niedziela, 8 maja 2016

Autostrada Rabat - Casablanca. Droga przez piekło. Ruch drogowy w Maroku

Ktoś może stwierdzić, że wrzucam wszystkich muzułmanów do jednego wora. Nawet sama parę razy się do tego przyznałam ;) . Jeśli tak, to tylko dlatego, że sami stwarzają ku temu powody. A tutaj chodzi o konkretny powód - ruch drogowy. Przekraczanie prędkości, wyprzedzanie na trzeciego, robienie dodatkowego pasa ruchu, nieustanne trąbienie, niepuszczanie pieszych, wiara, że na drodze można wszystko, bo Allah uchroni a nawet... jazda po pijaku. Każdy kto był w Maroku, Tunezji, Egipcie, Turcji, Emiratach, Iranie, itd... potwierdzi, że kierowcy we WSZYSTKICH krajach muzułmańskich jeżdżą jak szaleni mając gdzieś przepisy. Wszędzie jest... TAK SAMO.

Autostrada Rabat - Casablanca. Droga przez piekło. Ruch drogowy w Maroku

Zastanawia mnie skąd to się bierze i dlaczego akurat u muzułmanów. Bo chyba wyjaśnienia nie znajdziesz w Koranie. Może wszystko czego nie zakazuje Koran (bo wcale w nim o tym nie pisze) jest dozwolone? Tak jak np. z paleniem papierosów. Nie ważne, że w czasach Mahometa nie było samochodów więc i przepisów drogowych a co najwyżej pewnie jakieś zasady poruszania się na wielbłądach.

Oczywiście znajdą się wyjątki. Znam Marokańczyków którzy chcą jeździć przepisowo, szanować innych i nie stwarzać zagrożenia. Nie cierpią sajgonu na drogach jaki jest w ich kraju. Skarżą się na piratów drogowych. Najczęściej dlatego, że prawo jazdy robili w Europie gdzie jest lepsza kultura jazdy i o wiele trudniej przekupić egzaminatora raszouą (łapówką). Jednak gdy znajdą się na marokańskiej drodze to siłą rzeczy są spychani przez tych szalonych kierowców. Aby przetrwać w tym bałaganie sami muszą czasem złamać przepis oraz trąbić i trąbić... Bo jasne reguły tam nie istnieją, róbta co chceta.


Nie trzeba przypominać, że najtrudniej jest jeździć w wielkich miastach. O tym, że kierowcy szaleją, jeżdżą na czerwonym świetle, nie sygnalizują i omal co nie potrącają pieszych (którzy sami bez obaw pchają się pod koła) można poczytać na blogu o niemal KAŻDYM muzułmańskim kraju.

Jest jednak w Maroku pewien odcinek, którym miałam okazję jechać. Bałam się na nim o wiele bardziej niż w Casablance w godzinach szczytu. Niestety, gdy jedziemy do Maroka autem to jest on nam po drodze.

Z portu w Tangerze do Casablanki jedziemy autostradą i zajmuje to nam ok 6 godz. Na początku i przez większość drogi jest spokój a nawet nudy. Nic się nie dzieje. Więc jeśli nie prowadzisz to możesz się zdrzemnąć. Jedyną rozrywką jest postój na stacji benzynowej. Kiedy jechałaś już tam kilka razy pamiętasz na której spodziewać się kibla na kucaka z dziurą w podłodze.

Autostrada Rabat - Casablanca. Droga przez piekło. Ruch drogowy w Maroku
Autostrada Rabat - Casablanca. Droga przez piekło. Ruch drogowy w Maroku

Droga jest bardzo dobra, nowoczesna, szeroka, prosta jak stolnica autostrada. Ruch jest mały. Mało też oznaczeń. Jednak na niektórych odcinkach jest płatna. Po opuszczeniu okolic Tangeru krajobraz płaski jak decha niczym 90% Polski. Tylko od czasu do czasu jacyś wieśniacy spacerują poboczem, co w Europie jest zabronione. W Maroku zresztą też, ale kto się słucha.

Autostrada Rabat - Casablanca. Droga przez piekło. Ruch drogowy w Maroku

Kiedy dojeżdżasz do Rabatu rozpoczyna się droga przez piekło. To odcinek autostrady Rabat - Casablanca po którym boję się jeździć. Nie chcem ale muszem. Przez 100 km siedzę w aucie cała w nerwach z włosami dęba, modląc się i nie mogąc doczekać kiedy to się skończy. Przyglądam się każdemu mijanemu pojazdowi i czekam co zaraz zrobi. Trudno to przewidzieć, bo np ogromny tir chcący zmienić pas wogóle nie sygnalizuje. Wyobrażam sobie nawet najgorsze. Gdy takiego chcemy wyprzedzić to mam wrażenie, że on zaraz wjedzie na nasz pas.

Na całej drodze jest korek, tylko taki, w którym wszyscy się spieszą. Pędzą jak szaleni często przekraczając 120km/h prawie wjeżdżając sobie w tyłek. Wszyscy, osobówki, motorynki, tiry. Wiele pojazdów jak to KAŻDY kraj muzułmański z wysokim ładunkiem na dachu, który omal co nie runie.

Autostrada Rabat - Casablanca. Droga przez piekło. Ruch drogowy w Maroku

Droga jest często remontowana, przez co są na niej ciągłe zmiany. Następuje wtedy jeszcze większy bałagan.

Zagrożenie stwarzają też piesi, którzy spacerkiem przechodzą przez autostradę prosto przed pędzącymi autami. Ja bym się na to nie odważyła. A gdybym musiała to biegiem. Ale nie oni. Więc dziwię się jak udaje im się przeżyć.

Raz na tym odcinku przechodził nam drogę... wieśniak prowadzący osła obładowanego workami. Musieliśmy na niego trąbić by się ruszał. A on nic. A jeśli gwałtownie zahamujesz to też jesteś w niebezpieczeństwie bo ktoś w ciebie może wjechać.

Jeśli policja kogoś zatrzyma, to tylko po to by dostać łapówkę, która będzie dla kierowcy tańsza niż mandat.

Autostrada Rabat - Casablanca. Droga przez piekło. Ruch drogowy w Maroku

Marokańczycy dobrze o tym wiedzą jak się u nich jeździ. Ale świadomość nie przekłada się na poprawę bezpieczeństwa. Widziałam nawet w telewizji kampanie przeciwko wypadkom drogowym. Niektóre jej filmy były bardzo drastyczne. Ale to niewiele zmienia. Co z tego, że Ty chcesz jechać ostrożnie jak inni tego nie robią.

Wręcz przeciwnie widzę, że wiele krajów gdzie ruch drogowy to istny burdel... chwali się tym. Czuje powód do dumy, bo może się nabijać z samych siebie. To akurat tyczy się też krajów nie-muzułmańskuch. Choć muzułmańskie się w to wliczają.

Przykładem jest pewien zabawny filmik. Zobaczyłam go po raz pierwszy na pewnej międzynarodowej wymianie młodzieży jako Italy vs Europe. Puściła nam go grupa z Włoch. Porównanie jak przepisowo i grzecznie się jeździ w Unii Europejskiej a jak szalenie jeżdżą i parkują Włosi. Pamiętam, jak wszyscy pękaliśmy ze śmiechu.

Potem okazało, że filmik można było przerobić podkładając pod Włochy flagę swojego kraju. Mogłaby być nim każda. I była. Oto przykład Turcji.

Nie ździwłabym się gdyby Maroko też się tam znalazło. Tylko w przeciwieństwie do kogo?

Autostrada Rabat - Casablanca. Droga przez piekło. Ruch drogowy w Maroku

Jak pisałam we wstępie niektórzy muzułmanie wierzą, że cokolwiek zrobią to medalik z Allahem dyndający na lusterku uchroni ich przed wypadkami. Czyżby? Bo to raczej strzeżonego pan Bóg strzeże.

Wierzą, też, że nauczeni jeździć w tak trudnych warunkach są zahartowani. Umią sobie poradzić i z każdej sytuacji grozy wyjść bez stłuczki. Czyżby?

Wiecie, że nudzi mnie gdy jestem po Maroku za często wożona jako pasażer. Korci mnie przejąć stery aby było ciekawiej. Ale czy odważyłabym się? Może gdybym musiała to bym to zrobiła jadąc w miarę ostrożnie. Najbezpieczniej to chyba w samo południe podczas Ramadanu gdy ulice są puste. Najlepiej w momencie gdy wszyscy już jedzą wieczorny ftor. Ale pod żadnym pozorem tuż przed czasem jedzenia.

Dla odcinka Rabat - Casablanca to chyba nie ma znaczenia czy trwa ten post. Wielu Marokańczyków pędzi tamtędy prosto z emigracji do swych rodzin by spędzić z nimi Ramadam.

Autorka popularnego fanpage Morocco interested opisała swoje próby samodzielnej jazdy w Maroku i jest z siebie dumna, że dała radę. Nie dziwię się, bo też bym była. Dobrze pamiętam swoją dumę, kiedy wogóle uczyłam się jeździć. Zwraca uwagę na to, że Maroko cały czas poprawia swoją infrastrukturę, ulepsza drogi i ich oznaczenia aby było bezpieczniej.

Maroko i tak ma wiele dróg dużo lepszych niż w Polsce. Nawet opisany przeze mnie ten niebezpieczny odcinek jakościowo wcale nie jest zły. Częste remonty mają tylko polepszyć. Niebezpieczeństwa prowokują ludzie co się na nim poruszają.

Czasem może jednak lepiej być pasażerką. Na autostradzie Rabat - Casablanka obecnie jechać bym się nie odważyła. Zostawiam to komuś kto wie jak tu się poruszać i nie wpadnie w panikę gdy drogę zajedzie tir. Na szczęście jest to odpowiedzialna osoba z wyobraźnią.

Ale czy biorąc sobie za kierowcę jakiegokolwiek Marokańczyka będę bezpieczna? Niby zna on drogę i mentalność kierowców więc powinien dać radę. Czyżby?

Tak się składa, że mam na koncie wypadek samochodowy w Casablance. Na dodatek z winy kierowcy samochodu, którym jechałam. Zamierzam wkrótce o nim napisać.

Skoro teraz do Was piszę to znaczy, że go przeżyłam. Być może to tylko dlatego, że na szczęście nie doszło do niego na tym diabelskim odcinku Rabat - Casablanca w godzinach szczytu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Disqus - Kuskus, czyli Zapraszam na Feedback ;)