poniedziałek, 24 sierpnia 2015

Dwa marokańskie wesela. Część #1 - uroczystość panny młodej

Jest jedyna taka uroczystość, która najmocniej pokazuje zwyczaje danej społeczności we wszystkich krajach i kulturach świata. To oczywiście WESELE. W kraju takim jak Maroko wesela są niewątpliwie dużym przeżyciem. Miałam okazję w kilku takich weselach uczestniczyć, naturalnie jako gość. Ale dla większej różnorodności postanowiłam zaprosić na bloga Monikę, która również była na marokańskim weselu w Tangerze. Jej relacja z tego wydarzenia bardzo mnie zaskoczyła.

Dwa marokańskie wesela. Część #1 - uroczystość panny młodej

Przekonałam się, że mimo, wielu wspólnych tradycji, wesela mogą różnić się w zależności jaka rodzina je wyprawia. Myślałam, że będzie mowa o wieczorze panieńskim i kawalerskim, bo opisywane przez Monikę imprezy z pozoru na takie wyglądały. Tymczasem panna młoda i pan młody świętowali swoje zaślubiny oddzielnie. Prawdopodobnie ze względu na tradycyjność i religijność rodzin. Tak więc były dwa wesela. W pierwszej części przedstawimy uroczystość panny młodej. Teraz oddaję głos Monice.


Było to pod koniec sierpnia. Pojechaliśmy z mężem i synkiem tylko na wesele, ponieważ z małym dzieckiem trudno podróżować po Maroku. Nie wiadomo czy tamtejsza kuchnia będzie małemu odpowiadać. Jechaliśmy więc z całą walizką jedzenia dla dziecka, ale ogólnie nie było z tym żadnych problemów. Zresztą cel naszego wyjazdu był bardzo bliski. W zasadzie zaraz za Cieśniną Gibraltarską, bo w Tangerze. Tam nocowaliśmy. Podróż prosta, samochodem do Tarify, stamtąd promem w godzinę do Tangeru, bez najmniejszych problemów.

Jechaliśmy rodzinnie na ślub mojego kolegi Marokańczyka z jego dziewczyną, też Marokanką. Tak więc to wesele typowo marokańsko-marokańskie, mocno autentyczne. Ze strony pana młodego z Europy przyjechało mało osób, przez co przyznali nam statut jego rodziny. Byliśmy zatem traktowani tak jakoś bliżej i bardziej rodzinnie, jakbyśmy faktycznie byli krewnymi pana młodego.

Sam ślub wyglądał dość nietypowo, ponieważ organizuje się go osobno. Panna młoda ma swój ślub, a pan młody też świętuje osobno. Bardzo często te dwie ceremonie odbywają się równolegle tego samego dnia, ale w tym przypadku było to zorganizowane dzień po dniu. Dzięki temu udało mi się załapać zarówno na ślub kobiety, jak i na ślub mężczyzny. W zasadzie są to jedynie obchody ich zaślubin, bo państwo młodzi wcześniej udali się już do specjalnego notariusza od spraw cywilnych, tam spisali umowę ślubną i oficjalnie zawarli związek małżeński.

Później nie było wspólnego świętowania. W niedzielę odbyła się impreza panny młodej, a w poniedziałek pana młodego. Wiem, że wcześniej w sobotę miało miejsce spotkanie panny młodej z jej rodziną i przyjaciółkami, na którym robi się m.in. malowanie dłoni henną. My się na to nie załapaliśmy, ponieważ dojechaliśmy dopiero w niedzielę. Był to jakby wieczór panieński. Bardzo żałuję, że tego nie widziałam, bo to musiała też być bardzo ciekawa impreza.

Pierwsza odbyła się uroczystość panny młodej i jest to zabawa, na którą wchodzą tylko kobiety. Organizuje się ją w wynajmowanym do tego celu domu z salonami ślubnymi. Uczestniczyły w niej same panie, do tego stopnia, że całą obsługą imprezy zajmowały się wyłącznie kobiety: kuchnią, nagrywaniem filmu na wideo, muzyką itd. Tam po prostu nie było prawa być żadnego mężczyzny.

Marokańskie wesele - sala

Imprezy marokańskie są takie, że wszyscy się schodzą bardzo, bardzo powoli. Nam powiedzieli, że cała impreza zaczyna się o 17:00, ale mamy przyjść dopiero o 21:00. Wcześniej nikogo jeszcze nie będzie. Gdybyśmy przyszły o 17:00, byśmy tam tylko siedziały i „kwitły”. Weszłyśmy zatem do ogromnego salonu z całym orszakiem kobiet z rodziny pana młodego. Były tam tylko kobiety. Jako delegację pana młodego przywitano nas jakimiś śpiewami i okrzykami, których zupełnie nie rozumiałam oraz wprowadzono na salę.

Miałyśmy miejsca wyznaczone w centralnej części, trochę lepsze, obok muzyków. Wśród nas były siostry, ciotki i kuzynki pana młodego oraz ich córki, prawie dorosłe. Brakowało tylko jego mamy, pewnie ze względu na podeszły wiek, ale podejrzewam, że normalnie też by była. W zasadzie to na początku siedzi się i czeka. Długo czeka. Jest muzyka, są tańce. Ale to, co było dla mnie dużym zaskoczeniem to fakt, że wogóle nie ma panny młodej.

Zbieranie się wszystkich trochę trwało. Przy samym wejściu witają wszystkich szklaneczką mleka i jednym daktylem, z którego wyjęta jest pestka, a w jej miejsce wciśnięty jest orzech włoski. Tak było zarówno na ślubie u panny młodej, jak i dzień później, na weselu pana młodego.

Marokański kaftan i daktyle z orzechami

Siedziałyśmy sobie przy naszym stoliku i czekałyśmy aż coś się wydarzy. Muzyka grała na żywo, oczywiście grały i śpiewały wyłącznie kobiety. Od czasu do czasu ktoś wstawał i tańczył, albo i my tańczyłyśmy. Co jakiś czas przechodziła kelnerka z tacą i coś rozdawała – czekoladki, ciasteczka, słodycze arabskie. Przekąski te nie stały na stole, tylko wędrowały po sali na tacy kelnerki. Dzięki nim nie padłyśmy z głodu, bo w sali było niezwykle duszno i gorąco. A było nas tam bardzo dużo, chyba z 200 pań. A jak sobie jeszcze poskaczesz i potańczysz, to już w ogóle wytracasz całą energię i wypacasz wszystko to, co dasz radę wypić.

Wszystkim tradycyjnie dają też pudełeczka z ciasteczkami marokańskimi, albo torebeczki, żeby zapakować ciasteczka na wynos. Dają też taką słodką, okrągłą bułkę, którą wszyscy zazwyczaj zabierają do domu. Chyba nikt jej nie je. Jeżeli wogóle jest w stanie ją zjeść, ponieważ jest strasznie mdła i jakaś taka mocno anyżkowa. To są pewnego rodzaju symbole, które zawsze rozdaje się gościom na ślubie. Na pamiątkę czy dla późniejszej konsumpcji.

Do jedzenia siada się w większym gronie przy wspólnym stole i wszyscy jedzą razem z jednego dużego talerza. Tak samo jest z... piciem. Na naszym stole stała jedna butelka wody i 2 szklanki. A przy stoliku nas siedziało z 10 osób. Także wszystkie piłyśmy ze wspólnych szklanek. Dla mnie to było trochę zaskakujące. Razem z „delegacją” z Hiszpanii załapałyśmy się na jedną szklankę.

Trzeba przyznać, że kobiety przychodzą przepięknie urbane. W piękne, śliczne kaftany, w większości bardzo tradycyjne, niektóre z akcentami europejskimi. Przyglądałam się tym kaftanom i niektóre można uznać za piękne suknie wieczorowe.

Jednak kobiety nie chciały żeby robić im zdjęcia.
Marokańskie kobiety na weselu nie chciały żeby robić im zdjęcia

Była tam oficjalna pani fotograf i operatorka kamery. Inna biegała za nią z mikrofonem. Kręciły reportaż ślubny. Jak kobiety tańczyly i kamera zbliżała się do nich, to niektóre się odwracały lub zakrywały twarz. Tłumaczyły to tym, że bawimy się tu tylko w grupie kobiet. A potem taki film nie wiadomo kto może obejrzeć. Może to być jakiś mężczyzna, więc bardziej tradycyjne kobiety nie chcą żeby je tam widywali z odkrytą głową, bo większość z nich była tam bez chust, mimo że niektóre noszą je na codzień.

W Tangerze nie wszystkie kobiety zasłaniają głowę, ale widziałam jedną z sióstr pana młodego która nosi chustę. Później, jak impreza się kończyła i kamery już nie było, odkryła głowę. Niejedna kobieta też tak zrobiła. Wiedziały, że kamera już ich nie nagra i stwierdziły, że nadszedł moment na małe „rozprężenie”. Jednak skoro jesteśmy w kobiecym gronie, to nie powinno być obaw, że ktoś nas zobaczy.

Mimo wszystko niektóre panie z odkrytą głową na imprezie chowają się przed kamerą i nie lubią jak się im robi zdjęcia. Powiedziano nam, że bez problemu możemy się fotografować przy naszym stoliku, we własnym gronie, bo tu się wszyscy znamy. Ale nie było mile widziane aby wziąć aparat i pstrykać zdjęcia obcym osobom, bo zdjęcia też może później zobaczyć jakiś obcy mężczyzna. Ja miałam ogromną ochotę, żeby robić zdjęcia nie samym kobietom, ale tym niesamowicie pięknym kaftanom. Ale wybitnie proszono, by zdjęć tam nie robić, więc trzeba było się dostosować.

Czy na kobiecą imprezę mogły wchodzić dzieci, konkretnie mali chłopcy? (Np. w kobiecym hammamie mogą przebywać pod opieką swoich matek).

Nie było tam wogóle dużo dzieci. Z dziewczynek najmłodsze miały z jakieś 10-12lat. Z nami był jeden 2-letni chłopiec, który przyjechał ze swoją mamą z Hiszpanii i nikt nie miał żadnych obiekcji do jego obecności. Wydaje mi się, że to dlatego, że to jeszcze małe dziecko. Ja na czas imprezy zostawiłam synka z moim mężem.

Na uroczystość pana młodego, która odbyła się następnego dnia, mogły wejść kobiety, ale tylko te z najbliższej rodziny. A jako, że nam „przyznano” status rodziny pana młodego, udało mi się do nich zaliczyć. Ale o weselu pana młodego będzie w drugiej części.

W pewnym momencie, jak już upłynęło sporo czasu i zebrała się większość gości, przybyła panna młoda. Została zapowiedziana śpiewami. Była pięknie ubrana w fantastycznie zdobiony kaftan. Powiedziano nam, że zarówno kaftany , jak i wszystkie ozdoby – korona, welon, biżuteria – są bardzo drogie, przez co stroje ślubne są bardzo często wynajmowane. Zatrudnia się stylistkę-wizażystkę weselną, która się zajmuje kaftanami, makijażem, fryzurą.

Panna młoda pojawia się w kilku strojach. Do każdego jest inna biżuteria, inny makijaż, inna fryzura. W zależności od ilości tego rodzaju „pokazów” zależy cena całego wesela. Na tym ślubie panna młoda pojawila się dwa razy w dwóch różnych strojach.

Za pierwszym razem była prawie cała zasłonięta. Jej włosy były zakryte. Widać było tylko kawałek buzi i to, że ma bardzo mocny i blady makijaż. Strój pewnie bardzo ciężki. Ona cały czas patrzyła się w ziemię jakby w czubki własnych palców od stop. Twarz poważna, żadnych emocji. Poruszała się z trudem lub praktycznie wcale. Pomocnice weselne oprowadziły ją po sali. Dla mnie wyglądała jak pięknie ubrana lalka. Wizażystka skakała dokoła, poprawiała a to fałdki, a to pliski. Dłonie zgięte w łokciach jak lalka Barbie. I tak prowadzono pannę młodą raz w jedną, raz w drugą część sali, by pokazać jaka ona piękna. Zupełnie jak posąg. I tak właśnie wyglądała – bez żadnego uśmiechu, ze spuszczonym wzrokiem, poważna i patrząca w ziemię. Prawdopodobnie tak właśnie przystoi się zachowywać, kiedy po raz pierwszy pojawia się wśród gości. Z nikim też nie rozmawiała.

Pośrodku sali stał przygotowany i pięknie zdobiony tron z baldachimem. Wszystko świecące, błyszczące, bogate. Na tym tronie usadzono pannę młodą. Oczywiście przez 5 minut jej układano szaty i ustawiano pozę. Potem przychodzi moment na sesję zdjęciową. Ona cały czas bardzo poważna i wpatrzona w ziemię. Podchodzą najważniejsze osoby czy to z jej rodziny, czy z rodziny pana młodego, czy jakieś jej najbliższe przyjaciółki i robią sobie z nią zdjęcia. Po tym wszystkim pannę młodą wyprowadzają z sali.

Pierwsze pojawienie się panny młodej trwało zaledwie... 15 minut. W tym czasie ją zaprezentowano, oprowadzono po sali, zrobiono jej zdjęcia i wyprowadzono. Dla mnie było dużym zaskoczeniem, że my się w zasadzie bawiłyśmy bez niej. U pana młodego było kompletnie inaczej, bo pan młody jest obecny na swoim weselu. A na ślubie panny młodej praktycznie jej nie ma.

Babskie wesele dalej się toczy. Tańce, śpiewanie i przekąski... Czekałyśmy na ponowne pojawienie się panny młodej. Przerwa między jej pokazami trwała ok. 45 min, może godzinę. W tym czasie muszą ją przebrać, umalować i uczesać od nowa. Nie wiem czy miało to miejsce w tym samym budynku, w którym odbywała się impreza, czy gdzieś indziej, np. u niej w domu, ale mam wrażenie, że to nie było w tym samym lokalu.

Marokańskie kaftany na wesele

Kolejna prezentacja panny młodej jest kompletnie inna. Jest już w innej sukni. Każda z szat ma swoją nazwę. Nam powiedziano, że pierwsza kreacja była suknią „księżniczki”, a druga to „nimfy”. Suknie te mają, powiedzmy, jakieś kanony i standardy. Każda panna młoda wybiera to, co się jej podoba.

Tym razem panna młoda była mniej zakryta, jej włosy były już odsłonięte i, przede wszystkim, kompletnie inaczej się zachowywała. To nie był już posąg czy smutna lalka. Teraz pojawiła się uśmiechnięta dziewczyna, która do nas machała i pozdrawiała. Oczywiście w pięknym kaftanie i biżuterii. Wyglądała zupelnie inaczej. Jednak strój i fryzura bardzo zmieniają każdą kobietę.

Po tym pierwszym pokazie miałyśmy wrażenie, że jak ją zobaczymy na ulicy to wogóle jej nie poznamy.

Panie z obsługi tak samo ją oprowadziły po salonie, by wszyscy zobaczyli jak ona pięknie wygląda. Później znowu usiadła na swoim bogato zdobionym tronie, ułożono jej szaty i zrobiono kolejną sesję zdjęciową. Przyniesiono coś w rodzaju lektyki, zadaszonej, bardzo ładnie zdobionej i mocno błyszczącej. Usadzono w niej pannę młodą. Kobiety z obsługi uniosły lektykę niezbyt wysoko, do poziomu biodra, i zaczęły z nią tańczyć. Kołysały się w prawo, w lewo, do przodu i do tyłu chodząc po całej sali. Nieźle się te panie napracowały. Oczywiście wszystko z przyśpiewkami i muzyką.

Po pewnym czasie zadaszenia od baldachimu zostały zdemonotowane (podejrzewam, że przez ograniczenie wysokością lokalu), a panna młoda została podniesiona jeszcze wyżej. Panie z obsługi uniosłu lektykę do poziomu swoich ramion i przez dobre 10-15 minut tańczyły z nią po całej sali. A panna młoda podczas tego tańca rozsypywała wśród gości płatki kwiatków z koszyczka. Scena ta przypomniała mi trochę andaluzyjskie procesje wielkanocne. Wokół lektyki z panną młodą zgromadziła się grupka jej przyjaciółek i kuzynek (nie ma sióstr), dziewcząt w jej wieku. Tańczyły one dookoła niesionej lektyki.

Jedna rzecz mnie zaskoczyła podczas tych tańców. Marokańskie kaftany mają pas pod biustem, a na biodrach nie są opięte. Młode dziewczyny często biorą chistki i przewiązują je w biodrach. Zastanawiałam się po co one to robią, bo nie wyglądało to ładnie. Chustka często była zupełnie innego koloru niż kaftan i wogóle nie pasowała do całości stroju. Z jednej strony piękne szaty a z drugiej zwykła chustka zawiązana na tyłku. Była ona obwiązana równo pod pupą, tak ściśle. Później powiedziano mi, że to dlatego, by pokazać jak ciało się rusza pod tym obszernym kaftanem. Bo „mam luźne szaty, ale popatrzcie jak ładnie kręcę pupą”. Robiły to głównie młode dziewczyny, jakby chciały się popisać swoim tańcem. Tylko nie do końca wiadomo przed kim, bo żadnych mężczyzn tu nie było.

Jak panna młoda zeszła z lektyki, otraczające ją rówieśniczki zatańczyły dookoła niej. Ona była pośrodku i za bardzo nie mogła się ruszać, bo szaty ślubne są dość ciężkie, mocno wyszywane kamieniami i biżuterią. Ale próbowała się kołysać w rytm muzyki. To był jedyny moment, w którym w zasadzie sama się bawiła, promieniująca uśmiechem. Po odtańczeniu tego tańca, wyszła i więcej się już nie pojawiła.

Impreza w zasadzie dobiegała końca. Muzyka zamilkła. Jako, że nie wszystkie panie zmieściły się przy stołach, część siedziała na krzesłach pod ścianami. Teraz te krzesła zabrano, poprzestawiano stoły. Kamerzystki i śpiewaczki pozbierały swoje sprzęty. Nie było już żadnej muzyki ani zabawy. Siedziało się w ciszy lub wśród rozmów toczących się przy stołach. A na stołach właśnie ustawiono półmiski z jedzeniem, które było fantastyczne. Jeden talerz pośrodku stołu, a wszyscy sięgają po jedzenie ręką lub kawałkami pieczywa.

Podano potrawę bardzo tradycyjną, czyli kurczaka pieczonego z cytryną i z oliwkami. Mmmm, palce lizać! Większość potraw kuchni marokańskiej gotuje się dość długo, przez co duszone mięso rozpływa się później w ustach. Bo jeśli to mięso się dzieli dłonią, to musi być ono bardzo delikatne i kruche oraz łatwo oddzielać się od kości.

Marokańskie wesele - jedzenie

W Maroku jest zwyczaj, że jedzenia serwuje się sporo. Aż za dużo. Znacznie więcej niż można zjeść. My zjadłyśmy tego kurczaka co najwyżej połowę, po czym zebrano półmiski i podano drugie danie. Tym razem była to wołowina z przyprawami, również niezwykle smaczna. Rozpływała się w ustach. Na koniec, w ramach deseru, podano owoce. Po jedzeniu wszystkie panie rozeszły się do domów i cała impreza się skończyła ok. 2:00 w nocy. Jedzenie podano więc dość późno, jakoś tak koło 1:00 .

Ja  pamiętam, że jak byłam kiedyś na marokańskim weselu, tyle że wspólnym, to zaczęło się ono ok 22:00. Jedzenie wjechało około północy. Do tego czasu goście czekali nad pustymi talerzami jak para młoda, w tym przypadku razem, „odbębni” swoje weselne rytuały.

No bo jedzeniem się w zasadzie zamyka imprezę.

Mimo ogromnego upału, późnych godzin i zmęczenia po podróży, bawiłyśmy się doskonale. Tańczyłyśmy i zabawa była przednia. Może to właśnie dlatego, że tylko w gronie kobiet. A następnego dnia czekała nas jeszcze uroczystość pana młodego...

Cdn...

Monika Jakacka Márquez. Z wykształcenia i zawodu tłumacz ustny i pisemny. Biegle włada językiem polskim, hiszpańskim, angielskim, katalońskim, rosyjskim i czeskim. Pochodzi z Warszawy, lecz sercem i duszą wrosła w Hiszpanię. Od 1999r. mieszka w Granadzie. Obecnie jest prezesem Stowarzyszenia Polskiego w Granadzie „Sami Swoi”.

---
Zdjęcia: tekst wyjaśnia dlaczego nie były robione przez mojego gościa. Zródła to fotolia.com , photopin.com  , kaftany pochodzą z archiwum autorki bloga (nie z jej szafy tylko dysku z fotkami) a daktyle z orzechami - z jej wesela ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Disqus - Kuskus, czyli Zapraszam na Feedback ;)