ale to Hiszpania w pełni ukształtowała.
Jednak nawet jak wszystko dobrze
pójdzie to na przyznanie obywatelstwa podobno poczeka sobie z 2 lata. W
Hiszpanii jest zaledwie kilku urzędników, którzy zajmują się rozpatrywaniem
kilkuset tysięcy wniosków wpływających corocznie.
Jeśli cały proces w miarę szybko
zakończy się sukcesem to miałabym temat na wpis blogowy o tym jak cudzoziemiec
może ubiegać się o hiszpańskie obywatelstwo z opisaniem wszystkich szczegółów i
problemów do przejścia. Jeśli ktoś zna kogoś kto chce to taki wpis mógłby się
mu przydać.
Jednym z pomysłów na teksty jest
przenoszenie na język polski różnych ciekawostek z marokańskich mediów, które
mogłyby być dla nas interesujące i na próżno szukać takich po polsku. Czy coś
takiego się opłaca?
Coś na zasadzie tego co zrobiła
znajoma blogerka Agatac o prowadzi kącik o pozytywnych wieściach z Turcji.
Albo po prostu będę nadal pisać
tak jak piszę choć zmieniło mi się trochę spojrzenie na wiele spraw. To na
podstawie wielu doświadczeń i wnikliwych przemyśleń.
Nie ukrywam tego, że blog Kropla
Arganu jednocześnie pokazując Maroko i doceniając w
nim rzeczy pozytywne nie należy do poprawnych politycznie.
Tymczasem w środowiskach
związanych z orientem, islamem, wielokulturowością niby poprawny „być powinien”
i cechować się bezwzględnym… tolerancjonizmem. Ja jednak tak nie uważam.
Wewnętrznie jestem niepokorna i
kiedy trzeba to potrafię wbić szpilę. Jeśli czegoś nie da się nazwać pozytywnym, jest jakie jest i wypływa to chcąc czy nie chcąc z jakiejś
kultury np. muzułmanów czy naszego podejścia do
nich i do samych siebie - nazywam to po imieniu. Stosuję tzw. żelazną logikę i
pokazuję prawdziwe życie bez ściemy.
Można szanować czyjąś odmienność i dostrzegać dobre rzeczy. Ale pod żadnym pozorem nie można się zgodzić na niesprawiedliwość i absurd tłumacząc go kulturą czy religią.
W planach mam do opublikowania
dwa kontrowersyjne wpisy, które pojawią się przedzielone przepisem na
wspomnianą pizzę teściowej. Do jednego z nich dojrzewam już od ponad 2 lat.
Strasznie mnie na niego nosi i jednocześnie boję się reakcji środowisk skupionych
wokół podobnych blogów. Możliwe, że niektórym się narażę. Ale myślę, że to
właśnie teraz przyszedł na niego czas i na pewno da co niektórym do myślenia.
Musi koniecznie ukazać się jeszcze w tym roku. Z kolei drugi jest moim
komentarzem do pewnego aktualnego, wydarzenia o którym
wspominają niektóre media.
Maroko jest
krajem muzułmańskim co wpływa na jego kulturę i obyczaje dlatego postanowiłam, że w końcu przeczytam Koran i hadisy. Jest to konieczne jeśli chcę tego bloga dalej prowadzić rzetelnie i jeszcze napisać
powieść która łączy świat legend, wiary i fantastyki z historią i
teraźniejszością.
Dotychczas korzystałam z
fragmentów, interpretacji różnych osób, książek, mediów i z rozmów Marokańczykami. Ale nie ma to jak poznanie czegoś samemu,
porównanie do rzeczywistości i wyciągnięcia wniosków jak jest.
Czy podzielę się
nimi na blogu? Na to o czym do tej pory się dowiedziałam mam już swoje zdanie.
W planach jest też podróż do
Maroka ale nie jako gość w rodzinie czy odwiedzenie teściowej ale jako
turystka. Sama czy z innymi ludźmi niż rodzina. To też będzie inny punkt
widzenia. Gdy zarobię odpowiednią kwotę z pewnością przeznaczę na taki wyjazd.
A Wam pragnę podziękować za
odwiedziny, komentarze i prywatne wiadomości. Bardzo mnie cieszy kiedy ktoś
pisze jak przed swoją podróżą do Maroka zaglądał na Kroplę Arganu a potem na
własne oczy się tego przekonał.
Wiem, że powinnam była
przeznaczyć swój czas nie tylko na tworzenie nowych treści ale przede wszystkim
na komunikacjię z Wami. Nie zawsze jest łatwo bo blog niekoniecznie bywa
priorytetem w danej chwili.
Czasami mam momenty słabości i
zastanawiam się czy tematy mi się nie wyczerpują i czy z pisania Kropli
Arganu jednak nie zrezygnować. Być może tak się stanie jeśli w moje życie
wkroczy priorytet, który całkowicie pochłonie czas i będę myśleć tylko w
kategoriach czystej opłacalności.
Mimo to ciągle pamiętam o Was.
Mam nadzieję, że wybaczycie to, że moja obecna aktywność będzie trochę mniej
regularna.
Pojawię się tylko wtedy kiedy naprawdę natchnienie mi w duszy zagra
i będę miała dla Was coś do powiedzenia. Kiedy to coś będzie w miarę inne niż
większość treści w sieci albo nawet takie same ale będę w stanie przedstawić to
inaczej.
Nie przepadam za zapchajdziurami
i przypominaniem o sobie tzw. czymkolwiek. Mój blog jest niszowy. Tak samo mam
niewielką grupę Was, których być może czymś potrafiłam zainteresować.
Nie zapomina się tak łatwo o kimś
kogo się lubi, kocha lub... nienawidzi, kogoś kto Cię pociąga, inspiruje, intryguje lub... drażni.
Cokolwiek do niego czujesz. Z wyjątkiem bycia nudnym, przeciętnym i
nijakim. Choć obecnie podkreślając swoją nudność, przeciętność i nijakość też
można się w jakiś sposób „wybić”.
Pewne rzeczy czy to w życiu czy w
blogosferze są podstawą niczym tradycje danej kultury. Ale z biegiem czasu wszystko może się wydarzyć
i wywrócić świat do góry nogami.
Czołem, pslema i do następnego
Dorkita
---
Źródło:
- https://en.wikipedia.org/wiki/Ashura
- https://en.wikipedia.org/wiki/Ashura_in_Morocco
- https://www.moroccoworldnews.com/2018/09/253674/ashura-morocco-cultural-experience-muharram/
- https://tasteofmaroc.com/day-of-ashura-morocco/
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Disqus - Kuskus, czyli Zapraszam na Feedback ;)