poniedziałek, 24 lipca 2017

Marokańska teściowa 2. Jak to jest kiedy do Polski przyjeżdża

Bardzo lubię przyjeżdżać do Polski. O tym, że wykorzystuję ten czas najlepiej jak mogę pisałam tutaj. Tym razem mój przyjazd w rodzinne strony był wyjątkowy, ponieważ przyjechała wraz ze mną moja marokańska teściowa. W końcu udało mi się ją namówić, aby zobaczyła Polskę. A mój synek przez 2 tygodnie miał dwie babcie naraz :D Pierwszy wpis o teściowej spotkał się z Waszym sporym zainteresowaniem i tak jak chciałam bardzo Was rozśmieszył. Postanowiłam, że napiszę sequel, czyli kontynuację, drugą część pt. "Marokańska teściowa 2". Tylko o Polsce jej oczami. Które stereotypy okazały się mitami a które potwierdziły.

Marokańska teściowa 2. Jak to jest kiedy do Polski przyjeżdża


Prawdopodobnie tak samo jak bywa w świecie filmu czy książki, ten wpis nie przebije osiągającej sukces pierwszej części. Nie będzie tak trzymający w napięciu i tak zabawny. A jednak wiele osób pytało mnie jak się teściowej podobała Polska. Chcę odpowiedzieć im hurtowo. Potrzeba też rozliczenia się z pierwszą częścią w której było wiele rzeczy do sprostowania. Bo inne miejsce sprawia, że dana osoba może stać się inna w moich oczach lub sama stwierdzę, że to z czego się u niej nabijałam w zasadzie jest na moim podwórku.

Teściowa przez długi czas nie wykazywała zainteresowania Polską. To dlatego, że jak podróżuje to tylko do sprawdzonych miejsc na okrągło i niekoniecznie bawi ją odkrywanie nowych. Ale gdy poznała moich rodziców którzy ją zapraszali stopniowo zaczęła zmieniać zdanie.

Tak samo jak ja miałam różne domysły i stereotypy o Maroku, tak samo miała ona o Polsce. Kobieta ma 70 lat. i jedyne kraje poza Marokiem jakie odwiedziła to Hiszpania, Francja, Belgia i ponoć Arabia Saudyjska. W tej części świata w której leży nasza piękna ojczyzna nigdy nie była. To miała być jej pierwsza podróż do kraju tak odmiennie kulturowego.

W Polsce nie ma lata - to najpopularniejszy stereotyp u ludzi z ciepłych krajów. Polska to kraj wiecznej zimy leżący blisko skutej lodem Rosji. Już na sam dźwięk "Polska" przechodzi ich dreszcz i szczękanie zębami. Teściowa też się tego zimna obawiała.

Zapewniałam ją, że to mity. Mamy w Polsce lato. Może nie z ponad 40-stopniowymi upałami ale tak maksymalnie do 35. Temperatury są zwykle przyjemne a klimat umiarkowany. Odetchniemy od hiszpańskich upałów (które teściowa ledwo co wytrzymuje) mając przyjemne ciepełko. 

Zaznaczyłam tylko, że Polska to nie kraina lodu i śniegu ale deszczu. Coś jak Wlk Brytania czy hiszpańska Galicja. Deszcz może spaść o każdej porze roku, przez co nie mamy gwarancji dobrej pogody. Ale zimna nie musi się obawiać, przecież lecimy w lipcu. Na pewno będzie ciepło i słonecznie. 

Teściowa obawiała się też, że w Polsce całe to obleśne paskudztwo podchodzi pod nasze domy. Pająki, węże, insekty, skorpiony (a nawet!). Taki stereotyp jest o Australii. Nie przypuszczałam, że może być o Polsce. Zdziwiłam się, że myśli tak osoba z Afryki, z rejonów, w których biegają karaluchy. Choć kiedy pracowałam w sąsiednich Niemczech w domku na wsi prawie codziennie znajdowałam w zlewie wielkiego pająka a do pokoju wlatywały olbżymie ważki. Gdy obijały się o ściany i okna to tak jakby helikopter leciał. Przeżyłam też ukąszenie Niemieckiego szerszenia. Byłam w szoku ile tam jest tego robactwa. Za to w Polse do domu moich rodziców raczej takie nie wchodzą, co najwyżej małe pajączki. Więc teściowa nie ma czego się obawiać.

Pasją mojej teściowej są zakupy. Nie tylko pasją a raczej... pracą. Tak jak przeciętny człowiek min. 5 razy w tygodniu wychodzi rano do roboty na parę godzin a potem wraca do domu na obiad to teściowa tak samo wychodzi na zakupy. Obawiała się czy w Polsce jest dostępne wystarczająco dobrego i w miarę taniego towaru. W niektórych krajach pokutuje mit, że w Polsce nadal panuje komuna. Przekonałam ją, że tutaj zupełnie nie ma się czego obawiać. Sklepy, supermarkety i centra handlowe mamy identyczne co innych krajach rozwiniętych. Polska może w wielu dziedzinach być za nimi do tyłu. Ale w tej ma tak samo a może i lepiej.


Wiedziałam bardzo dobrze co będzie ją interesować i co koniecznie muszę jej pokazać. To nie zabytki naszego miasta czy piękne krajobrazy i widoki a... bazary, supermarkety i galerie handlowe. 

Teściowa ma chore stawy, porusza się wolno. Długie spacery czy intensywne zwiedzanie to nie dla niej. Musi być wożona samochodem. Ale gdy znajdzie się w miejscu gdzie odbywa się handel, to nagle dostaje siły w nogach. Od czasu do czasu robiąc sobie przerwę na jakimś siedzisku do przymierzania butów. Albo opiera się o wózek sklepowy niczym babcia o balkonik.

Znajomy mi kiedyś tak powiedział: "Czego innego może chcieć arabska kobieta na wakacjach" 

Cóż? Ponownie do jednego wora :D

No dobra. Z Granady udaliśmy się w podróż do Polski. Ja, mąż, nasz 8-miesięczny synek i ona.

Kubeł wody deszczowej i... brak lata 

Gdy nasz samololot podchodził do lądowania wszystko zniknęło za grubą warstwą chmur. Nie takiej pogody na powitanie oczekiwaliśmy. 

W drodze z lotniska do domu lało tak, że nie było prawie nic widać na drodze. Jedna mokra szara plama. Deszcz bez przerwy lał się z nieba. Nie tak jak z prysznica ale z kubłów wody. Wycieraczki nie nadążały. Ulica zmieniła się w rzekę. Wyjście na moment z samochodu kończyło się przemoknięciem. I przenoś w takich warunkach walizki i dziecko pomiędzy pojazdami i budynkami!

Prognozy były raczej pesymistyczne. Taka pogoda będzie przynajmniej tydzień. Temperatura spadła nawet poniżej 15 stopni. Zimno i pada. A to pech! A to szok dla teściowej. Tyle deszczu to teściowa pewnie w życiu nie widziała.

Normalnie kiedy leje w Hiszpanii czy w Maroku to życie zostaje zakłócone. Ludziom nie chce się wyjść z domu czy iść do pracy. Dziwiono się, że ja tam nawet w deszcz wychodzę i wszystko robię normalnie. "Jestem z Polski" - odpowiedziałam. Co by to było gdyby u nas ludzie przez pół roku sobie to odpuszczali z powodu deszczu.

Wyprzedzę i powiem, że teściowa mimo to była z pobytu w Polsce bardzo zadowolona. Ale pierwsze wrażenie i okoliczności w jakich się człowiek znajdzuje zostają na całe życie. Dla niej Polska pozostanie krajem deszczowym, w którym nie ma lata. Stereotyp potwierdzony. Chyba, że przyjedzie ponownie i będzie miała więcej szczęścia do pogody.

Marokańska teściowa 2. Jak to jest kiedy do Polski przyjeżdża

Ale deszcz w Polsce miał swój klimat. Teściowa pokochała nasz zadaszony taras zastawiony kwiatami obrośnięty zielenią. Ten ze zdjęć. Dookoła lało albo była mgła. A ona z samego rana swojsko piła sobie na nim kawkę, paliła papierosa czy gawędząc z nami.

Dzikie zwierzęta w lasach

Teściowa myśląc, że skoro w Polsce żyje tyle robactwa to mieszkają tu też dzikie zwierzęta takie jak wilki. Zaczęła je sobie wyobrażać gdy zobaczyła gęste polskie lasy rosnące wzdłuż drogi niczym ściana. Deszcz dodawał im mrocznego klimatu.

Uspokoiłam ją, że w moim województwie wilków nie ma. Jedynie są dziki, które podobno z rana czy wieczorami... schodziły z lasu na moje osiedle. Na szczęście nie spotkaliśmy się z nimi. Ostrzegłam teściową, że uważać ma jedynie na kleszcze. Jednak jej w głąb lasu nie ciągnęło, nie weszła ani razu bo miała inne zainteresowania.

Tu też bye bye minimalizm

Pamiętasz z części pierwszej, że teściowa lubi mieć dużą ilość przedmiotów, które namiętnie zwozi do nas. Jednak ten wyjazd uświadomił mnie, że najpierw trzeba spojrzeć na swoje podwórko zanim kogoś oceni się. 

Teściowa była zaskoczona, że w naszym choć dużym domu jest tak mało przestrzeni bo zajmują ją... zbędne przedmioty. Stoją wszędzie, podpierają ściany i praktycznie żaden stół, żadna półka nie ma wolnego blatu. Tego to nawet nie ma u niej w domu w Maroku i nawet w naszym zagraconym przez nią mieszkaniu w Hiszpanii.

Moja mama lubi zbierać przedmioty i szkoda jej wyrzucić, bo... kiedyś może jej się to wszystko przydać. Zbiera je o wiele bardziej niż teściowa.

Ona jak nikt potrafi docenić ciężką pracę i kreatywność producentów opakowań na produkty, które nie ważne jak piękne, kolorowe, bajeranckie i dobrej jakości u przeciętnego człowieka po rozpakowaniu lądują sru w śmietniku. Mama magazynuje nawet opakowania, wszelkie torebki, woreczki, kartony, naczynia itp. Gdy ja chciałam je wyrzucić ona mówi stop. Teściowa nie raz pytała się dlaczego mama tego nie wyrzuci?

Ale mama ma prawo być chomikiem i potrafi podać mocne argumenty za gromadzeniem. Zawsze znajdzie przykład, że dana stara rzecz trzymana przez lata nagle do czegoś jej się przydała.

Teściowa swoim zamiłowaniem do gromadzeniwielu rzeczy nie dorówna memu rodzinnemu domowi. Bo ja tak naprawdę nigdy nie miałam okazji doświadczyć co to minimalizm. 

Turystyka zakupowa

Było tak jak myślałam. Teściowa w Polsce codziennie chodziła "do pracy" - czytaj - na zakupy. Do wszystkich tych miejsc, które jej polecałam. Bazar miejski 2 razy w tygodniu, giełda niedzielna, jeden znany supermarket, który jest w całej Europie w tym w Hiszpanii oraz supermarket który rozprzestrzenił się po całej Polsce i podobno ma codziennie niskie ceny. Teściową interesowały głównie przeceny. Trafić mogła na nie bez problemu skoro oznaczone są nazwą stolicy Maroka.

Marokańska teściowa 2. Jak to jest kiedy do Polski przyjeżdża

Kupowała głównie ciuchy oraz jedzenie. A na przemian ja i mój tata robiliśmy jej za szofera. Tata nie raz czekał na nią po kilka godzin aż się obkupi za co mu bardzo podziękowała. Chciała go wyręczyć i brać taksówkę. Ale mój tata zawsze bezinteresowny. 

Początkowo musiałam przeżywać te zakupowe nudy czy marznąć w supermarkecie, w którym z lodówek piździło po nogach. Wiadomo, język. Jak ona się dogada? 

Jednak po czasie załapała ona kilka słówek typu "Dzień dobry" , "dziękuję" , "przepraszam" a raczej "sorry". Pod koniec pobytu mogła już robić zakupy bez tłumacza. Na niedzielnej giełdzie czuła się jak ryba w wodzie, bo tam się można targować. Umiejętność tą ma w swojej arabskiej gorącej krwi. Nie raz utargowała jakiś produkt tańszy o połowę.

Czy były jakieś konflikty między nią a moimi rodzicami? 

Bo wiadomo, to są zupełnie inne kultury - nasuwa się takie pytanie. 

Szczerze powiem, że nie. Teściowa doskonale odnalazła się wśród mojej rodziny, rodziców, ciotek, kuzynów gdyż jest zawsze pogodna i często się śmieje.

Poza jednym, o ile można to nazwać konfliktem. U moich rodziców w domu jedzenia nie brakuje, zaopatrzenie jest zrobione aby było wszystko co trzeba, oczywiście w ramach naszej diety. Rodzice mówili by nic nie kupowała, bo jest gościem.

Ona jednak by odciążyć moich rodziców kupowała osobno. Dzięki temu lodówka była pełna ale miejsca i lodówki ciągle mało. Mało czasu by to wszystko zjeść.

Jedzenie chlebem

Marokański zwyczaj w naszym domu. Teściowa do posiłków z dużą ilością sosu musiała mieć na stole chleb. Moja mama była ciekawa po co. "Zaraz zobaczysz" - odpowiedziałam
Teściowa wzięła chleb i zanurzyła w sosie. Sztućce nie były konieczne. Tylko co będzie z okruchami gdy u nas na podłodze dywany i teudniej sprzątnąć. Nie było z tym problemu. 

Na dodatek dostosowała się do razowego polskiego chleba. Wzięła ten, który jest i nie musiała za wazelką cenę mieć taki co przypomina marokański.

Pory jedzenia posiłków

Tutaj był dla teściowej lekki szok. Może nie kulturowy ale dotyczący zwyczajów. W Maroku posiłki je ona o stałych porach. Wszyacy zasiadają do stołu razem. Nie ma tak, że ktoś je oddzielnie czy się spóźnia. A jeśli tak to na spóźnialskiego się czeka. W Maroku wspólne jedzenie o stałej porze jest świętością. Mogą sobie na to pozwolić kiedy życie biegnie powoli i społeczeństwo i system szanują to, że każdy musi na tym posiłku być. 

W Polsce, przynajmniej u nas jedzenie jest owszem, dla przyjemności ale by zaspokoić głód i nabrać energii. Ale każdy z nas ma inny tryb życia. O innej porze kończy pracę. O innej wraca do domu. Work-life balance nie zawsze jest do pogodzenia. Kończyło się to tak, że albo każdy jadł sam sobie albo wspólną obiado-kolację jedliśmy późno bo np o 17. Ja przyzwyczaiłam się do marokańskiego stylu kiedy to obiad jemy 13-14. W tych godzinach organizm domaga się jedzenia i tak samo ma teściowa. Niezbyt wygodne było dla niej czekanie do późna i sama musiałam sobie coś przygotowywać. Ale niezbyt wygodnie czuła się gdy każdy jadł oddzielnie.

2 babcie, 2 kucharki

Moja mama inaczej gotuje a teściowa inaczej ale obie doskonale. Gwarantowaliśmy teściowej dostęp do kuchni by robiła co chce. Tylko wiadomo, nowe miejsce, szukaj gdzie co jest. Inne też sposoby gotowania. Zamieszanie. Obie panie musiały ustalić dyżury, że tego dnia gotuje jedna a następnego druga. 

Teściowa polubiła parę polskich potraw. Ale zaproponowała swoje, aż zdominowały nasz stół. W wielu pojawił się pomarańczowy marokański sos z oliwy, curry i słodkiego pieprzu. Sposób w jaki gotuje mieszankę warzyw: ziemniaki, cukinia, marchewka i jak je doprawia tak zainteygował moją mamę, że cały mój obiad wystygł. Bo zamiast jeść trzeba było tłumaczyć. Mama przepisy spisała i może trafią na mój blog.

Furorę zrobił jej marokański naleśnik bhrir. Nie byłam pewna czy w Polsce znany jest jego podstawowy składnik pod nazwą semolina i czy ktoś go zna. Okazało się, że jest to kaszka manna.

Bhrir wyszedł doskonale i cała rodzina jadła go polany polskim miodem prosto od pszczelarza. Jadły go moje ciocie i odwiedzające mnie koleżanki. Moja 4-letnia bratanica oświadczyła swoim rodzcom, że chce jechać do Maroka aby móc się nimi zajadać do woli. Tak wszystkim smakowało.

Bywało tak, że obie babcie gotowały wspólnie z moją i męża pomocą. A najwięcej na głowie i tak miałam ja, o czym za chwilę.

Marokańska teściowa 2. Jak to jest kiedy do Polski przyjeżdża

Chcę do restauracji / baru !

"Dlaczego nie wychodzimy do restauracji?" - pytała się teściowa. Przecież w jej rodzinie to normalne. A tym bardziej gdy się jest na wakacjach. Wychodzi się do restauracji jako atrakcja, by spróbować nowych smaków. 

Tymczasem moi rodzice raczej nie wychodzą do restauracji czy nawet barów. A jeśli tak to okazyjnie kilka razy na rok jak ktoś ich zaprosi. To dlatego że większe zaufanie mają do tego co przygotują w domu, wiedzą że składniki zostsły kupione na bazarze od rolnika. Mają przekonanie, że jedzenie na mieście to wydatki i żarcie jest raczej śmieciowe.

Dlatego namówiłam rodziców byśmy wreszcie gdzieś wyszli razem. Mąż jak zwykle gdy jest w Polsce to nie wyobraża sobie nie spróbować tradycyjnych pierogów. Tak więc poszliśmy na obiad do typowego polskiego baru, którego nazwę podałanym gdyby sponsorował ten wpis. Oczywiście musieliśmy ją zapewnić, które danie jest bez wieprzowiny i że w Polsce choć praktycznie brak jej ulubionej baraniny, może zamówić sobie wiele dań z kurczaka.

Wieprzowina smakuje

Ale teściowa zaliczyła wpadkę o niej nie wiedząc, kiedy jej syn zamówił sobie pierogi z mięsem, mówiąc jej że są z kurczakiem. Ona poprosiła, by dał jej jednego do spróbowania. Co miał zrobić. Dał i jej bardzo smakowały. Nic jej się nie stanie.

Przy stole na rodzinnych spotkaniach i tak musiałam informować ją co jest dla niej bezpieczne. 

Ale dlaczego teściowa nie może jeść wieprzowiny ze względów religijnych? Często moja rodzina ją o to pytała a ona nie wiedział dlaczego. Nie czytała, nie dociekała. Po prostu tak jest i tyle. Świńskie mięso to grzech.

Ale nie jest żadną z tych arabek, którym przeszkadza gdy obok niej się świnią zajadają. Bo jak to Polska rodzina, osób wokół niej było sporo. Zaliczyła polskie imieniny i gdyby była lepsza pogoda to też i grilla.

Tłumaczka

A teraz o moim najtrudniejszym zadaniu - byciu tłumaczką pomiędzy teściową a rodzicami. Teściowa mówi po francusku, arabsku, derija i hiszpańsku. Z tym, że jej hiszpański nie jest zaawansowany. Zna słówka, sporo rozumie. Moja mama mówi po polsku i niemiecku a tata tylko po polsku. Żadnego wspólnego języka. Jak więc mają się dogadać? Chyba tylko na migi.

Zdania jakie najczęściej słyszałam to na przemian "gul le" i "powiedz, że". Każde zdanie nawet pierdoła nim dotarła do adresata musiało przejść przez "pośrednika". Przez mnie a czasem przez męża. Najczęściej moja mama chciała coś powiedzieć teściowej i mówiła mi po polsku, ja mówiłam mężowi po hiszpańsku a on swojej mamie w derija. Eh!!!

Musiałam wykazać się cierpliwością, bo uszy mi puchły. Albo obiad stygł, bo przy wspólnym stole to ja najwięcej gadałam na prawo i na lewo zamiast jeść. Po tym normalnie mieszały mi się języki.

Najśmieszniejsze było, że moja mama cokolwiek mówiła do jego mamy bezpośrednio mówiła... po niemiecku. A teściowa niemieckiego nie zna. Ale mama z przyzwyczajenia mówi po niemiecku do wszystkich cudzoziemców w tym do mojego męża co niemiecki rozumie. "Jak już coś masz do niej mówić to lepiej mów po polsku" - radziłam. 

Za to najciekawsze było to, że w tej wieży Babel nie pojawia się wspólny język całego świata, czyli angielski. Zwyczajnie nie był potrzebny. Żadna z matek go nie zna.

Ciepłe przyjęcie

Ktoś mi zasugerował aby dać teściowej spróbować polskie jagody, na które właśnie trwa sezon. Tego samego dnia mama przyniosła je z rynku i od razu je zaserwowała. Teściowa stwierdziła, że nigdy w życiu takich nie jadła. Były pycha. Ja dodałam, że polskie lasy pełne dzikich zwierząt są pełne tych jagód. 

Marokańska teściowa 2. Jak to jest kiedy do Polski przyjeżdża

Jednak kondycja teściowej nie pozwala na to aby zabrać ją na jagody i by mogła te lasy zobaczyć od środka.

"Taka wesoła, sympatyczna i otwarta. Wogóle nie przypomina typowej arabki. Nie zasłania się." 

Takie wrażenie zrobiła na mojej rodzinie i znajomych. Teściowa swym mimo wieku młodym duchem i uśmiechem zjednała wszystkich. Poza wieprzowiną doskonale zaadoptowała się do nas. Wbrew obaw odnalazła się w Polsce. Znalazła swoją rutynę chodzenia tu na zakupy. Mimo, że pogoda była pizdząca to polubiła Polskę i podsumowała, że czyła się tu doskonale. Pokochała siedzenie na tarasie. A my jako gospodarze daliśmy jej więcej niż oczekiwała. 

Mam nadzieję, że przyjedzie do nas ponownie. Choćby w ramach turystyki zakupowej. Najlepiej zimą. Bo latem przyjechała by odetchnąć od upałów a zimą mogłaby odetchnąć od zimna... nieogrzewanych domów.

Jeśli moja relacja z pobytu teściowej w Polsce była dla Ciebie nudna jak flaki z olejem, to potwierdzam. Tak, taka była. Nie było żadnych specjalnych wydarzeń, żadnych niezwykłych przygód czy wpadek spowodowanych różnicą językową i kulturową. Tak po prostu się złożyło. Nie ma specjalnie o czym opowiadać i nie wiem czy to będzie ciekawe.

Jednak chciałam poprzez tę relację pokazać, że wszystko działaw obie strony. Tylko na to nie zwracamy uwagi bo łatwiej oceniać innych niż siebie i jarać się ich odmiennością.

Jak ja jadę do Maroko to mam pewne obawy a potem na miejscu widzę zwyczaje, które wydają mi się dziwne. W pewnym stopniu się do nich adoptuję, albo je lubię, albo kwestionuję albo wprowadzam coś swojego. Tak samo moja teściowa - kobieta z innej kultury - gdy znajdzie się w Polsce. Polska a konkretnie dane polskie rodziny też mają swój styl życia z którym gdy ktoś się z nim zderzy to będzie zupełnie odmienny.

Wszystko co dobre szybko się kończy i teściowa wróciła do Hiszpanii gdzie pobędzie jakiś czas. Jej synowi skończył się urlop. Kupione polskie towary, głównie ciuchy, wśród nich płyta do smażenia i wentyator z Biedry (kto w Polsce przy takiej pogodzie go kupi - pewnie pomyślała) rozłożyła pomiędzy dwie walizki w których ledwo co wszystko pomieściła.

Po polskich wakacjach "wróciła do pracy" czyli swej stałej trasy po hiszpańskich bazarach, supermarketach i galeriach handlowych. W sumie "pracy" nie przerwała tylko miejsce zmieniła. Naładowana pozytywną energią, żyjąc wciąż Polską kompletnie zmieniło jej się postrzeganie Hiszpanii.

Według niej to zakupy w Polsce były lepsze, że mamy lepsze sklepy, dobrą jakiść i atrakcyjne ceny. Patrząc na hiszpańskie domy stwierdziła, że są kiepsko zbudowane, zaniedbane i się sypią. Jej podsumowujący komentarz brzmiał:

"Hiszpania w porównaniu z Polską to trzeci świat."

Ciekawe jaki szok kulturowy przeżyje gdy wróci do Maroka.

Zdjęcia: Dorkita i Jolanta S.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Disqus - Kuskus, czyli Zapraszam na Feedback ;)