czwartek, 25 lutego 2016

Syndrom „mañana” i syndrom „inchallah”. Prawda czy mit?

Często myślimy, że dany kraj i jego mieszkańcy mają swój specyficzny styl życia. Hiszpanię kojarzy się z jednym słowem - „mañana” co oczywiście znaczy „jutro”. W tym sensie, że co masz zrobić dziś zrób jutro, bo jutro nie umiera nigdy i świat się nie zawali. Żyj w rytmie slow i niczym się nie przejmuj. Osoby co tak jak ja mieszkają w Hiszpanii lub jeżdżą na wakacje nie raz wypowiadają się, że trudno tutaj cokolwiek załatwić zwłaszcza w urzędach. Ludzie są mało punktualni, niesłowni  zapominają o ważnych terminach. Nie chce się im pracować, bo jest za gorąco. Są niezorganizowani i mało systematyczni, bo myślą tylko o sjeście i fieście. Mają masę wymówek. Pewnie dlatego, że słońce im przygrzało. No tak! Ładna pogoda przez większość roku sprawia, że Hiszpanie wrzucają na luz, co jest wielkim utrapieniem dla tych co mają do nich ważne sprawy.

Syndrom „mañana” i syndrom „inchallah”. Prawda czy mit?

W Maroku mamy syndrom „inchallah”, który jest trochę odpowiednikiem hiszpańskiej „mañany”. Niesie ze sobą podobny styl życia i luźne bezstresowe zachowanie. Oznacza dokładnie „jak Bóg chce” (łopatologicznie wbijam, że Allah to NIE imię muzułmańskiego Boga tylko słowo Bóg po arabsku). Muzułmanie gdy mówią o czymś, zwłaszcza o swoich planach i czego chcą wstawiają w każde zdanie słowo „inchallah”. Nawet jak to zdanie wypowiadane jest w innym języku niż arabski. Tylko „inchallah” jest arabskie. Brzmi to mniej więcej tak: „Jutro odwiedza mnie rodzina dlatego ugotuję im inchallah najlepszą zupę.”

Zatem ja odpowiadam „To przede wszystkim ty masz to chcieć!” Nie jakaś siła wyższa. Ale z drugiej strony jest filozofa, życia obecna we wszystkich religiach, że o tym co będzie i co zrobimy decyduje właśnie Bóg. Gdy opowiesz mu o Twoich, tylko wyłącznie twoich planach, marzeniach i celach to tylko go rozśmieszysz, o czym zresztą sama się przekonałam. Coś w tym jest, więc lepiej się nie martwić na zapas naszą lista zadań do zrobienia, chodzeniem jak w zegarku i spełnianiem wszystkiego o co nas proszą na czas.


Często jestem pytana czy doświadczyłam „mañany” w Hiszpanii lub „inchallah” w Maroku. Bo przecież w słonecznych krajach tak ponoć jest. Szczerze? Owszem, zdarzało mi się ale nie aż tak bardzo, że raczej w ogóle nie zwracałam na to uwagi. Wszystko zależało od tego na jakiego człowieka trafię i tego jak poważnie traktuje on swoje zobowiązania.

Jeśli miałam z tym problem w urzędach to częściej dlatego, że jako cudzoziemka gorzej orientowałam się w przepisach. Jasne, że byli tam też tacy co sami nie za bardzo się w nich orientowali. Ale pytając się jednego, potem drugiego w końcu doszliśmy co trzeba zrobić. Poza tym urzędy w Hiszpanii pracują tylko do 14:00. Jak ktoś tak jak ja nie jest rannym ptaszkiem to ryzykuje nie wyrobieniem się na czas i robieniem wszystkiego na ostatnią chwilę. Jeśli zdąży na czas i jest przygotowany to zazwyczaj udaje się załatwić sprawę za pierwszym razem.


Syndrom „mañana” i syndrom „inchallah”. Prawda czy mit?

"Mañana" w Hiszpanii oznacza też niepunktualność. Czyżby? Poznałam zarówno osoby niepunktualne jak i precyzyjne co do minuty. Jeśli to Ty z jakiegoś powodu się spóźnisz to jedni byli bardziej tolerancyjni a drugim to bardzo się nie spodobało. Miałam kiedyś profesora, który nie wyszczypał studentów do klasy nawet za 5 minutowe spóźnienie.

Być może pracownicy hiszpańskich urzędów mogą bardziej pozwolić sobie na luz, oczywiście bez przesady. Ich praca jest bardziej stabilna, płacone mają z budżetu, więc mają gwarancję pensji na czas. W Hiszpanii to właśnie oni zarabiają najwięcej a pracują najkrócej. Mają też najwięcej przywilejów i świadczeń. Ich życie jest bardziej pookładane i spokojne. Ale swoich obowiązków raczej zaniedbywać nie powinni, bo też obowiązuje ich jakiś kodeks.

Na swobodę nie mogą w ogóle pozwolić sobie przedsiębiorcy i pracownicy prywatnych firm. U nich każde zaniedbanie klienta przez syndrom „mañana” może przynieść ogromne straty. Zwłaszcza w kryzysie, kiedy to bardziej systematyczna i szybsza w działaniu konkurencja może ich wykosić z rynku.

Ludzie są świadomi, że każdy projekt ma swój deadline. Wykonanie pracy na czas jest priorytetem. Dobre obsłużenie klienta jest najważniejsze. Jeśli Hiszpanie chcą być ambitni, profesjonalni i przede wszystkim na nim zarobić nie mogą sobie powiedzieć „mañana. Marokańczycy powiedzą, że cokolwiek będzie to dlatego, że Bóg tak chce ale są świadomi, będą wierzyć, że ich wesprze ale dobrze wiedzą, że pracy na czas za nich nie wykona.


Syndrom „mañana” i syndrom „inchallah”. Prawda czy mit?

Pracownicy firm bardzo się starają, ponieważ mają nad sobie szefów, którzy nie zawsze się zgodzą na niewyrabianie się w czasie czy odpuszczanie tylko dlatego, że zadanie jest stresujące. Identycznie mają freelancerzy ze swoimi klientami. Nie ma znaczenie czy pracujesz w biurze, czy w domu. Tak zawsze było w mojej pracy. Musiałam coś zrobić na czas, bo o to mnie proszono. Musiałam poświęcić od razu uwagę osobie, która się z czymś do mnie zwracała. Gdybym ją ignorowała czy z luzackim uśmiechem powiedziała że pogadamy jutro to byłoby bardzo niedobrze. Każda wymówka byłaby wyrokiem. Zawsze robiłam wszystko by to spełnić i nie zawsze czułam, że mam swobodę działania i elastyczny czas na wykonanie zadania.

Za naród najbardziej zorganizowany i dokładny uważa się Niemców. Jako ich przeciwieństwo stawia się słoneczne kraje południa. Jednak wszędzie, jeśli osobie zależy na swoich obowiązkach i zdobyciu zaufania to jest w stanie się postarać i to co ma być zrobione na konkretną datę, tak będzie zrobione. Może też się zdarzyć, że zwolnią tempo i postarają się trochę mniej. Ale od Ciebie to będą zawsze wymagać i nie możesz tego olać.

Pracowałam zarówno w Niemczech jak i w Hiszpanii (choć w zupełnie innych zawodach). Raz robiłam zlecenie z grafiki i projektowania strony internetowej dla Marokańczyka. Wszędzie jednakowo oczekiwali profesjonalizmu, terminowości i zaangażowania. Mieli rację.

Syndrom „mañana” i syndrom „inchallah”. Prawda czy mit?

W Hiszpanii NIE polecam pracować według syndromu „mañana”. A w Maroku, puki nie wiesz co chce zrobić Bóg lepiej robić to co Ty masz do zrobienia i na co masz wpływ.

Wszystko co opisałam to jest wyłącznie tylko moje doświadczenie. Może Ty spotkałeś/aś się z syndromem „mañana” lub „inchallach” w inny sposób? Jakie wrażenie wywołał na Tobie styl życia Hiszpanów,  Marokańczków czy osób z innych krajów, których poznałeś/aś napisz o tym w komentarzu.

Dorkita

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Disqus - Kuskus, czyli Zapraszam na Feedback ;)