piątek, 21 listopada 2014

Z Andaluzji do Maroka #1 – Granada

Chodzi tu o południe Hiszpanii, czyli Andaluzję, z którą związana jestem od 10 lat. Czasem będę o niej pisać. To dlatego, że można tu zobaczyć arabskie zabytki w Europie. Od Maroka dzieli ją 15 km cieśliny Gibraltarskiej przepływanej na ferry w czasie ok. 30 min – 1 godz. Albo krótki lot z lotniska w Maladze gdzie zaskoczeni pasażerowie marokańskich linii zamiast boeinga zastają podatną na turbulencje małą Cessnę. Przede wszystkim oba kraje łączy historia. Na początek Granada – miasto wielkich możliwości! Ale to zależy jakich.


Kiedy wybierałam się w swoją pierwszą podróż na studia do Hiszpanii na lotnisku spotkałam pewnego Polaka. Miał na imię Marek i jak się okazało mieszkał w Granadzie. Lecieliśmy tym samym samolotem i mieliśmy wspólny temat do rozmowy.  Z tą różnicą, że on znał już to miasto a ja dopiero co miałam je poznać i prawie nic o nim nie wiedziałam.



Po dotarciu na miejsce Marek mógł wreszcie zapalić papierosa, czego ja bardzo nie lubię jak się to robi przy mnie. Do tego otwarcie o tym mówię. Bierne wdychanie dymu potrafi popsuć cały dzień prowokując masakryczny ból głowy, zwłaszcza że i tak byłam już osłabiona od skoków ciśnienia i stresu lądowania.

Wtedy udzielił mi wskazówki nr 1
„W Granadzie na pewno sama zaczniesz palić, bo tutaj wszyscy palą zwłaszcza studenci.” 
No jasne. Nie mogłam uwieżyć, że tak może być!

Potem były następne rady głównie dotyczące ludzi, których miałam spotkać w tym mieście. Najbardziej utkwiła mi w pamięci z ta, którą nazwałam sobie wskazówką nr 2:
„Uważaj na Marokańców”. 

 Dlaczego? Marokańcy? O co z nimi chodzi? Tego nie określił. Więc dobra, skoro też nic o nich nie wiem to na wstępie nastawiłam się na „uważanie”.



Opowiedziałam mu też, że kiedy rezerwowałam z Polski nocleg przez telefon pytałam się właściciela hostelu o to w jakim języku mam z nim rozmawiać by się dogadać. Jednym z nich był francuski. Nie mówię po francusku więc dałam radę łamanym hiszpańskim. Według Marka już powinna mi się palić czerwona lampka bo jak francuski to znaczy, że Marokańczyk.

Marek pomógł mi znaleźć ten hostel a potem nasze drogi się rozeszły. Ale zdążyliśmy wymienić się meilami. Poprosił, bym napisała do niego jak mi leci.

Właściciel hostelu rzeczywiście pochodził z Maroka. Czerwrona lampka się paliła, ale tylko dlatego, że Marek coś zasugerował a nie, że typ był podejrzany przez swoje pochodzenie. To przecież był normalny hostel. Po dwóch dniach przeniosłam się do wynajętego mieszkania i ruszyłam na dalsze zwiedzanie. Nie przypuszczałam, że w ciągu najbliższych miesięcy i lat też tak dogłębnie spenetruję Granadę. 

Może nawet bardziej niż Marek.



świecie studentów i ich becas

Granada to miasto typowo studenckie. Posiada stary uniwersytet Universidad de Granada (UGR) założony w 1531r. Ma on wielki kampus. Studiuje tu 60 tys. studentów. Do tego co roku przyjeżdza tu ok 3.000 osób z zagranicy na przeróżne programy wymiany i stypendia (becas). Pragną dobrego wykształcenia, przygotowania do zawodu, poznania Hiszpani, zabawy, zdobycia międzynarodowych kontaktów. 

Potem w zależności jak się ułoży ich życie prywatne to albo wracają do swoich krajów albo kształcą się dalej np. robią doktorat. Jeśli jest okazja to korzystają z kolejnych becas. A jeśli zostają po to by znaleźć pracę to dopiero od tego momentu zaczyna się prawdziwe życie. Adios studencka przygodo, adios las becas. Bo z tym to różnie bywa a sukces zależy nie tylko od umiejętności i wytrwałości ale i... szczęścia.



W Granadzie jak i w całej Hiszpanii są też setki szkół prywatnych kształcących na poziomie tzw. formacion profesional oraz podyplomówek tzw. master. W nich również uczy się młodzież z zagranicy korzystając z becas. Liczba tych szkół stale rośnie, do tego stopnia, że skrzynki na listy oraz wycieraczki samochodów zasypywane są ulotkami reklamującymi kolejny wspaniały kurs po którym pracodawcy wreszcie Cię zauważą.

Solidna edukacja (formación) jest bardzo ważna. Ale z chwilą nadejścia wielkiego kryzysu w Hiszpanii może ona w znalezieniu pracy albo pomóc albo nie mieć żadnego znaczenia. Nie każdemu studentowi będzie dane znaleźć pracę. Często będzie ona na umowie śmieciowej.

Dlatego na formacion w Hiszpanii najlepiej korzystają właściciele tych szkół. W tej chwili to najbardziej dochodowy biznes. A młodzież wciąż ma nadzieję, że wyksztalcenie kiedyś zaprocentuje. Więc płacą duże z trudem zdobyte pieniądze za kolejny kurs. Albo kwalifikują się na kolejną becas albo korzystają z darmowych kursów, które rząd Hiszpanii finansuje w celu zmniejszenia bezrobocia wśród młodzieży.



Codzienność i zabawa

Studenci mieszkają głównie w wynajmowanych mieszkaniach dzielonych z innymi współlokatorami różnych narodowości. Każdy przyniósł ze swojego rodzinnego domu inne wartości, inne zwyczaje czy stosunek do nauki, pracy, zabawy i takich spraw jak gotowanie, utrzymywanie prządku i dzielenia się obowiązkami. Często zmieniają mieszkania i znajomych jak rękawiczki. Kiedy się bardziej ustabilizują to mieszkają sami lub z partnerem / partnerką.

Wieczory spędzaja najczęściej w barach tapas, w których serwują darmowe przekąski do piwa, wina lub CocaColi. Granada jest jedynym miastem jakie znam gdzie ten tapas jest rzeczywiście gratis. 



Jego jakość jest różna. W jednych barach pozostawia wiele do życzenia lub to tylko talerzyk z oliwkami czy kilkoma plasterkami szynki. A w innych może nawet zastąpić lunch np. pieczywo ze smażonym mięsem, cebulą i sałatą, klopsiki, szaszłyki, tortilla, owoce morza czy ziemniak pieczony w łupinie z sosem czosnkowym. W większości lokali tapas jest podawany głównie po godz. 21. Choć jest parę takich miejsc gdzie można go zjeść o każdej porze.



Poza tapas mieszkańcy i rezydenci Granady spędzaja swój czas na wielu innych atrakcjach. Spacerują, uprawiają sporty, chodzą do kin i teartów, rozwijają różne talenty, uczą się malować, grać na gitarze, tańczyc flamenco czy taniec brzucha. W Granadzie działa też grupa zwana Idea z programem „Los Ojos de la noche”, która od wielu lat organizuje nocne wyjścia do największych zabytków Granady czy innych ciekawych historycznych zakamarków. Skorzystało z nich już wiele roczników akademickich.



Emigracja

Marokańczycy? Owszem są tutaj. To najliczniejsi emigranci z kraju muzułmańskiego ze względu na bliskość. Studiują głównie farmację, bo to w Maroku zawód z perspektywami. A studia w Hiszpanii są tańsze i łatwiej się na nie dostać niż we własnym kraju. Wielu z nich potem pracuje i zakłada rodziny.



Przez wieki kultura Maurów miała wpływ na charakter miasta, jego architekturę, sztukę i styl życia mieszkańców. To wszystko jest zachowane do dziś a Marokańczycy w Granadzie doskonale się w to wpasowują.



Jednak jest ich tu zdecydowanie mniej niż we Francji czy Holandii. Ze względu na kryzys wolą się przenieść gdzie indziej. Hiszpania ma na pewno więcej emigrantów niż nasza prawie jednolita etnicznie Polska. Porównując np. z Wlk. Brytanią kiedy wychodząc na ulicę nawet w małej miejscowości cały czas w zasięgu wzroku masz ludzi różnych narodowości, ras i religii to w Hiszpanii wciąż przeważają momenty kiedy widzisz samych Hiszpanów.



Pogoda

Mikroklimat Granady popada w skrajności. Latem jest bardzo gorąco i miejskie zegary mogą pokazywać ok 40ºC. Dużo uwagi temu nie poświęcę bo powierzchownie Hiszpania już jest znana z upałów i picia drinków pod palmą.

Zimą może nie ma wielkich mrozów, ale w suchym klimacie zimno odczuwa się bardzo dotkliwie. W górach Sierra Nevada leżśnieg przez większość roku gdzie na nartach można śmigać. Zimowe ciuchy identyczne co w Polsce nosi się tutaj przez...  pół roku. 



Wiele mieszkań nie ma ogrzewania, albo jest ono mało efektywne (kiepskie urządzenie grzewcze, uciekanie ciepła przez cienkie ściany i stare okna). Dla Hiszpanów i Marokańczyków uważane jest za luksus a nie podstawową potrzebę. 

Wieczorne wyjścia na miasto zimą to połączenie przyjemności z cierpieniem. Zanim znalajdzie się dobry bar tapas trzeba długo chodzić po ulicach i znosić to potworne zimno od którego całe ciało bolało. Jeszcze gorsze były odwiedziny u takich oszczedzających na ogrzewaniu znajomych. 

O zwiewnych eleganckich ciuchach wyjściowych, które tak często noszę w Polsce... zimą, można zapomnieć. Czekało mnie przymusowe wielomiesięczne noszenie polaru a pod spodem legginsów i body.



Jaranie fajek

Czy studenci w Granadzie palą? Oweszem, jak wszędzie są osoby palące i niepalące. Ci pierwsi aby zaoszczędzić swoje niewielkie stupendium muszą jakoś sobie radzić. Albo zamiast kupować drogich paczek papierosów robią sobie skręty. Albo... rzucają palenie. Przynajmniej na okres studiów za granicą. 

Polecam tą drugą opcję, bo po pierwsze skręty zawierają więcej substancji smolistych. Po drugie, wiem na swoim przykładzie, że rzucenie fajek jest możliwe przy użyciu samej silnej woli. Po trzecie – zdrowie. 

Otoczenie może oddziaływać na Ciebie lub Ty na otoczenie. Wiadomo, że przyciągasz znajomych podobnych do siebie. Jak palisz to palących a jak nie palisz to niepalących. Ty możesz zmienić swoje nawyki pod wpływem otoczenia lub Ty o ile masz charyzmę czy dajesz idealny przykład możesz sprawić, że Twoje otoczenie zmieni się.

Jednak zbliżenie się do grupy palącyh studentów przyprawia mnie o obrzydzenie. Rozmawiam z pewnym Włochem, który trzyma fajkę. Dmucha mi dymem w twarz zamiast grzecznie się odwrócić, tak jakby w jego kulturze uznawano to za normalne. Fuj!!!

Wsród Marokańców też są palacze. Usprawiedliwiają sięże palenie... jest częścią ich kultury. To ciekawe! A co Koran na to?  
Mimo nałogu silnie uwarunkowanego w mentalności uważanego za niemożliwy do zdarcia, nie poddaję się i kontynuuję osobistą kampanię antynikotynową.

Miejska architektura i kultura

Granada ma wiele ciekawych miejsc spotkań Są to głównie place miejskie, a na środku każdego z nich stoi fontanna: Plaza de Nueva, Plaza de las Pasiegas, Plaza Gracia, Plaza del Triumfo, Plaza de Trinidad, Plaza Universitaria… można wymieniać.




Prócz placów są też miradory – punktu widokowe. Granada położona jest na wzgórzach. Znajdują się najczęściej w starych dzielnicach pełnych białych andaluzyjskich domków z elementami architektury Maurów. 



Najsłynniejszy z nich to Mirador de San Nicolas. Miejsce romantyczne, jednoczące ludzi, różnorodnie i bardzo a bardzo andaluzyjskie. Tutaj obok siebie stoją kościól i meczet. Cyganie i emigranci z Ameryki Płd. handlują swoim rękodziełem. Artyści malują lub fotografują. Ludzie w różnym wieku, różnych narodowości obsiadują wszystkie ławki i długi kamienny murek, który latem jest praktycznie zajęty. Głośno rozmawiają, popijaja różne napoje a nawet śpiewają, grają na gitarach czy bębenkach. Turyści po męczącym wchodzeniu pod górkę poprzez wąskie kamienne uliczki, kiedy wreszcie dotrą na szczyt doświadczają efektu WOW! Przed nimi rozciąga się widok jak z większości pocztówek z Granady.



Alhambra

Alhambra to długi czerwony pałac górujący nad miastem, na tle ośnieżonych gór Sierra Nevada. Należała ona do Maurów, którzy opanowali Pólwysep Iberyjski na osiem wieków. Byla ich twierdzą, ostatnim bastionem w Andaluzji zwanej Al-Andalus, który upadł w 1492r.
Arabowie pozostawili Hiszpanii Alhambrę niczym Krzyżacy Zamek w Malborku Polsce – to takie moje porównanie.
Wygląda ona imponująco o każdej porze dnia, czy to poranek, czy zachód słońca czy noc gdyż w różnym świetle zmienia swoje kolory. Raz mieni się na pomarańczowo, raz na fioletowo a nocą wygląda jak skupisko świecących się brył na żółto i zielono. Z Alhambry widać w oddali Mirador de San Nicolas a na nim linia kolorowych punkcików. To ludzie siedzący na tym długim murku.

Jaka jest historia Alhambry? Co jest w niej wyjątkowego? Co warto zobaczyć? Jakie mam jej zdjęcia? O tym mam osobny artykuł.



Alhambra jest symbolem Granady i jednoczy mieszkających tu ludzi wielu kultur. Z niej wywodzi się arabski styl w architekturze i sztuce obejmujący także inne dzielnice miasta. To nią podziwiają turyści oraz przyjeżdzający tu studenci. Chętnie odwiedzają nie tylko nią ale i otaczający ją park na wzgórzu, który jest zielonymi płucami miasta. Chłoną całą magię tego miejsca, szukaja w nim inspiracji i wspomnień. Nowożency robią sobie tutaj sesje zdjęciowe i również moja się tam odbyła - na Alhambrze i w sąsiednim Carmen de los Martirez.



Alhambra kojarzy się z Marokiem bo jej architekci stamtąd pochodzą. Po Arabach w Hiszpanii pozostały też zapisy badań i efekty ich nauki, która w tamtych czasach się rozwijała – astronomii, muzyki, techniki uzdatniania wody. To wszytko możemy zaobserwować w Granadzie a UGR oraz turystyczny Parque de las Ciencias (Park Nauki) czerpią z tych dokonań.



Prawie jak suk arabski

Niektóre dzielnice Granady takie jak Albaicín czy starówka wokół katedry do tej pory mają arabski klimat. Wielu handlarzy z Maroka i nie tylko codziennie otwiera swoje kramy. Sprzedają ubrania, biżuterie, lampy, wyroby drewniane, serwisy do herbaty, samą herbatę, przypawy oraz typowo turystyczne pamiątki. Co do targowania się to chyba większa swoboda jest w Maroku. Kramiarze muszą się przystosować do tutejszych warunków, cen i opłat ale nie jest powiedziane, że nigdy nie dają okazji do kupienia czegoś taniej.




Odwiedzić można tu też wiele orientalnych herbaciarni i restauracji z sziszą. W tych miejscach kultura arabska współgra z folklorem cygańskim, z dzwiękami gitary i tańcem flamenco.

Granada daje wiele mozliwości do studiowania, artystycznych inspiracji, poznawania kultur i nawiązywania znajomości. Gdyby dodać do tego więcej perspektyw na rynku pracy, byłaby wszechstronnie idealna dla każdego. A zmino to zawsze można wytrzymać lub dopilnować by mieszkanie miało solidne ogrzewanie.

Z ludzmi też można sobie poradzić. Obejść tych niewłaściwych by dobrać sobie tych wartościowych. W jakim sensie?

Syndrom "mala follá"

Nie mogę się powstrzymać od kolejnej osobistej trochę krytycznej uwagi. Chodzi o nowe przyjaźnie. Wiadomo, że jedne znajomości są przelotne, inne na dłuzej, kolejne na całe życie a jeszcze inne przeradzają się w coś więcej.

Rodowici mieszkańcy Granady granaínos pod tym względem wydają się dziwni. Tych co zbyt emocjonalnie podchodzą do nowych znajomości może to denerwować.

Od dzieciństwa trzymają się razem w swoich paczkach. Czasami przyjmują do siebie nowych znajomych, także cudzoziemców. Przez jakiś czas spotykają się z nimi, zapraszają na swoje przyjęcia, są w normalnym kontakcie koleżeńskim. Aż nagle nie wiadomo z jakiego powodu granaínos przestają to robić. Zapominają o nowych znajomych i ponownie zamykają się w swoim starym gronie. Do tego stają się ignoranccy i aroganccy. Nie mówią Tobie wprost, że już do nich nie pasujesz i się im znudziłeś ale dają Ci to odczuć swoim zachowaniem. O jakiejkolwiek pomocy w potrzebie nie ma mowy. Swoje prawdziwe ja pokazują po raz pierwszy kiedy czegoś potrzebujesz.

Tego zjawiska doświadczyli nie tylko cudzoziemcy próbujący wejść w kontakt z granainos ale także Hiszpanie z innej części Hiszpanii. Ci drudzy nazwali to syndromem „mala follá granaína” co można przetłumaczyć jako „złe granadzkie pieprzenie”.



Być może bierze się to stąd, że granainos wierzą, że tylko ich ziomkowie pozostaną tu na długo. Za to przejezdni, tym bardziej emigranci na pewno będą tu krótko i pewnie zaraz wyjadą, więc z góry zakładają, że nie warto z nimi budować relacji.

Jeśli ktoś z Granady nie wykazuje tego syndromu to znaczy, że jest wyjątkiem, albo on lub jego rodzina pochodzi z innego hiszpańskiego miasta. Dlatego też nie warto na wstępie zakładać, że każdy ledwo co spotkany granaíno będzie miał mala follá. Trzeba podejść bez emocji ale kulturalnie, poznać, dać szansę, i ocenić po czasie czy coś znaczymy dla tej osoby.

Wcale nie jest powiedziane, że wszyscy granaínos są tacy sami. Mam wsród znajomych także takich co są bardzo fajnymi ludzmi, którym mogę ufać, z którymi przyjaźnię się już długo i już parę razy pomagaliśmy sobie wzajamenie w różych sytuacjach.

Jednak większość trwalszych przyjaźni i lepsza nić porozumienia zawiązuje się dwóch w układach:
  1. Emigrant + emigrant, nawet z różnych krajów, kultur, religii
  2. Emigrant + Hiszpan spoza Granady

Więc kiedy po raz kolejny okaże się, że granaínos wykluczają Cię ze swojej grupy to rada jest taka aby się nimi nie przejmować i skupiać się na wyżej wymienionych dwóch układach. Jeżeli oboje jesteśmy nietutejsi, to chyba to właśnie nas łączy i przez to się rozumiemy mimo innych różnic.



Po roku mieszkania w Granadzie przypomniałam sobie o Marku i napisałam do niego meila. Oto jego fragment (w nawiasach komentarze):
„W Granadzie poznałam wielu ciekawych ludzi z różnych krajów i doszłam do wniosku, że jeszcze bardziej nie cierpię papierosów. Teraz już wiem, że nigdy nie wezmę tego syfu do ust. Ale mój chłopak z Maroka (obecnie status mąż) niestety pali. Mimo to, jestem na dobrej drodze do oduczenia go tego brzydkiego nałogu. Wierzę, że to się uda! (kilka miesięcy później wbrew uwarunkowaniom kulturalnym, cel ten został osiągnięty, potem było kilka upadków i wzlotów, ale od 5 lat trwa nieprzerwalnie)” ;) 
Mina Marka????



Applause, kurtyna!


Zdjęcia: Dorkita

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Disqus - Kuskus, czyli Zapraszam na Feedback ;)