piątek, 10 czerwca 2016

Ramadan. Będę pościć przez jeden dzień.

Właśnie rozpoczął się miesiąc Ramadan, ważne święto, obowiązkowe dla muzułmanów. Pisałam już wcześniej jak się ten post obchodzi o jakie były moje wrażenia z pobytu w Maroko podczas Ramadanu. Teraz też nie będzie łatwo, bo nadal przypada on na lato. Od wschodu do zachodu słońca daleko. Ale zrobiłam wtedy jeszcze coś. Zainspirowałam się znajomymi, którzy będąc w pewnych środowiskach wystawiali się na różne próby typu. "przez jeden dzień będę wegetarianen". Podobnie wymyśliłam sobie, że skoro już jestem w Maroku, to przez jeden dzień będę pościć jak w Ramadanie. Mimo, że raczej jestem sceptyczna do tak wymagających tradycji to sprawdzę na sobie jak to jest.

Ramadan. Będę pościć przez jeden dzień.

Na pewno znajdziesz w sieci wiele poradników o tym jak zachować się w Maroku podczas Ramadanu. Wszystkie mówią, by unikać jedzenia publicznie. Na pewno tyczy się to rodowitych Marokańczyków, muzułmanów, którzy mogą być za to ukarani grzywną lub napiętnowali. Restauracje mimo, że są otwarte w ciągu dnia to nie sprzedadzą im jedzenia.

Inaczej wygląda to w przypadku cudzoziemców i turystów. Jest do nich większa tolerancja, restauracje wydadzą im menu. Nic się pewnie nie stanie jak niepozornie coś przegryziesz czy sięgniesz po butelkę wody. Ale objadanie się na oczach innych za przeproszeniem jak świnia raczej odpada i trzeba zachować umiar. To zależy kto cię zauważy, na ile będzie religijny i jak zareaguje.

Ja nie miałam problemów z jedzeniem w domu, w którym byłam. Oni kontynuowali swój post. Wstawali przed 4 w nocy na śniadanie, potem znów szli spać. Ci co musieli wstawali i na głodnego szli do pracy lub swoich zajęć, wieczorem przygotowywali posiłek i zasiadali do niego gdy nadszedł czas. Po prostu nie jedli obiadu i żadnych przekąsek. 

Ja sama siadałam do śniadania za dnia. Potem robiłam lub odgrzewałam sobie obiad. Ponieważ w środku dnia nikt się nie będzie krzątał w kuchni wskazywali gdzie co jest, co mogę sobie wziąć. Trzymałam się tylko jednej zasady. Obiad będzie skromniejszy niż normalnie, bym czuła po nim niedosyt. Aby być w stanie potem dla towarzystwa zjeść wspólną kolację.  

Gdy ktoś poszczący zastał mnie przy obiedzie grzecznie powiedział "Saha" (smacznego). Podczas odwiedzin pytali się mnie czy nie potrzebuję szklanki wody lub przegryzienia czegoś. Normalna kultura i koegzystencja. Oni poszczą, ja jem.

Kiedy przygotowywano kolację pani domu często prosiła mnie abym spróbowała z łyżki daną potrawę czy dobrze smakuje. Współczucia dla niej, że musiała na głodnego stać przy garach, wąchać te zapachy nie mogąc niczego przegryźć.

Znam to uczucie gdy wracam do domu, jestem głodna a trzeba jeszcze ugotować obiad. Wtedy sięgam po jogurt, owoc czy koktajl w proszku by mieć teochę siły.

Teraz zwrócono uwagę, że to jak kobiety w Maroku angażują się w Ramadan warte jest docenienia. Podziwiamy te pięknie nakryte obfite ramadanowe stoły. Ale za nimi wszystkimi jest sporo pracy na dodatek na głodzie (na własne życzenie).


A jaka była ich reakcja kiedy powiedziałam, że chcę spróbować przez jeden dzień?

Nie zachwycali się ani robili nadziei, że przez takie niewinne próby pewnie zmierzam do przekonwertowania się na "ich stronę". Powiedzieli bym robiła jak chcę, ale...nie polecali. Bo jak to z marszu serwować sobie taką głodówkę nie mając żadnego doświadczenia.

Przecież u nich dzieci w wieku 13 lat, kiedy chcą zacząć swój pierwszy Ramadan przygotowują się do tego. Robią np. niepełny miesiąc lub poszczą tylko przez część dnia.

Przyjęłam 3 zasady bezpieczeństwa:

1. Wybiorę jakiś spokojny dzień, w którym nic nie planujemy robić ani gdzie jechać, tylko siedzimy w domu i się lenimy. Np. niedziela.

2. Jak będę miała jakiś problem, coś się stanie to w każdej chwili mogę przerwać.

3. Będę pić jedynie wodę. W dużych ilościach by się nie odwodnić i zagłuszyć głód.

I właśnie na punkt 3 odpowiedzieli: "Ale to już nie będzie prawdziwy Ramadan". Może i nie, ale upalne lato bez wody nie wyobrażam sobie. Rezygnuje i tak ze wszystkiego poza nią.


Ramadan. Będę pościć przez jeden dzień.

Nadszedł ten dzień i zaczęłam. Najpierw nie ranne a nocne wstawanie razem z domownikami. Tak 3:30-4:00 aby zdążyć przygotować śniadanie i zjeść je przed azanem zapowiadającym wschód słońca. To było zdecydowanie najtrudniejsze bo nie lubię i nie umiem tak wcześnie wstawać. Masakra!

Nawet powinnam wstać wcześniej niż oni, ponieważ jem obfitsze śniadania, więc mam więcej przygotowywania. A tego dnia musiało być ono wyjątkowe. Oni nawet na Ramadan zjedzą jeden rogalik czy mały naleśnik i wypiją kawę. Dla mnie też był rogalik lub naleśnik, ale + 2 kromki chleba z serem, miska owoców, jogurt naturalny i ogromny kubek gorącej herbaty. Niekoniecznie po marokańsku ale tak jak lubię. 

No i nie wyrobiłam się. Wszyscy skończyli, azan poleciał a ja jeszcze przez kilka minut dojadałam. Trudno. Tylko oni na moim miejscu mieliby poczucie winy, że to grzech. A raczej tak rygorystycznie przestrzegają postu, że NIGDY do tego nie dopuszczą.

Po śniadaniu wróciliśmy do łóżek. I bardzo dobrze, chcę odespać. A na dworze wciąż ciemno jak cholera. I gdzie ten wschód słońca? Przez godzinę od rannego azanu jak go nie widać, tak nie widać. 

Postawiłam przy łóżku butelkę wody na rano. Zasnęłam. Wstałam o 9:00 według mego zegara biologicznego. A mimo to byłam pierwsza. Inni wciąż spali, bo była niedziela. Zwiększając ilość snu zmniejszali ilość godzin głodówki. Tak robią gdy nie muszą uść do pracy.

Napiłam się wody i bez drugiego śniadania zaczęłam dzień, przrz którego większość nic się nie działo.

Siedziałam se na kanapie z laptopem na przemian czytając e-booka, obrabiając zdjęcia, oglądając ulubiony serial lub czatując z rodzicami, którzy omal nie spadli z krzesła na wieść o moim eksperymencie. Co chwila popijałam wodę. Głodu jak na razie nie czułam.

Zgodnie z planem, wychodzić nigdzie nie chciałam bo, znaczyłoby to przerwanie postu. Od czasu do czasu wyskakiwałam na dach. Ale było zbyt gorąco by o samej wodzie robić tam to co zwykle czyli opalać się lub sobie siedzieć, coś czytać i dłubać.

Nie przygotowywałam jak zwykle samotnego obiadu.


Ramadan. Będę pościć przez jeden dzień.

Inni powoli się budzili. Czasami wyskakiwali po coś do sklepu, głównie po żarcie na wieczór. Potem po prostu kanapa i telewizor, w którym z okazji Ramadanu leci masa reklam z powtarzającą się muzyką i specjalnymi promocjami oraz ich ulubione seriale. Niektórzy jak zwykle puszczali sobie filmy egipskie na DVD, te same nudy oglądane po raz enty.

Około 15:00 przeszedł pierwszy kryzys. Nastąpiła wymiana skrajnych zdań między mną a inną dziewczyną. Z powodu pierdoły, ale wystarczyło bym trochę się wkurzyła.

Dostałam radę: "Może lepiej byś coś zjadła? I widzisz, po co ci ten Ramadan? A nie mówiłem, że to podwyższa stres." Zasugerowano, że teraz rozumiem, dlaczego podczas postu Marokańczycy bywają zestresowani. Choć osobiście tak nie sądzę, bo wytrenowani tym Ramadanem przez większość czasu byli spokojni.

Ale nie poddaję się. Do kolacji kilka godzin. Wytrwam!

Jedynie chcę wody! Opróżniam już 4 litr. 

Oczekiwałam, że dalej dzień przebiegnie spokojnie. Ale nie! Jak to w Maroku, zwalili się goście. W takim składzie jak najczęściej. Kilka ciotek wpadło by zobaczyć co słychać. Potem usadziło się na marokańskich kanapach. Jedynie przy pustych stolikach, bez podawania im przystawek i zielonej herbatki. 

Oczekiwałam, że będzie to dzień bez aktywności fizycznej. Myliłam się! Podczas wizyty ciotek stała się rzecz niewdzięczna. Sorry za szczerość, ale chcę Was rozbawić! Zapchałam kibel! 

Na szczęście normalny a nie dziurę w podłodze na kucaka. Tyle, że w Maroku jest gorsza kanalizacja i rury są węższe niż w Europie. W domu tym papier toaletowy po użyciu wyrzuca się do śmietnika zamiast do sedesu. Aby nie zapchać. A jak wiadomo w toalecie każdy poddaje się nieświadomie swoim własnym nawykom.

Za dużo papieru w klozecie więc stało się najgorsze. Kiedyś zrobiła tak inna osoba przrz co cały motor tego kibla nawalił. Wymagało to naprawy, która pochłonęła kilka tysięcy Euro. Ledwo co uzbierali kasę. Jeszcze tego brakowało i powtórzyłabym to samo.

Zaczynam już być naprawdę głodna. Mam coraz mniej sił. Nie mogę doczekać się kolacji. A mimo to muszę działać. Po pierwsze nie przyznawać się od razu co się stało by nie rozzłościć innych. Najpierw sama wkroczę do akcji i spróbuję rozwiązać problem. Na głodzie. Zamykam się w kiblu i robię co w mojej mocy.

Zgłaszam to tylko jednej osobie która miała dwa zadania. Po pierwsze zabawiać ciotki, aby się nie wydało i żadnej nie przyszła ochota na pójście za potrzebą. Bo jak to. Kibel nieczynny jest na dole. A one wiekowe, z nadwagą. Nie będzie im się chciało taszczyć dupska po schodach na piętro do drugiego.

Po drugie, dyskretnie przynosiła mi "sprzęt". Szczotki, odpychacz z gumką, chusteczki, wszystko co mogło się przydać. Sama też próbowała o ile ciotki nie wołały.

Aż w końcu udało się. Ufff! Wreszcie normalnie spuściłam wodę. Sukces!

Dlaczego o tym piszę i na dodatek przed ramadanową kolacją? Choć to było dla mnie ciężkie to jednak zabawne. Marokańskie ciotki siedzą za ścianą, w każdej chwili mogą iść za potrzebą a my tu na głodnego walczymy z zapchanym sedesem. Po prostu sobie o tym przypomniałam i chciałam zachować poza zawodną pamięcią. By móc tu zaglądać zawsze gdy chcę sprowokować głupawkę. :))))

To była zdecydowanie największa akcja mojego dnia ramadanowej próby.

Ramadan. Będę pościć przez jeden dzień.

Ciotki w końcu pojechały życząc nam udanego postu. Musiały przygotować kolacje we własnych domach. Przygotowania rozpoczeliśmy i my. 

Wtedy zaczęłam rozumieć próbę siły woli w Ramadanie kiedy zapachy z kuchni naprawdę kusiły. Mogłabym coś zjeść już teraz. Ale czasu zostało niewiele. Wytrzymam. 

Pani domu znów poprosiła mnie abym spróbowała jak smakuje zupa. Odmówiłam. Przecież wie, że dzisiaj poszczę wraz z nimi. 

Oczywiście włączyłam się w pomoc w przygotowaniach i nakrywaniu do stołu. Działała przy tym cała rodzina. 

Dość wcześnie stół był nakryty a telewizor włączony. Wszystko musiało być gotowe na czas kiedy z odbiornika popłynie azan a my tylko siadamy i jemy. 

Było ok 21:00. Widząc przysmaki postanowiłam, że dziś wyjątkowo się nie oszczędzam, nie ograniczam kalorii i nie przebieram. Jem to na co mam ochotę w takich ilościach jak chcę. Zasłużyłam na to.

Tak zrobiłam i rzeczywiście przekonałam się, że po całym dniu poszczenia ftor smakuje o wiele lepiej. To prawda.

Jakie poza tym wrażenia? Czułam się tak jak po oczyszczającej głodówce o samej wodzie. Trochę głodna ale dość lekka. Jednak wytrzymałość zawdzięczam jedynie piciu wody. Bez niej by mi się to nie udało i pewnie czułabym się fatalnie. 

Ale co mają powiedzieć Marokańczycy. Oni o wodzie mogą tylko pomarzyć. Do tego traktują to jak obowiązek, którego złamanie to śmiertelny grzech.

Na obecną chwilę nie planuję powtórki tego eksperymentu. Bo nawet gdybym była Marokanką to i tak byłabym zwolniona (większość i tak bywa nadgorliwych!).

Po jedzeniu nadchodzi chwila relaksu. Kiedy w ciągu dnia miałam obiad to po ftorze, nawet gdy zjadłam niewiele czułam się pełna. Teraz po całym dniu poszczenia czułam się po kolacji jakby lżej.


Ramadan. Będę pościć przez jeden dzień.

Niestety po wspólnym jedzeniu nadchodzi najgorszy, najbardziej znienawidzony moment czynności domowych. I właśnie dlatego często nie chce mi się gotować, dlatego, że im więcej ugotujesz, tym więcej musisz... sprzątać. Gotowanie może być przyjemne i kreatywne bo np. codziennie robisz coś innego albo nawet szybkiego. Sprzątanie już nie bo jest czasochłonne i monotonne. To ono obrzydza gotowanie.

W tym marokańskim domu niestety nie ma zywarki. Wciąż panuje przekonanie, że prace domowe wykonuje się ręcznie. Za brudne talerze i szklanki wzięło się kilka rąk. Ale jak jest dużo osób do pomocy tzn. że dużo osób je i dużo sprzątania. Syndrom "na jedno wychodzi".

Jedyny plus jest taki, że w Ramadanie nie ma szans aby zmywać na głodnego. Nawet jak się nie chce to chociaż masz na to więcej siły.

Ramadam Kareem
wszystkim poszczącym i eksperymentującym!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Disqus - Kuskus, czyli Zapraszam na Feedback ;)