wtorek, 27 września 2016

Facet w Maroku i 5 rzeczy o nim

Kobieta w Maroku, kobieta w islamie, muzułmanka... Ileż to można wałkować jej temat? To jaka ona jest, jak się ubiera i dlaczego? Chyba już sama ona jest znudzona, gdy ludzie analizują jej strój i pozycję. Pewnie chce, by dać jej spokój. Szczerze ja też o niej pisałam, ale dlatego, że jest zainteresowanie. Jednak świadomie nie umieszczałam na swoich stronach pierwszego - lepszego skojarzenia z kulturą arabską - zdjęć wykadrowanej twarzy kobiety zakrytej woalką z wielkimi tajemniczymi oczami. Bo to nie jest prawdziwy wizerunek typowej Marokanki i nie każdej Arabki. Tyle już powiedziano o kobietach. Ale co z panami?

Facet w Maroku i 5 rzeczy o nim

Facetom w Maroku nie poświęca się tyle uwagi. Nie analizuje się tak bardzo jak kobiet. Zakłada się tylko z góry, że mają więcej praw, mają łatwiej i tyle. Albo, że są dominujący, zaborczy, rozmodleni, napaleni na blondynki. Czy, że w Maroku rodzice wolą mieć syna niż córkę.

Postanowiłam przyjrzeć się z boku tym razem facetom. Co o nich myślę? Z czym się spotkałam. Wpis będzie trochę z przymróżeniem oka pisany kobiecym okiem. Trochę prześmiewczy. Jakby ktoś odebrał stereotypowo (kurka, czy powinnam się tłumaczyć!) to jest to wyłącznie moja opinia. Przecież faceci też potrzebują trochę uwagi. Więc dajmy im ją! 

Oto 5 sekretów Marokańskich facetów.

1. Burkini kontra bikini = bermudy kontra slipki

Wychodząc na plażę, na basen gdzie jest dużo muzułmanów naturalne, że wypatrujemy kobiety i oceniamy jak się ubierają. Która bikini, która burkini, która jednoczęściowy kostium. Halo!!! Czy ktokolwiek ogląda się na facetów? 

Ja tak ;) Ale nie zawsze w sensie, o jakim myślicie. ;) Na marokańskich plażach i basenach jest ich zwykle więcej niż kobiet. Czasami przy takim natłoku nie zauważamy szczegółów. 

A szczegół jaki dostrzegłam to taki, że WSZYSCY marokańscy faceci, 100% nosi bermudy zamiast slipek. 

Facet w Maroku i 5 rzeczy o nim

Dlaczego to dla mnie tak ważne? Bo jest inaczej niż w Polsce. Polscy faceci noszą i slipki i bermudy. Z przewagą tych pierwszych. Jest różnica.

Sytuacja z życia wzięta. Marokańczyk wybrał się na basen w moim rodzinnym mieście. Miasto do 100 tys. mieszkańców, gdzie cudzoziemiec to rzadkość.

Tam wszyscy pływacy pomykają w obcisłych slipach. On zgodnie ze swoją naturą włożył luźne bermudy długie niewiele nad kolana i w takich hop do wody.

Na pewno nie zrobił tyle sensacji co muzułmanka w burkini w aquaparku w tym samym mieście. Jednak stwierdził, że czuł się tam głupio. Miał wrażenie, że wszyscy się na niego gapią. Właśnie przez bermudy. 

Jeszcze jedna rzecz go zawstydziła. Była to ostatnia godzina i lada moment zamykali basen. Do męskiej przebieralni tuż przed niego wkroczyła pani sprzątająca. Nie czekała, aż wszyscy wyjdą. Zaczęła przy wszystkich mopować podłogę. Polscy półnadzy faceci nic sobie z tego nie robili. Normalnie się przebierali jakby nic. 

On czmychnął do osobnej kabiny mając szczęście, że tam była. Przyzwyczaił się, że w męskiej szatni personel ma być zawsze męski. W sumie tak, ale na taki akurat trafił wyjątek. Polska, krajem absurdu - pomyślał - Ciekawe kto sprząta damską przebieralnię. Jeśli ta sama pani, to całe szczęście. Bo tam się przebiera żona.

Jednak do slipek za nic się nie przekona. Nieważne gdzie będzie. 

Zastanawiałam się dlaczego Marokańczycy wybierają bermudy. Może to wynikać z islamu, określającego, która część ciała jest aurą wstydliwą, która półwstydliwą więc należy ją zakrywać. Raczej ciuchami luźnymi niż obcisłymi. A ludzie to różnie interpretują.

No tak, jeśli chodzi o kobiety to tej aury mają bardzo bardzo dużo. Faceci mają o wiele mniej. Ale są nią...pupa i uda. 

Postanowiłam wprost zapytać. Dostałam odpowiedź, że przeciętny Marokańczyk nie założy slipek, bo wygląda w nich..."niemęsko". Padały określenia, że niczym kobieta w bikini lub gej. 

Krajom muzułmańskim niestety bardzo dużo brakuje do godnego traktowania homoseksualistów. Ci, co nie są wobec nich agresywni i jakąś tam tolerancję wykazują, to i tak robią wszystko, by się do nich nie upodabniać. Wobec tego chcą na siłę wyglądać "męsko" i "hetero"  - cokolwiek to oznacza. Nawet jakby chcieli to boją się, że społeczeństwo ich nazwie "gejami".

2. Co znaczy dla nich "męsko"?

"Męsko" oznacza dla nich, że nie założą tego, co przypomina strój kobiecy oraz nie będą zachowywać się w sposób podobny do zachowania kobiet. Męskie slipki i kąpielówki przypominają im damskie figi. Odpada to co jest za obcisłe na pupę oraz wszelkie kwiatuszki i róże. A także kosmetyczka, kremy przeciwzmarszczkowe, zabiegi upiększające. 


Facet w Maroku i 5 rzeczy o nim

Tymczasem na północ w Hiszpanii różowa męska koszula jest normą. Stosunek do gejów całkowicie inny. Mają oni swoje prawa, mogą zawierać małżeństwa, trzymać się na ulicy za ręce a nawet... założyć na imprezę buty na obcasach. Często demonstrują swą odmienność aż za bardzo. Co najwyżej ktoś ich skrytykuje, ale nic złego nie zrobi. Jeśli tak, to jemu się dostanie.

Ale niech tylko spróbują to kim są demonstrować w Maroku. Tam to jest niemoralne a publiczne pokazywanie takiej odmienności może być ukarane więzieniem.

Owszem, w Maroku homoseksualiści też są, lecz ukrywają się. Nie mają wyboru. Było parę spraw, że niektórzy tak wpadli. "Uprzejmi sąsiedzi" donieśli czy ktoś nagrał ich i wrzucił na YT. 

Uważam, że Marokańczycy zbyt stereotypowo oceniają co jest męskie a co nie. Dla nich gej to ktoś taki, co nosi się i zachowuje jak kobieta. Ja akurat znam w Hiszpanii wielu panów hetero co ubierają się na różowo i poddają zabiegom estetycznym twarzy oraz gejów co wolą garnitur i nie robią sobie makupu drag queen.

Jeśli facet w Maroku chce być taki męski to leży na nim odpowiedzialność materialna za rodzinę, której ich kultura wymaga i jest godna prawdziwego mężczyzny.

Nie ma wcale łatwo, presja jest ogromna. Aby był wartościowy w oczach społeczeństwa musi dobrze zarabiać by być głową rodziny. Jego status zależy od ilości pieniędzy. Ma być zaradny i przedsiębiorczy. Taki ma większą szansę na znalezienie żony.

Nawet jak kobieta zarabia (czasem lepiej od niego) i zachowuje swoje pieniądze dla siebie to obowiązkiem męża jest utrzymanie domu, płacenie rachunków itp. Jeśli żona za dużo dokłada ze swoich na dom to rodzina odbiera, że...facet sobie nie radzi. 

Dlatego Marokańczyk nie lubi pokazywać pod tym względem swoich słabości.

3. Za to ma jedną swoją słabość.
To...jego matka.

Jak wiecie, jestem za wrzucaniem muzułmanów do jednego wora. Dlatego, że dają powody. Ale w sensie pozytywnym, tym z jakiego oni sami są dumni ;)

U wszystkich więź syna z matką jest TAK samo ogromna. Pępowina między nimi nigdy nie została przecięta.


Facet w Maroku i 5 rzeczy o nim

O tej głębokiej i specyficznej relacji pisałam już we wpisie pt. Mama w Maroku i raj u jej stóp.

To, że Marokańczyk z dumą mówi o sobie, że jest mamim synkiem początkowo sobie tylko wyobrażałam. Bo według mnie byłby do tego zdolny. 

Podczas ostatniej wizyty w Maroku spytałam jednego wprost "Kochasz swoją mamę? Jesteś dumny z bycia maminsynkiem?" 

A on: "Tak, jestem dumnym maminsynkiem" - oznajmił przy wszystkich. Nie myliłam się w ocenie.

Przykład co jest moją codziennością. Matka jest dla syna ideałem kobiety. Pod względem postawy, poglągów, kuchni (to ona gotuje najlepiej) i...kobiecej mody. Często pierwsze co facet wie on o kobietach czerpie od niej obserwując jaka jest i słuchając co mu mówi i radzi. Czasem rzeczy naprawdę absurdalntch.

Np. jego matka uważa, że kobieta co ma klasę i styl powinna ubierać się w całości w jeden kolor. Jeśli kupi zieloną bluzkę to czekają ją wydatki, bo musi kupić w takim samym kolorze spodnie, buty, torebkę...nawet gumkę do włosów. Wszystko!

Dziwne, dlaczego nie weźmie pod uwagę, że równie świetnie można dobrać kilka różnych kolorów co jest taniej i ładniej. Potem syn chciałby doradzać to samo swojej żonie. Uważa, że już dwa czy trzy kolory to pstrokate "united color of benetton". Potem potrzebuje czasu by zobaczyć, że u każdej kobiety jest inaczej i każdy ma własny styl.

4. Pasje Marokańczyków. 

Zanim poznałam dobrze Maroko schematycznie, myślałam, że zainteresowania tamtych facetów ograniczają się tylko do pracy, rodziny i religii czyli chodzenia co piątek do meczetu. A potem do kawiarni czy locutorio (cyber net - kafejki internetowej) by pokazać swą drugą twarz i... wyrywać laski w sieci. Owszem, takie przypadki też są. Ale tak samo jak kobiety w Maroku mężczyźni również mają swoje ambitniejsze pasje. 

Facet w Maroku i 5 rzeczy o nim

Mnie zaskoczyło gdy poznałam Marokańczyków (głównie młode pokolenie) co słuchają heavy metalu, uczą się grać na gitarze elektrycznej, tańczyć salsę, czytają książki i oglądają filmy spoza swojej kultury. Tworzą prace artystyczne. Robią to do czego mają talent. Studiują. Interesują się nauką. Bardzo się myliłam myśląc, że ich pasje to tylko Koran.

To też dużo zależy od ich środowiska z jakiego się wywodzą i edukacji jaką nabyli. To ono ich kształtuje i to bardzo mocno. Ono decyduje czy wchodzi w życie z pozycji bardziej lub mniej uprzywilejowanej. Faceci typu "Bouzbal" pochodzący z niezbyt wykształconych środowisk ukształtowani przez podwórko raczej nie mają dobrej sławy, zainteresowania niby węższe, ale kto wie co się pod nimi kryje.

Mają też marzenia. Pomykając ulicą na starym Vespino w klapkach na nogach marzą, by zamienić go na Harley. Jeśli uda im się znaleźć dobrą pracę i dobrze zarobić kupują to o czym marzą - wielki dom czy terenowy samochód.

Co jest pozytywne, także świetnie gotują. Bardzo lubią to robić i mają do tego dryg.

5. Marokanek czy Marokaneczka?

Myślałam też, że męski potomek jest bardziej oczekiwany w marokańskiej rodzinie. Że syn to większy prestiż i korzyści niż córka. Według tradycji to mężczyzna pomnaża pieniądze i zapewnia byt rodzinie. Takie przekonania krążą do tej pory.


Marokanek czy Marokaneczka

Kiedy zaszłam w ciążę mój brat stwierdził, że pewnie O. wolałby mieć chłopaka, bo to u nich normalne w kulturze co ponoć faworyzuje mężczyzn. Odpowiedziałam, że to nie ma znaczenia i tak samo będzie się cieszyć z syna jak i córki. Choć potem i tak się okazało, że będzie chłopiec.

O. obiecał, że jak dorośnie to kupi mu Harleya i perkusję. Dziewczynce też by kupił. Ciekawe czy dotrzyma słowa? 

Na szczęście to samo było u innych Marokańczyków. Każde dziecko to wielki skarb, błogosławieństwo. Bez względu na płeć było przyjmowane z radością i tak samo kochane.

Wielu rodziców mówiło, że na przekór... marzy o dziewczynce. Ale wcale nie wykluczając chłopców. Pewne małżeństwo miało już trzech chłopców. Mąż błagał żonę, że chciałby jeszcze jedno dziecko i ma nadzieję, że to będzie dziewczynka. Tak też wyszło. 

Inna Marokanka opowiadała mi jak jej dziadek chciał mieć trzy dziewczynki i modlił się o to. Jego modlitwy zostały wysłuchane. 

Także mój O. sam miał być dziewczynką. Jego matka mając już syna chciała mieć córeczkę i też się o nią modliła. Ale Bóg chce inaczej i wyszedł jej drugi synek. Oczywiście też się bardzo cieszyła. Bo na płeć dziecka nie ma wpływu ale każde powinno być i jest jednakowo kochane. 

Najlepiej jak z narodzinami jest pół na pół. Inaczej byłaby poligamia - taki mój żart.

Podsumowując.
Jaki jest marokański facet w opinii Dorkity?

Chce być męski i hetero, dlatego na plażę wkłada bermudy. Jeśli nie Boga to ponad wszystko kocha swoją matkę i jest jej lojalny. Zawsze będzie dumnym maminsynkiem. Patrzy na kobiety przez pryzmat matki. Jest głową rodziny, dąży do pieniędzy i ukrywa swoje słabości, czego wymaga od niego środowisko. Jeśli nie religia i pieniądze to ma szersze zainteresowania niż myślisz, ale też takie, jakie ukształtuje w nim środowisko. Marokańscy rodzice cieszą się z posiadania syna ale tak samo cieszą się z córki.

Jako dopełnienie tematu polecam ten film o facetach w Maroku (wolą blondynki), na którym podróżniczka przeprowadza wywiady sprawdzając, gdzie można poznać najlepszych kandydatów na męża.



Nie możemy zapomnieć, że wśród Marokańczyków tak jak wszędzie są faceci dobrzy i źli. Poważni i dziwacy. Wszystko zależy na jakiego trafisz.

Na dowód przypomnę mój stary wpis o tym jak w 2004r. przyjechałam po raz pierwszy do Granady - hiszpańskiego miasta, w którym od wieków łączą się kultura chrześcijańska i muzułmańska. Z różnymi przejściami. Raz z koegzystencją i tolerancją, raz ze zgrzytami. 

Piszę o tym, jak pewien Polak co tam mieszkał już na starcie ostrzegł mnie przed Marokańcami. Mam na nich uważać i broń Boże nie wynajmować z nimi mieszkania. Radę przyjęłam. 

A jak się to skończyło? Cóż. Sprawdziła się dewiza nigdy nie wyobrażaj sobie za dużo.

Do dziś... wynajmuję mieszkanie z Marokańczykiem. Gwarantuję, że da się normalnie żyć.

Na dodatek poznanym przez innego Polaka w Granadzie (gorąco pozdrawiam!), który sam mieszkał z Marokańcami i jak widać miał o nich zupełnie odmienne zdanie.

Zainteresował mnie opowiadając o nich m. in, że są muzułmanami i wkrótce będą obchodzić ramadan. Ja trochę zaskoczona, trochę przestraszona ale zaintrygowana. 
"Jak to, i Ty tak możesz mieszkać z nimi?"
A on na to: "Spoko, da się, oni są tacy jak my".

Dorkita

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Disqus - Kuskus, czyli Zapraszam na Feedback ;)